Rozdział 5. - Obcas.

1.2K 80 25
                                    

 Tak jak myślała, przez większość drogi walczyła z opadającymi powiekami i chęcią ziewnięcia co dwie sekundy. Spokojna atmosfera, przyjemna jazda i bijące od krasnoluda ciepło nie pomagało. Miała naprawdę wielką ochotę w końcu zatrzymać się gdzieś na noc i przynajmniej na chwilkę zdrzemnąć, by zregenerować siły. Jednakże Thorin zarządzał jedynie kilka krótkich postoi, podczas których jedli skromny posiłek.

 W końcu, po paru godzinach jazdy, zatrzymali się na niewielkiej polanie, otoczonej zewsząd wysokim, gęstym lasem. Rayla poczuła, jak przez jej ciało przechodzą dziwne, niepokojące dreszcze, kiedy niechętnie spojrzała między drzewa. Było w tym miejscu coś złowieszczego, a ona wolała się nawet nie domyślać, co to takie mogło być.

 Zeszła prędko z kuca, a za nią niemal od razu Thorin. Nie miała pojęcia, czy był zmęczony, czy swoją równowagę zgubił gdzieś po drodze, ale po zeskoczeniu z siodła, zachwiał się i z pewnością upadłby na twarz, gdyby nie szybki refleks kobiety, która złapała go w pasie i postawiła do pionu.

 — Co jest Księżniczko, połamałaś swój obcas? — szepnęła, wciąż go obejmując. Stała blisko niego, nawet odrobinę zbyt blisko, lecz jej to nie przeszkadzało. — Jak już na kogoś lecisz, to leć na mnie — uśmiechnęła się zadziornie.

 Thorin nie odpowiedział, jedynie przewrócił oczami i szarpnął, by wyrwać się z jej uścisku, lecz kobieta bardzo mocno go obejmowała. Spojrzał na nią spod przymrużonych powiek, pokazując tym samym, że powoli kończy mu się cierpliwość. Rayla udawała, że tego nie widzi.

 — Puść mnie wreszcie — warknął, patrząc na nią ze złością.

 — Ooo, ktoś tu się denerwuje — zacmokała, przypatrując mu się z ognikami w oczach. — Coś się stało, Księżniczko? — oparła podbródek o jego ramię, nie spuszczając z niego wzroku.

 — Nie mam w zwyczaju uderzać kobiet, ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek.

 Widząc jego pełną powagi twarz i złość, wręcz tryskającą z zimnych, błękitnych oczów, odsunęła się niepewnie, a uśmiech stopniowo znikał z jej twarzy. Lekko urażona jego zachowaniem, odeszła parę kroków dalej, w stronę rozpalającego ognisko Bambura.

 Nie miała bladego pojęcia, co w niego wstąpiło. Jeszcze poprzedniej nocy stał z nią ramię w ramię i uśmiechał się. Co mogło się przez te kilka godzin wydarzyć, że tak ją potraktował?

 Starała się sobie przypomnieć wszystkie chwile z podróży w to dziwne, niepokojące miejsce, lecz nie zauważyła niczego, co mogłoby wytrącić krasnoluda z równowagi.

 Czyżby to była sprawka jej ciągłego gadania? Przez większość podróży opowiadała Thorinowi o anegdotkach z jej pracy, różne ciekawe sytuacje podczas kradzieży, czy zwykłej, uczciwej części jej życia, ale mężczyzna nie wydawał się sfrustrowany jej paplaniem, wręcz przeciwnie, słuchał słów z uwagą i od czasu do czasu zadawał pytania, na które ona chętnie odpowiadała.

 Rayla wydała z siebie ciche, przeciągłe warknięcie i wściekle kopnęła niewinny kamień, który poturlał się w kierunku ogniska i zatrzymał się tuż obok. Stojący przy nim rudy krasnolud spojrzał zdziwiony na kobietę, by po chwili wrócić do przyrządzania kolacji.

 — Po co ty się Piękna nim przejmujesz, przecież to tylko głupi, nic niewarty krasnolud — powiedziała sama do siebie, chowając dłonie do kieszeni ciemnobrązowych spodni. — Tylko głupia, Debilna Tarcza — wymusiła na twarzy delikatny uśmiech i spojrzała na Bombura. — Co tam gotujesz, Rudy?

 Mężczyzna uniósł głowę znad parującego garnka i spojrzał na nią zdezorientowany. Nie zdziwiła ją ta reakcja, w końcu nigdy nie odezwała się do niego nawet słówkiem. Musiała jednak z kimś pogadać. Z kimś, kto nie był gburowatą Księżniczką.

[Hobbit] RaylaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz