"Czillera, Utopia i Pszenne Gibony"

65 8 10
                                    

-Nie wierzę, że nawet nie chciała ze mną porozmawiać!-wrzasnął załamany brunet.

Od kilku minut łaził bez celu z jednego pomieszczenia do drugiego w czasie gdy Ciri próbowała ocucić Geralta. Gołodupiec od momentu ataku ani drgnął. Zrezygnowana kobieta klęła pod nosem ciskając księgami o podłogę.

-Nie ma ich. Rozpłynęły się w powietrzu.-powiedział zmachany od biegu Eskel.

Kilkanaście sekund po tym jak Massimo odkrył tożsamość brunetki, ta rozpłynęła się w powietrzu wraz ze swoimi towarzyszkami. Tak jak robiła to wcześniej, swoją obecność zamieniła w proch. Speszyły się tym, że jedna z nich została odkryta i uciekły, ale nadal nie wiadomo czego chciały i czy było ich więcej. Jedno było pewne. Wrócą.

-Była twoją żoną?-zapytał wiedźmin.
-Narzeczoną.-odparł brunet.
-Po cholerę ruszałeś się z miejsca?!-wściekła Ciri rzuciła się na niego z pięściami. -Wszystko zjebałeś! Zmarnowałeś szansę na dowiedzenie się prawdy, a na dodatek mój stary jest nieprzytomny i nie wiem jak go obudzić bo żadne magiczne słówka nie działają!-po tych słowach wymierzyła mu soczystego liścia. Biedak syknął z bólu i cofnął się kilka kroków trzymając dłoń przy twarzy.

-Ciri... to bez sensu.-Eskel próbował ją uspokoić, ale bezskutecznie.

-Naprawdę nie obchodzi mnie to kim była dla ciebie ta kobieta, ale czego chciała i o co chodzi z tymi beznadziejnymi kamieniami. Frustruje mnie już ta cała sytuacja, ty tylko to pogarszasz!

Jasnowłosa odwróciła się na pięcie i postanowiła opuścić Kaer Morhen aby uzyskać pomoc. W tym celu pobiegła do Jaskra. Powoli zbliżał się ranek i miała nadzieję, że uda jej się obudzić śpiewaka. Bard był duszą towarzystwa i znał wielu ważnych osobistości. Wiedziała, że między nim, a Geraltem trwała wojna, ale Jaskier nigdy nie odmówiłby pomocy przyjacielowi, zwłaszcza, że teraz nikt nie stał już po stronie wiedźmina i nie zamierzał dłużej znosić jego fochów. Kobieta wiedziała, że po dzisiejszych wydarzeniach musi wziąć sprawy w swoje ręce i jak najszybciej ukrócić pobyt Massima w ich świecie.

-Cholera.-powiedziała pod nosem kiedy nikt nie odpowiadał na jej wielokrotne pukania. -No tak, przecież Lambert też tu jest... Jaskier pewnie zostawił ich samych. Cholera jasna gdzie on polazł.-mówiła do siebie.

Nie było czasu na szukanie Barda, musiała obudzić Annellę i Lamberta. Postanowiła wdrapać się na piętro i walić od strony tarasu do upadłego.

-Kurwa no... każdy sobie dzisiaj wybrał zajebistą porę...

Nagle za szybą błysnęło lekko żółtawe światło, a zaskoczony wiedźmin w pośpiechu podszedł do kobiety.

-Co się dzieję?-zapytał z szeroko otwartymi oczyma.

-Wiem, że to nie najlepsza pora i tak dalej...-odparła widząc podnoszącą się z łoża brunetkę. -Ale sprawa jest poważna. Godzinę temu napadły nas trzy zakapturzone kobiety, jedna z nich została rozpoznana przez włocha, co więcej podobno jest jego narzeczoną ze świata z którego pochodzi. Przyszły po kamienie, ale nie chciały nic więcej wyjawić. A na samym początku jedna z nich zraniła Geralta i do tej pory jest nieprzytomny, żadne zaklęcie na niego nie działa.-dodała na jednym wdechu.

-Chyba żartujesz.-powiedział przecierając oczy z niedowierzania. -Co z nimi? Uciekły?-dopytywał.

-Tak, rozpłynęły się w powietrzu przez niewyparzoną gębę włocha, który miał się schować, a ta cała Laura kiedy go rozpoznała pewnie wystraszyła się, że ją rozpoznał i zniknęła.-odparła nadal poirytowana.

-Co z Geraltem? Co mam robić?

-Muszę znaleźć Jaskra, on musi znać jakiegoś dobrego zielarza albo szamana, który zdejmie ten przeklęty urok. Oby to był tylko urok.-powiedziała opierając ręce na biodrach.

563 Dni z GeraltemWhere stories live. Discover now