Rozdział 6

5 0 0
                                    

- Oni? -zdziwiła się Kam.
- Tak, ta dwójka -mruknęłam.
- Ale jeszcze nigdy... - parsknęła z oburzeniem Kam, ale przerwałam jej.
- Tak wiem! Ale to teraz nieważne, muszę z nimi porozmawiać.
- Ale jak? Zamierzasz czekać do rana aż wyjdą z domu?
- Nie on co ty! - prychnęłam - muszę wejść im do głów.
Kam wyglądała jakby nie bardzo rozumiała o co mi chodzi.
- Podaj mi moją torbę - poprosiłam.
Kam podniosła z ziemi skórzaną torbę i podała mi ją.
Wyjęłam małą, przeźroczystą buteleczkę z przejrzystym, żółtym płynem.
Odkręciłam korek i zakropiłam sobie oczy. Niemal natychmiast poczułam się senna, ale robiłam to już kiedyś i nie byłam zdziwiona. Za to Kam patrzyła na mnie z przerażeniem.
- Spokojnie - wybełkotałam. - Muszę się tylko położyć...
Opadłam na ziemię i zasnęłam.
Stałam na łące. Biegali po niej chłopiec i dziewczynka. Byli bardzo mali, nieco za mali. Dziewczynka miała ciemne włosy. Wplotła w nie śliczne kwiaty. Goniła swojego brata. Jego obie nogi był zdrowe. Oboje byli bardzo roześmiani.
Zawołam ich. Zatrzymali się zaintrygowani. Podeszłam do nich. Mieli dziecięce twarze byli na to za młodzi, a jednak zdawali się być idealnymi kandydatami.
- Jesteście mi bardzo potrzebne - starałam się mówić łagodnie.
- A do czego? - spytał chłopiec.
- Musicie mi pomóc w zarządzaniu całym światem.
- Będziemy jak królowie? - zachwyciła się dziewczynka.
- Można tak powiedzieć...
Dzieci zaczęły wymieniać między sobą uwagi śmiejąc się przy tym radośnie.
- Jak będziecie gotowe, dajcie mi znać! -zawołałam powoli odzyskując świadomość. - Pamiętajcie!
Najpierw zdawało mi się, że mnie nie usłyszały, ale mogłabym przysiąc, że twarz dziewczynki odwróciła się w moją stronę.
Obudziłam się na ziemi. Kam zaniepokojona patrzyła na mnie.
- I co? Udało się?
- Chyba... chyba tak - odparłam gwałtownie łapiąc powietrze.
Spojrzałam na dom dzieci. Niemal w tej samej chwili w dwóch  sąsiednich oknach zabłysł światło.

Zbliża się czas przemianyWhere stories live. Discover now