Rozdział Czwarty: Pierwsze skutki powrotu Narcissy

17 1 0
                                    


"Bo są dwa rodzaje bólu, Oskarku. Cierpienie fizyczne i cierpienie duchowe.
Cierpienie fizyczne się znosi. Cierpienie duchowe się wybiera."

~ Éric-Emmanuel Schmitt 

*Perspektywa Narcissy* 

- Musisz iść na to spotkanie? 

Zerknęłam na Cypriena w lustrze łazienkowym, przy którym czesałam włosy. Opierał się o białą framugę drzwi, krzyżując ramiona na torsie i spoglądając na mnie z niemym wyrzutem. Westchnęłam, odkładając grzebień na umywalkę i odwracając się do niego. 

- Wiesz, że możesz iść ze mną - mruknęłam, przypominając sobie, jak Miriam, kiedy się rozstawałyśmy, zaproponowała, abym wzięła go ze sobą. 

- Nie mam ochoty na imprezowanie - wzruszył ramionami. - Poza tym, obiecałem twojemu tacie, że pomogę mu w wyborze alkoholi na ślub - dodał. Skinęłam głową. 

- Więc w czym problem, Cyprienie? - Spytałam, wzdychając. 

- Myślałem, że pojedziesz z nami - powiedział. - Ślub jest za miesiąc, a ty zamiast spędzić trochę czasu ze mną, nim wrócę do Francji, idziesz do znajomych. 

Uniosłam brwi, czując, że nie w tym tkwi problem. Cyprien, odkąd dowiedział się o Marsie, był wybitnie niespokojny, kiedy tylko tu przyjechaliśmy. Miałam wrażenie, że gdyby tylko mógł, najchętniej po ślubie zabrałby mnie z powrotem do Francji. 

Nie dziwiłam mu się jakoś specjalnie. Miał prawo do niepokoju.

- Nie widziałam się z nimi pięć lat - przypomniałam. - Poza tym, ustaliliśmy, że mnie odbierzesz, tak? Zresztą, szkoda, że nie chcesz iść ze mną. Chciałabym, abyś ich poznał - dodałam, by chociaż trochę go udobruchać. Nie lubiłam się z nim kłócić. 

- No dobrze - westchnął. - Uważaj na siebie, okey? 

Skinęłam krótko głową i przytuliłam się do niego. Nie wiedząc czemu, czułam stres i wyrzuty sumienia. Nie byłam do końca szczera ani wobec niego, ani wobec Miriam, kiedy opowiedziała mi dzisiaj o tym, że Mars chciał ze mną porozmawiać wtedy, na lotnisku. 

Wiedziałam, że gdyby zdążył, wszystko potoczyłoby się inaczej. 

W jakiś sposób równocześnie czułam ulgę, że nie skoczyliśmy sobie dzisiaj do oczu. W sumie, to trochę wyglądało tak, jakbyśmy się ignorowali. 

Poprana sytuacja. Najbardziej w tym wszystkim współczułam Cyprienowi, który czuł się po prostu zagrożony, Miriam, Aurelienowi i reszcie - przecież oni byli między młotem, a kowadłem. Z jednej strony byłam ja, a z drugiej Marsjasz. 

Może lepiej by było, gdybym po prostu dała im spokój i znalazła innych znajomych? Mars nie musiałby mnie oglądać zbyt często, zaś Miriam, Aurelien, Diana, Sylvian, Gabriel, Vincent i Lea nie musieliby robić tak, aby żadnego z nas nie skrzywdzić. I Cyprien byłby zadowolony. 

Wiedziałam jednak, że ja bym nie była. Ale może dla większego dobra tak by było lepiej? 

- I odpisuj na wiadomości - mruknął Cyprien, kiedy wsuwałam na nogi swoje czarne adidasy i wygładzałam jeansy. 

- Dobrze. - Zgodziłam się, całując go po raz ostatni. A następnie wyszłam. 

Całą drogę do Miriam i Aureliena, którzy adres podesłali mi w smsie, nie czułam się dobrze. Miałam wyrzuty sumienia i jednocześnie gdzieś z tyłu majaczyło mi przykre uczucie, że stanie się coś niedobrego. 

Nie chciałam znowu namieszać. 

Zanim weszłam do urokliwej kamieniczki, w której mieszkali moi przyjaciele, zapaliłam papierosa. Musiałam nabrać trochę odwagi, nim wejdę do środka. Ostatnimi dniami wypalałam prawie paczkę dziennie. 

Powrót do jednego rytmuWhere stories live. Discover now