Rozdział II - Odnalezione skarby

12 1 0
                                    



– Mike, ale ty zmężniałeś przez ten czas! Dodatkowo wyprzystojniałeś przez to niesamowicie!

Sam zerwała się z miejsca przerywając najdłuższe kilka minut niezręczności w ich życiu. Każdy miał ku milczeniu tylko jeden powód, dłoń Mike'a spleciona z dłonią Aleksandra, który ukrywał się za jego ramieniem. Był nieplanowanym intruzem, gościem, który nigdy nie miał tu przybyć. Jednak Mike śmiał go tu przywieźć – na ich przyjacielską imprezę najlepszych kumpli ze szkoły. Nawet radosna Sam uwieszająca mu się na szyi nie wpłynęła na zmianę przyjaciół Mike'a.

– No co wy? Przecież mamy imprezę! – Sam kopnęła w kostkę najbliżej stojącego Freda, witając się z Alice w uściskach.

– Tak, imprezę – powtórzył poszkodowany wciąż wyglądając jak zagubione dziecko. – Wchodźcie, rzeczy możecie zostawić na górze, pokoi jest pod dostatkiem.

Mike i Alice nie powiedzieli nic, wymijając resztę i zmierzając na schody. Aleksander wciąż trzymał się jego ramienia, trzęsąc się i to nie ze strachu, bo nie był tchórzem, a raczej z powodu mokrych ubrań. Wdrapali się na górę wychodząc na kolejne długie piętro zakręcone na środku wokół kwadratowego balkonu, które zabezpieczała piękna drewniana poręcz rzeźbiona w misterne zawijasy. Tu na górze było piękniej niż na dole, nawet jeśli tutaj na lewo wychodziło się do kolejnego dużego salonu, a z drugiej rozciągał się korytarz pokoi. Prostokątny środek robił swoje mimo wszystko.

Mike wybrał pokój na samym końcu uśmiechając się do Alice, która zniknęła równo z nimi w pokoju obok. Wreszcie byli sami.

– Dobra, Aleksandrze, czas się przebrać. Ściągaj te mokre ciuchy.

– Zimno mi – roześmiał się mimo to Aleksander na nowo budząc w sobie swoją zaczepną naturę. – Rozpalisz w tym kominku? Jeśli to nie jest tylko prowizorka.

Mike powstrzymał się przed wybuchem śmiechu, podając mu suche ubrania. Zajrzał też do wnętrza ukrytego za oszklonymi drzwiami odnajdując tam gotowe do podpalenia drewno.

– Będzie ogień skarbie, to prawdziwy kominek – powiedział, spoglądając na niego przez ramię. –  Hej, tak nago już teraz?

– To ty mnie podglądasz, zboczeńcu. Lepiej tam rozpalaj , mój podpalaczu.

Pomęczył się chwilę, ale warto było, bo tu u góry rzeczywiście panował chłód. Dawniej siedzieli tylko na dole, gdzie trzy kominki nagrzewały atmosferę, ale tym razem chyba tak nie będzie.

– Lepiej? – Przytulił ubranego już Aleksandra.

– Tak, teraz jest dobrze – odparł z westchnieniem. – I co teraz? Siedzimy tu?

Ktoś zapukał im do drzwi.

– Alice? – Szepnął Alec.

Drzwi otworzyły się i do środka wmaszerowała Sam, bo tylko ona mogła zrobić takie wejście.

– Przyniosłam wam coś na rozgrzanie – zawołała, wnosząc do tego pokoju nowe pokłady energii.

– Nie będziemy pić – powiedział Mike.

– Oj daj spokój, to tylko gorąca czekolada z dodatkiem. Nie bądź jak babcia, Mike – wyśmiała go wręczając im swój „eliksir".

Samantha była jak Alec, naprawdę jak on. Byli podobnego wzrostu, roztaczając wokół siebie radosną energię, jakiej nie miał w sobie nikt inny. Sam różniła się tylko brązowym kolorem włosów ściętych krótko do ramion i splecionych w byle jaką kitkę, nawet jej oczy wyrażały tą samą naturę chochlika. Oni oboje wydawali się niewinni podczas kiedy byli naprawdę silni.

Hotel pod KsiężycemWhere stories live. Discover now