Minęło już piętnaście minut pierwszej połowy, a nasza drużyna nie miała nawet szansy dotknąć piłki.
Nasi przeciwnicy nie byli na tyle szybcy, abyśmy nie mogli ich dogonić, ale ich podania były na tyle mocne i niespodziewane, że nie mieliśmy pojęcia co z tym zrobić.
Mimo to nadal graliśmy z całych swoich sił, a Endou napędzał do tego całą drużynę.
Zresztą jak zazwyczaj to bywa.
Widząc jak jeden z zawodników biegnie z piłką w stronę bramki postanowiłem zadziałać techniką hissatsu.
- Mroźny Ląd. - odparłem tworząc lodową powierzchnię i odziwo przejąłem piłkę.
Mając ją przy sobie zostało mi tylko podać ją do napastników.
Zbyt wielkim ryzykiem byłoby przedzierać się teraz samemu do bramki.
Po chwili coś we mnie wstąpiło i zacząłem biec z piłką przed siebie przez boisko.
Co się ze mną dzieję?
- Teraz pora, abym ja strzelił bramkę, bracie. - zabrzmiał głos w mojej głowie, a moje ciało nadal robiło swoje.
Przede mną pojawiło się dwóch przeciwników, a jeden z nich próbował zaskoczyć mnie wślizgiem.
- Nic z tego. - powiedziałem wyskakując lekko ponad ziemię i omijając go.
Po chwili znów pojawiło się przede mną wiele przeszkód.
- Stoicie mi na przejściu! - krzyknąłem wkurzony, a może jednak to nie byłem ja?
- Fubuki, podaj tutaj! - krzyknął Someoka, po czym najwyraźniej zauważył, że coś ze mną jest nie tak jak trzeba.
- Sam sobie poradzę. - mruknąłęm samodzielnie przedzierając się przez ich obronę.
Dlaczego do niego nie podałem?
Po chwili samodzielnie wyskoczyłem w stronę bramki, a następnie swój strzał piłką przekirowałęm w jej stronę.
- Wieczna Zamieć! - wybrzmiało z moich ust bez żadnego zastanowienia.
Piłka wpadła do bramki, a mimo to cały zadrżałem.
To wcale nie ja strzeliłem tą bramkę.
- To wcale nie ja! - krzyknąłęm z całych sił i złapałem się za obolałą głowę.
- Fubuki! - zawołała równo moja drużyna natychmiastowo podbiegając na widok tego, że ledwo co trzymam się na nogach.
Moje ciało stało się w jedną krótką chwilę bardzo kruche.
Gdyby moi przyjaciele nie podtrzymali by mnie upadł bym na ziemię, a potem rozkruszył się jak lód na bardzo drobne kawałki, których już razem nie da się potem złączyć.
Po chwili poczułem jakbym tracił kontakt z rzeczywistością.
- Nie.. - wydusiłem z siebie chcąc dokończyć mecz, który uznałem za swój ostatni w życiu.
Tak bardzo zależało mi teraz na dokończeniu tego meczu, że mimo iż nie widziałem nic na oczy próbowałem się wyrwać i stanąć na swoje nogi.
Niepewnie, jednak dałem się po chwili zatrzymać, bo przestałem czuć glebę pod swoimi nogami, a moje serce zaczęło bardzo mocno bić, a szczególnie wtedy gdy czułem wielkie zagubienie.
Czy ktoś jeszcze przy mnie teraz jest?
Zacząłem gubić się sam w swoich myślach...
Za dużo tego wszystkiego...
Naraz wszystkie myśli toczą się w mojej głowie, a ona taka mała i bezbronna...
Zderzają się, a następnie burzą jak gdyby nigdy nic...
A ja...
A ja tracę całą kontrolę i czuję...
Nie ja nic nie czuję...
Nic, a nic...
Moje uszy chyba pękły, bo nie słyszałem nic, a jedynie jakąś wielką ciszę, która wręcz mnie zaczęła przerażać.
Moje serce zaś chyba ustało uważając, że pora na przerwę, mimo iż na to nie pozwoliłem.
Dlaczego jest takie leniwe i nie posłuszne mi?
Mi swojemu panu...
Ma bić dotąd, aż ja niezażyczę sobie swojego końca...
Teraz było takie chętne do odpoczynku, a gdy kilka lat temu miałem zginąć razem z bratem zdecydowało mnie odratować.
Nie posłuszne...
Nie posłuszne serce...
Nie posłuszne myśli...
Wszystko nie idzie tak jak planowałem...
Dlaczego?
Dlaczego ta nieposłuszna dusza robi z mym ciałem co tylko zechcę?
No, i tak dalej...
Nie słucha...
Ta poczwara utrudnia wszystko tylko...
Chcę iść swoją ścieżką...
Tą jedyną, która była mi pisana od samego początku...
A więc dlaczego mnie broni?
To nic nie pomoże...
YOU ARE READING
Wysłuchaj mnie... | Fubuki Shirou // Zawieszone //
Fanfiction"Ten ból... On całkowicie pokrywa moje rany... A rany pokrywają całe moje ciało... Serce przedziurawione na pół... Nogi przekute lodem... Nie zdołam się podnieść... Nie zdołam już nic zrobić... Nie zdołam nawet spojrzeć w Twoją stronę..." Zapraszam...