Rozdział 9

25.3K 1.4K 249
                                    

Teczka grubości co najmniej pięciu centymetrów z impetem wylądowała na jej biurku. Selena przeniosła wzrok na właściciela hotelu Erwin – chudego, wysokiego, ubranego w bordowy garnitur blondyna, który obdarzył ją twardym spojrzeniem.

– Rozliczenia za ubiegły miesiąc – odparł jedynie. – Chcę mieć je na biurku przed siódmą wieczorem.

Brunetka ponownie spojrzała na teczkę.

– Jest czwarta, a ja za godzinę muszę odebrać synka z przedszkola...

– Więc masz tylko godzinę, Seleno – wtrącił, tonem głosu władcy wszechświata. Potem obdarzył ją najbardziej nieszczerym uśmiechem, jaki miała okazję widzieć. – Radzę, abyś już zaczęła nad tym pracować – dodał, po czym odwrócił się i odszedł, nim zdołała cokolwiek powiedzieć.

Brunetka westchnęła, chwytając teczkę. Przejrzała ją pośpiesznie, nawet nie łudząc się, że wyrobi się w godzinę.

W końcu chwyciła telefon, szybko wybrała numer Elsy i zadzwoniła. Przyjaciółka odebrała po drugim sygnale:

– Hej, Lenie.

– Mam prośbę – mruknęła, odwracając krzesło w kierunku szerokiego okna, z którego rozciągał się widok na plażę. – Mogłabyś odebrać Henry'ego z przedszkola za godzinę?

– Oh, Lenie, właśnie jestem w drodze do lekarza i chyba się nie wyrobię – mruknęła. – Mogę zadzwonić do Chrisa, ale on chyba ma jakiś wywiad, więc...

– W porządku – wtrąciła. – Jakoś sobie poradzę, El.

Rozłączyła się, nim przyjaciółka zdołała cokolwiek powiedzieć. Gdy ponownie spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu, westchnęła ciężko.

Na moment zamknęła oczy, bijąc się z myślami. W końcu jednak wybrała drugi numer.

– Lenie? – Głos Toma sprawił, że drgnęła nerwowo.

– Tak, przeszkadzam? – zapytała.

– Nie, oczywiście, że nie. Coś się stało?

– Nie. Właściwie... – zawahała się, przygryzając dolną wargę. – Mógłbyś odebrać Henry'ego z przedszkola? – zapytała w końcu. – Muszę zostać dłużej w pracy i...

– Oczywiście, że tak, Lenie – wtrącił, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.

– Postaram się załatwić to najszybciej jak się da, obiecuję. Zaraz zadzwonię do przedszkola i wyślę ci adres, okej?

– Jasne. Lenie?

– Tak?

W słuchawce zapanowała nagła cisza, zupełnie jakby połączenie zostało przerwane.

– Tom? – zapytała po chwili.

– Jestem, przepraszam. Czekam na ten adres – odparł, nim się rozłączył.

***

– Wujek Tom!

Henry wstał z ławeczki, gdy tylko szatyn pojawił się w wejściu do budynku. Chłopiec podbiegł do niego, uśmiechając się w sposób, który kompletnie rozczulił serce aktora.

– Mama musiała zostać trochę dłużej w pracy i poprosiła mnie, żebym zabrał cię na lody – odparł, klękając przed chłopcem.

– Naprawdę powiedziała, żebyś zabrał mnie na lody? – zapytał, marszcząc brwi.

– Cóż... Powiedziała, żebym się tobą zaopiekował, a lody to chyba dobry pomysł, prawda? – mruknął, uśmiechając się szeroko, gdy chłopiec skinął energicznie.

– Kupiłeś kwiatki? – zapytał Henry. – Te dla mamy?

Tom pozwolił, aby chłopiec chwycił jego dłoń. Potem wstał na równe nogi i skinął.

– Może pójdziemy na lody, a potem zrobimy jej niespodziankę, co ty na to?

Henry uśmiechnął się szeroko, sprawiając, że serce Toma znowu ścisnęło się w ten przyjemny, ciepły sposób.

***

– Ktoś na ciebie czeka – odparła Dolly, młoda, rudowłosa recepcjonistka, zgarniając klucz do biura Seleny z marmurowego blatu.

Brunetka odwróciła głowę w stronę wyjścia z hotelu – szerokich, szklanych drzwi, zza którymi rozciągał się ogromny podjazd. Właśnie tam, na jednej z betonowych, ozdobnych ławek dostrzegła Henry'ego i Toma.

Uśmiech mimowolnie wkradł się na jej usta. Ruszyła w ich kierunku, a gdy przeszła przez wyjścia i znalazła się na skąpanym w słońcu placu, usłyszała radosny krzyk swego synka:

– Mamo!

Henry podbiegł do niej z szerokim uśmiechem i małym, czerwonym kwiatkiem w zaciśniętej rączce. Wręczył go jej z taką dawką radości, że Selena poczuła przyjemne ciepło, które wypełniło jej serce.

– Wujek Tom też ma dla ciebie kwiatki, ale więcej – odparł, chwytając jej dłoń.

Nim brunetka zdołała cokolwiek powiedzieć, chłopiec pociągnął ją w stronę szatyna, który, ubrany w granatowe spodnie i ciemną koszulę, stał przy rzędzie ławek. W dłoniach trzymał ogromny bukiet czerwonych róż, który wręczył jej z uśmiechem tak bardzo podobnym do tego, którym obdarzył ją Henry.

I już drugi raz tego dnia poczuła to przyjemne ukłucie ciepła.

– Podobają ci się, mamo? – zapytał chłopiec, gdy, przełykając z trudem, odebrała od Toma bukiet.

– Są piękne – odparła cicho, uśmiechając się delikatnie. Spojrzała na szatyna, który obdarzył ją uśmiechem. W końcu, niemal wbrew sobie, zapytała: – Może wpadniesz do nas na herbatę?

– Z przyjemnością. 


J.B.H

Like Father, Like SonWhere stories live. Discover now