8

309 32 7
                                    

Minęło już piętnaście minut pierwszej połowy, a nasza drużyna nie miała nawet szansy dotknąć piłki.

Nasi przeciwnicy nie byli na tyle szybcy, abyśmy nie mogli ich dogonić, ale ich podania były na tyle mocne i niespodziewane, że nie mieliśmy pojęcia co z tym zrobić.

Mimo to nadal graliśmy z całych swoich sił, a Endou napędzał do tego całą drużynę.

Zresztą jak zazwyczaj to bywa.

Widząc jak jeden z zawodników biegnie z piłką w stronę bramki postanowiłem zadziałać techniką hissatsu.

- Mroźny Ląd. - odparłem tworząc lodową powierzchnię i odziwo przejąłem piłkę.

Mając ją przy sobie zostało mi tylko podać ją do napastników.

Zbyt wielkim ryzykiem byłoby przedzierać się teraz samemu do bramki.

Po chwili coś we mnie wstąpiło i zacząłem biec z piłką przed siebie przez boisko.

Co się ze mną dzieję?

- Teraz pora, abym ja strzelił bramkę, bracie. - zabrzmiał głos w mojej głowie, a moje ciało nadal robiło swoje.

Przede mną pojawiło się dwóch przeciwników, a jeden z nich próbował zaskoczyć mnie wślizgiem.

- Nic z tego. - powiedziałem wyskakując lekko ponad ziemię i omijając go.

Po chwili znów pojawiło się przede mną wiele przeszkód.

- Stoicie mi na przejściu! - krzyknąłem wkurzony, a może jednak to nie byłem ja?

- Fubuki, podaj tutaj! - krzyknął Someoka, po czym najwyraźniej zauważył, że coś ze mną jest nie tak jak trzeba.

- Sam sobie poradzę. - mruknąłęm samodzielnie przedzierając się przez ich obronę.

Dlaczego do niego nie podałem?

Po chwili samodzielnie wyskoczyłem w stronę bramki, a następnie swój strzał piłką przekirowałęm w jej stronę.

- Wieczna Zamieć! - wybrzmiało z moich ust bez żadnego zastanowienia.

Piłka wpadła do bramki, a mimo to cały zadrżałem.

To wcale nie ja strzeliłem tą bramkę.

- To wcale nie ja! - krzyknąłęm z całych sił i złapałem się za obolałą głowę.

- Fubuki! - zawołała równo moja drużyna natychmiastowo podbiegając na widok tego, że ledwo co trzymam się na nogach.

Moje ciało stało się w jedną krótką chwilę bardzo kruche.

Gdyby moi przyjaciele nie podtrzymali by mnie upadł bym na ziemię, a potem rozkruszył się jak lód na bardzo drobne kawałki, których już razem nie da się potem złączyć.

Po chwili poczułem jakbym tracił kontakt z rzeczywistością.

- Nie.. - wydusiłem z siebie chcąc dokończyć mecz, który uznałem za swój ostatni w życiu.

Tak bardzo zależało mi teraz na dokończeniu tego meczu, że mimo iż nie widziałem nic na oczy próbowałem się wyrwać i stanąć na swoje nogi.

Niepewnie, jednak dałem się po chwili zatrzymać, bo przestałem czuć glebę pod swoimi nogami, a moje serce zaczęło bardzo mocno bić, a szczególnie wtedy gdy czułem wielkie zagubienie.

Czy ktoś jeszcze przy mnie teraz jest?

Zacząłem gubić się sam w swoich myślach...

Za dużo tego wszystkiego...

Naraz wszystkie myśli toczą się w mojej głowie, a ona taka mała i bezbronna...

Zderzają się, a następnie burzą jak gdyby nigdy nic...

A ja...

A ja tracę całą kontrolę i czuję...

Nie ja nic nie czuję...

Nic, a nic...

Moje uszy chyba pękły, bo nie słyszałem nic, a jedynie jakąś wielką ciszę, która wręcz mnie zaczęła przerażać.

Moje serce zaś chyba ustało uważając, że pora na przerwę, mimo iż na to nie pozwoliłem.

Dlaczego jest takie leniwe i nie posłuszne mi?

Mi swojemu panu...

Ma bić dotąd, aż ja niezażyczę sobie swojego końca...

Teraz było takie chętne do odpoczynku, a gdy kilka lat temu miałem zginąć razem z bratem zdecydowało mnie odratować.

Nie posłuszne...

Nie posłuszne serce...

Nie posłuszne myśli...

Wszystko nie idzie tak jak planowałem...

Dlaczego?

Dlaczego ta nieposłuszna dusza robi z mym ciałem co tylko zechcę?

No, i tak dalej...

Nie słucha...

Ta poczwara utrudnia wszystko tylko...

Chcę iść swoją ścieżką...

Tą jedyną, która była mi pisana od samego początku...

A więc dlaczego mnie broni?

To nic nie pomoże...

Wysłuchaj mnie... | Fubuki Shirou // Zawieszone //Where stories live. Discover now