6

365 34 6
                                    

Po chwili poczułem delikatnie ciepło...

Co to właściwie było?

Takie ciepłe jak kubek gorącej czekolady, który popijałem kiedyś z Atsuyą obserwując gwiazdy przez nasze duże okno...

A może raczej jak ten puszysty kocyk, którym się przykrywaliśmy wieczorami...

Po jakimś czasie otworzyłem lekko swoje powieki i widząc jakieś obce pomieszczenie natychmiastowo się podniosłem.

- Wszystko w porządku? - zapytał  Gouenji.

- Tak... - odparłem.

Czyli jestem chyba u niego.

Rozejrzałem się po pokoju, który wyglądał bardzo przytulnie.

Nagle blondyn podstawił mi kubek przed nosem i poczułem cudowny zapach, który na pewno  już kiedyś znałem.

Wziąłem go do ręki czując jak jego ciepło przeskakuje na mnie.

- Dziękuję, Gouenji. - odparłem posyłając mu delikatny uśmiech.

- Nie ma za co. - powiedział, po czym zaczął się wypytywać czy jest już wszystko ze mną dobrze oraz czy dam radę wrócić do swojego domu.

Oczywiście czułem się już lepiej, a szczególnie po wypiciu tej przyszłej, gorącej czekolady.

Nim się obejrzałem wstałem na nogi i ruszyłem w stronę drzwi dziękując za wszystko przyjacielowi, który trochę się upierał abym został, bo martwi się o mnie.

Mimo to wygrałem i opuściłem jego dom z nadzieją, że szybko wrócę do własnego, czyli tam gdzie znajduje się moje łóżko na którym się położę, a następnie pokryje białą i ciepłą kołdrą.

Szedłem powoli czując, że śnieg już zaczął się topić.

- Skoro śnieg się topi to na mnie też już niedługo nastanie czas. - odparłem czując wielką ulgę.

Czując, że moje włosy trochę się roztargały zacząłem je poprawiać, a następnie idąc po krawężniku straciłem orientację w terenie i wpadłem na kogoś.

- P-Przepraszam... - powiedziałem z automatu, a potem poślizgnąłem się na zamarzniętym chodniku na ziemię.

Przetarłem delikatnie oczy czując jak do oczu napłynęły mi łzy.

- Wszystko dobrze? - zapytał obcy głos, który wydawał się być trochę zmartwiony.

Podniosłem lekko głowę do góry widząc jak jakiś brązowo włosy chłopak podaje mi rękę.

Korzystając z jego dłoni podniosłem się po jakimś czasie z ziemi.

- Jeszcze raz przepraszam. - powiedziałem czując się temu winnym.

- Nic się nie stało. - odparł, po czym szybko dodał drapiąc się po karku. - To też trochę moja wina.

Chwilę staliśmy jeszcze tak nic nie mówiąc, a nasze włosy powiewały na chłodnym oraz bardzo delikatnym wietrze.

- Jak się nazywasz? - spytał czując, że jak nic nie powie to po między nimi nadal będzie cisza.

- Fubuki Shirou, a ty? - odpowiedziałem.

- Ja jestem Makoto. - odparł wpatrując się we mnie, po czym puścił mi jedno oczko.

Jego oczy były średniej wielkości, ale za to niebieskie jak może, włosy nie wyróżniały się swoim ułożeniem, a jego twarz była pokryta wielkim rumieńcem od samego początku.

- A tak poza tym to co tu robisz o tej porze? - zapytał zaciekawiony.

- Wracam od przyjaciela... - odparłem czując się trochę nieswojo.

Od zawsze byłem nauczony by nie rozmawiać z nieznajomymi nawet jeśli wyglądają przyjaźnie czy też są w podobnym wieku.

- Oh, rozumiem. Ja byłem na zakupach dla mamy. - powiedział podnosząc lekko torbę z drobnymi zakupami.

Wiedząc, że muszę już wracać pomachałęm mu ręką na pożegnanie i szybkim krokiem ruszyłem do przodu.

Chłopak lekko się zdziwił, ale mimo to rzucił do mnie kilka miłych słów i również poszedł w swoją stronę.

Nadal boli mnie po tym upadku...

Po każdym upadku...

Przecież każdy mój upadek nadal jest na moim ciele...

Każdy ból...

Nareszcie dotarłem do domu i pierwsze co zrobiłem to wziąłem prysznic, a po nim powędrowałem do łóżka z nadzieją na cudowny sen.

Przymknąłem szpary swoich oczu, aby spróbować zasnąć.

Chciałbym utonąć w głębokim śnie, albo zgubić się w jego zakamarkach.

Nim się obejrzałem zasnąłem czując jak pokrywa mnie ciepło kołdry.

Ciepło...

Tego właśnie pragnę...

Wysłuchaj mnie... | Fubuki Shirou // Zawieszone //Where stories live. Discover now