Rozdział 38

1.3K 59 8
                                    

Od ostatnich wydarzeń minął tydzień. Równe siedem dni i mimo, że zabrzmi to paradoksalnie bo w końcu mieszkam w Avengers Tower, to jednak spędziliśmy go wszyscy spokojnie. Tak, spokojnie, nikt nikogo poważnie nie skrzywdził i mnie też to dziwi. Wiele się zmieniło przez ten czas. Razem z Tony'm postawiliśmy na lepszy kontakt i tutaj jest ogromny szok, to mnie bawi, a dokładnie to jak się ze mną obchodzi. Zachowuje się jakbym była ze szkła, rzucamy sobie docinki ale niezależnie od tego mamy świetny kontakt. Z resztą drużyny również poprawiłam stosunki, nawet udało im się wyciągnąć mnie na miasto, a uwierzcie z nimi nie da się nigdzie iść. To jest tak jakby zrobić wielki baner z napisem Uwaga idzie wiocha i paradować z nim przez całe miasto.

Ja też się zmieniłam. Stałam się spokojniejsza i bardziej opanowana, częściej się uśmiecham, w skrócie nabrałam życia. Ale nie pracuję. Jak wspomniałam wcześniej męczyło mnie to, że byłam zależna od pieniędzy Tony'ego i chciałam iść do pracy. Jakiejkolwiek bylebym mogła zarobić trochę pieniędzy dla siebie. Dlatego przez te siedem dni starałam się namówić mojego ojczulka na to, żeby pozwolił mi jakkolwiek pracować, ale przy ostatniej próbie mój plan został zakopany jeszcze zanim cokolwiek powiedziałam. Wystarczyło jego jedno spojrzenie kiedy weszłam do jego laboratorium. A wyglądało to mniej więcej tak:

Już Ci mówiłem dzieciaku, że wyrównujemy oś. Ja zarabiam Ty wydajesz i następnym razem jak po to przyjdziesz to poproszę Nat żeby skopała Ci dupę na treningach.

Ale Tony, nie mogę cały czas bulić od Ciebie. Źle się z tym czuję, poza tym ja muszę coś robić.

Nie ma takiej możliwości.

Gadasz jak jednooka mamba. No błagam Cię Tony, cokolwiek.

Ej, Ty mi tu nie wyjeżdżaj z piratem to raz. A dwa, Bruce kazał Ci się nie przemęczać co jest przeciwstawne do słowa "praca" śnieżynko. Także nawet nie walcz ze mną, bo zdania nie zmienię. powiedział.

Czekaj, czekaj. Czy Ty użyłeś słowa "przeciwstawne"? powiedziałam starając się powstrzymać uśmiech. Ten zaś spiorunował mnie wzrokiem.

Nie róbcie ze mnie idioty. burknął i zaczął grzebać przy zbroi.

Wcale nie musimy. zaśmiałam się i szybko wyszłam z pomieszczenia widząc jak rzuca we mnie kluczem francuskim.

Także o pracy i zarabianiu many do kieszeni nie ma mowy. No i co ja mam tu robić? Nie mam zbytnio kogo podenerwować, bo już ich to nie rusza, a Bruce'a wolę jednak nie. Słabo by to wyglądało w gazetach, Córka Tony'ego Starka zabita przez zielonego plusza na sterydach. Podziękuję jednak. Zatem rodzi się pytanie, co ja w ogóle robię? A no właśnie.

Siedzę na wysepce w kuchni jedząc jogurt z jagodami i patrzę jak mrożonka robi śniadanie. Gdybym miała dobre serce to bym mu pomogła, ale obudził mnie o czwartej rano tylko po to, żeby mu potowarzyszyć zanim wyjdzie biegać.

A podobno Tony jest tutaj idiotą.

—Proszę. —usłyszałam i podniosłam wzrok na Steve'a, który stał przede mną w samych spodniach od dresu, z kubkiem kawy w ręku i tym zajebiście pięknym i irytującym uśmiechem na twarzy. Wygląda jakby spał co najmniej osiem godzin, czego nie mogę powiedzieć o sobie. Jest czwarta rano, wszyscy poszliśmy spać nie całe dwie godziny temu. Nie zdążyłam nawet dobrze usnąć a on mnie wyciąga z łóżka żeby mu potowarzyszyć. Zwariuję.

—Dziękuję mścicielu. —zabrałam od niego kubek odkładając pudełko po jogurcie obok. „Półbóg" się zaśmiał i wrócił do robienia dla siebie śniadania. Bo sorry, ale o tej godzinie to ja się dziwie, że mój żołądek przyjął jogurt a co dopiero jajecznicę z bekonem. Jakby mi tak zrobił później, to okej, ale heloł.

—Nie mógłbyś wstawać o normalnych godzinach jak normalni ludzie i spać trochę dłużej? —spytałam cicho popijają napój. Boże jakie to dobre.

—Naspałem się wystarczająco. —powiedział z uśmiechem i odwrócił się w moim kierunku wyłączając ogień pod patelnią. Chociaż to nie ogień bo mamy kuchenkę na prąd, ale głupio by zabrzmiało "wyłącza prąd pod patelnią". —I nie, nie umiem wstawać później.

—Czyli nie jesteś normalny. —westchnęłam na co się zaśmiał.

—Przeżyłem II Wojnę Światową, nie wiem czy pamiętasz.

—Nie pamiętam. Nie rozgrzebuj tylko jedz panie Stevenie O'Clock bo Ci wystygnie. A ja chcę iść w końcu spać.

Zaśmiał się i zaczął jeść, w tym momencie do kuchni wszedł Falcon. Widziałam go może ze dwa razy i więcej go nie spotkałam.

—Dobry ludzie. Tori, co Ty taka zmęczona? —spytał i zaczął wyciągać rzeczy z lodówki. Spojrzałam na niego znad kubka kawy, potem na Rogers'a, który schował głowę w dół aby się nie zaśmiać i wróciłam spojrzeniem na Sam'a.

—Ja wiem, że na Ciebie Sam jak na ptaka przystało wstajesz wcześnie, ale niektórzy lubią spać. I miło by było gdyby tak zostało. —w tym momencie Cap nie wytrzymał i zaczął się śmiać przez co ja również lekko się zaśmiałam, a potem już cała nasza trójca. Kiedy chłopaki zjedli, a ja wypiłam kawę, Steve zabrał mi pusty kubek i wstawił do zmywarki po czym zaczęli się zbierać.

—Okej, to my uciekamy. —powiedział Sam i wyszedł z kuchni. Spojrzałam na Steve'a, który zamiast iść za kolegą stanął przede mną.

—A Ty kładź się spać, księżniczko. —pocałował mnie w czubek głowy i zanim wyszedł dodał —Wrócę i przypilnuję, żeby nikt Cię nie obudził, śpiochu.

I tyle go widzieli. Siedziałam na tym blacie chyba następne dziesięć minut zastanawiając się co tu się właściwie odjebało, ale godzina czwarta trzydzieści to nie dobra godzina na filozofowanie więc poszłam za radą staruszka i wróciłam do pokoju.

Ja wiedziałam, że trzydzieści minut to sporo czasu i dużo może się przez ten czas zdarzyć, ale nie spodziewałabym się tego.

Kiedy zamknęłam drzwi do pokoju i odwróciłam się plecami do drzwi, stanęłam jak wryta.


____
Witam, witam!
Wiem, dawno mnie nie było, ale kolejna sesja mnie czeka mimo naszej sytuacji globalnej. Ale postanowiłam się oderwać od nauki i ta da! Wiem, trochę krótki, ale jest godzina 23.33

T xx

Mysterious girl //Avengers FF ( TOM I )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz