Rodział 66

288 16 0
                                    

Po tym jak wypuścili mnie ze szpitala, po wykonaniu rutynowych procedur, ruszyliśmy do naszego mieszkania. W pośpiechu spakowałam ciuchy i potrzebne rzeczy. Isaac zdobił to samo. Przebrałam się w pośpiechu w granatowy sweter i czarne spodnie bo tamte ciuchy były ubrudzone moją krwią. Założyłam swój płaszcz i buty pod kolano na małym obcasie. Isaac przebrał się w czarną bluzę i granatowe jeansy. Zamknęliśmy mieszkanie. Klucze wcisnęłam do zamykanej kieszeni płaszcza. Jutro po południu powinnismy być na lotnisku w środkowej Kalifornii. Tak też się stało. Czekamy na nasze walizki. Denerwowałam się. Patrzyłam na mój nadgarstek gdzie znajdowała się moja bransoletka z charmsami. Każdy przedstawiał coś innego. Kij od bejsbola to był Stiles, łapa wilka to Scott, lustro Lydia, zarys głowy wilka to Malia, mały miecz - Kira, kij od lacrosse to był Liam. Na bransoletce nie miałam Isaac'a bo cały czas nosiłam naszyjnik który od niego dostałam. Rozmyślałam nad tym co mogło się stać. Czemu widziałam te sceny. Z moich przemyśleń wyrwał mnie Isaac dźwigając nasze torby. Podszedł do mnie.

- Chodź kochanie. Czas ucieka.

Powiedział i pocałował mnie w czoło. Chciałam wziąć od niego moją torbę ale nie pozwolił mi. Wsiedliśmy do auta. Rzuciłam torby na tylne siedzenie.

- Jedź w stronę Beacon Hills. Później pokieruje cię dokładniej.

Powiedziałam. Załamał mi się głos. Bałam się o nich jak cholera. Isaac położył dłoń na moim udzie.

- Uratujesz ich.

Powiedział.

- Zrobimy to razem.

Poprawiłam go. Isaac uśmiechnął się i odpalił silnik. Z tym dźwiękiem towarzyszył mi chłód w miejscu gdzie była jego ciepła dłoń. Zmienił biegi i ruszył. Złapałam za charms z łapą wilka. Scott... zawsze można było liczyć na jego pomoc. Umiał pomóc. Zawsze wyciągnął pomocną dłoń do kogoś kto jej potrzebował i jest lojalny wobec swoich przyjaciół i rodziny. Zamknęłam oczy. Widziałam niewyraźne obrazy. Zacisnęłam powieki. Dom. Kręciłam głową na boki. Obrazy nakładały się w jedność. Był w domu. Naszym domu. Otworzyłam oczy. Wjechaliśmy do Beacon Hills.

- Do domu. Szybko.

Powiedziałam. Isaac wcisnął gaz. Zaparkował pod domem. Wybiegł z niego Liam, Scott, Stiles, Malia i Kira. Nie było z nimi Lydii. Stali przy drzwiach. Wysiadłam z auta. Isaac tuż za mną. Scott zbiegł po schodach i zamknął mnie w swoim uścisku. Podniósł mnie i obkręcił się wokół własnej osi. Stiles w tym czasie witał się z Isaac'iem. Następnie podszedł do mnie i również mnie przytulił. Po tym jak przywitaliśmy się ze wszystkimi wyjęliśmy torby z auta i wnieśliśmy je na górę. Zeszliśmy od razu na dół.

- W czym wam przerwaliśmy?

Zapytał Isaac.

- Odbijamy Lydię z Eichen House.

Odparł Scott.

- Czuje że zrobili jej krzywdę.

Powiedział Stiles.

- Co masz na myśli?

Zapytałam.

- Miała wygolony bok głowy. Dosłownie kawałek. Jej mama twierdzi że to elektrowstrząsy i że są bezpieczne.

Odparł.

- Po lewej stronie?

Zapytałam.

- Tak.

Potwierdził moje słowa Stiles. Był lekko zdezorientowany. Pomrugałam kilkukrotnie.

- To nie były elektrowstrząsy.

Powiedział Isaac. Pokręciłam głową.

- Leila co wiesz?

Zapytała Malia. Spojrzałam na nią. To była prawda. To się już stało.

- Isaac ma racje. Wcisnęli ci kit. Wiercili jej w głowie. Widziałam to i czułam.

Powiedziałam. Popatrzyli na mnie.

- Co?

Wydukał Stiles.

- Byłam w szkole. Usłyszałam jej krzyk, robił się coraz głośniejszy. Zemdlałam. W ciemności zobaczyłam Lydię na stole. Z boku głowy sączyła jej się krew a obok leżała jakas wiertarka. Gdy obudziłam się w szpitalu miałam nadzieje że przyjedziemy zanim to się stanie ale... jest za późno.

Powiedziałam. Głos mi się załamał a do oczu naleciały łzy.

- Mamy plan. Zobaczysz uda się.

Powiedział Liam.

- Idziemy po Lydię.

Powiedział Scott. Uśmiechnęłam się.

- Zanim to zrobimy chciałabym się dowiedzieć co do diabła się dzieje w Beacon Hills.

Rozkazałam.

Wilczek ~Isaac Lahey~     WSTRZYMANEWhere stories live. Discover now