3. Prawo i miłość-przegrana sprawa.

2.3K 69 1
                                    

-Warunki są następujące. Poza waszym mieszkaniem macie udawać zakochanych, żeby nikt nie nabrał podejrzeń. Nie zależy nam na skandalach i niechlubnych plotkach. W domu nie musicie tego robić. Wyjątkiem są sytuacje gdy nie jesteście sami.-oznajmiła moja matka jakby rozmawiała o pogodzie. 

Doskonale wiedziałam, że z prawnikami nie wygram, bo zaplanowali wszystko tak, że cała ta farsa wygląda legalnie w świetle prawa. 

Po wyjaśnieniu ostatnich wymagań miałam dość.

-Bardzo przepraszam, ale nie czuję się najlepiej. Chciałabym wrócić już do pokoju, mam kilka spraw do załatwienia. Czy jest jeszcze coś co musimy dzisiaj omówić?-zapytałam.

-Sądzę, że na dzisiaj wystarczy. Dziękuję bardzo za spotkanie.

Po tym jak goście wyszli wbiegłam do swojego pokoju. Wyjęłam z szafy swoją walizkę wraz z torbą i spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Zabrałam również swój plecak który noszę do szkoły. Tym razem wpakowałam do niego wszystkie książki jakie miałam, nie tylko te które przydadzą mi się na dany dzień tygodnia. Zeszłam na dół z rzeczami dzwoniąc w międzyczasie po taksówkę. 

-Co ty wyprawiasz?-zapytał ojciec gdy tylko mnie zobaczył. 

-Wynoszę się stąd. Za jakiś czas wrócę po resztę rzeczy.-oznajmiłam.

-Niby dlaczego?!-zapytała oburzona rodzicielka.

-Ty śmiesz jeszcze pytać dlaczego?! Nie mam zamiaru zostawać pod jednym dachem z ludźmi którzy przez całe życie mieli na mnie wyjebane i służyłam im tylko do utrzymywania pochlebnej opinii. Wpakowaliście mnie w małżeństwo i nie raczyliście mnie o tym nawet poinformować! Sprzedaliście własne dziecko! Nienawidzę was. Nie mogę na was patrzeć.-wrzeszczałam czując, że tym razem miarka się przebrała.

W innych okolicznościach nie śmiałabym odezwać się do nich w taki sposób, jednak miałam już po uszy ich obojętnej postawy i egoistycznego toku myślenia.

-Nie masz prawa odzywać się tak do matki!-wydarła się kobieta.

-Nie masz prawa nazywać się moją matką!-odpowiedziałam jej podniesionym tonem. 

Wybuchłam. 

Wulkan emocji jaki zbierał się we mnie od wielu lat w końcu eksplodował.

Poczułam nagle, że policzek zaczyna mnie piec. Uderzyła mnie i to nie delikatnie. Spojrzałam ostatni raz na ojca, który stał jakby nie docierało do niego co właśnie miało miejsce, ale przykrywał to skutecznie maską swojej obojętności. 

Nie widziałam dalszego sensu w tym wszystkim, więc wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Czekałam jeszcze chwilkę na taksówkę. Po załadowaniu mojego bagażu poprosiłam kierowcę, aby zawiózł mnie do hotelu gdzie zamierzałam spędzić najbliższe dni. Później moje życie czeka jeszcze większa zmiana...

Gdy byłam już pokoju hotelowym usiadłam zmęczona na łóżku i zaczęłam płakać. Pewnie każdy z was myśli sobie, że mogłam coś zrobić, nie zgodzić się... Otóż musiałabym konkurować z dwójką prawników, nawet gdybym cudem wygrała, to ich kancelaria by upadła. Tak jak cieszę się gdy oni mają pod górkę, tak nie pozwolę, aby praca mojego dziadka, który ją stworzył została zniszczona przez moich rodziców. Bardzo go kochałam. Często ratował mnie przed matką zabierając mnie do siebie. Jako, że zaczął poważnie chorować gdy byłam mała przekazał swój dobytek mojej rodzinie, ale zawsze powtarzał, że gdyby wiedział, że to się odbije tak negatywnie na mnie, to nigdy by do tego nie dopuścił. Ja nie dopuszczę teraz do tego, aby jego ciężka praca i droga do kariery zostały zdmuchnięte jak domek z kart. Od mojej wolności dzieli mnie prawo oraz chęć odratowania dobrego imienia najcudowniejszego człowieka na świecie.

Muszę się przemęczyć i zgodzić na wszystko co zaproponuje Zawadzki. Może za kilka lat, gdy będę już po rozwodzie uda mi się ułożyć nareszcie życie po swojemu. Jedynie takie myślenie pomoże mi nie zwariować, choć jestem już niesłychanie bliska szaleństwa.

Przepłakałam w pokoju hotelowym z dobre dwie godziny. Po tym czasie poszłam do łazienki gdzie wykonałam wszystkie rutynowe czynności i rzuciłam się na łóżko. Zanim zasnęłam zorientowałam się, że mam nowe powiadomienie. Chwyciłam do ręki telefon, aby dowiedzieć się dlaczego brzęczy o pierwszej nad ranem. Przyznaję, że spodziewałabym się każdego, ale nie jego. Skąd wiem, że to on? Zaczęła nas łączyć popieprzona relacja, więc posiadanie swoich numerów telefonów jest chyba najnormalniejszą rzeczą jaka nas łączy.

Na wyświetlaczu widnieje poznane dziś przeze mnie nazwisko. To Oliwier Zawadzki...

-Dobry wieczór Kornelio. Bardzo przepraszam, że dzwonię o tej porze. Pewnie uznasz mnie za obłąkanego, ale sytuacja w jakiej zostaliśmy postawieni nie jest zbyt...komfortowa dla nas obojga. Chciałbym się z tobą spotkać, porozmawiać.-jego słowa bardzo mnie zaskoczyły, ale pora na grę pozorów.

-Będziemy mieli na to sporo czasu nie uważasz?-zapytałam nieco oschle i rzeczowo, jakby jego propozycja ani trochę mnie nie zszokowała.

Z resztą, czy po dzisiejszym wieczorze istnieje cokolwiek, co mogłoby mnie zdziwić?

-Kornelia, chcę ci wyjaśnić jak to wszystko będzie wyglądać z mojej strony. Proszę, znajdziesz dla mnie jutro jakąś chwilę?

-Dobrze, skoro tak ci na tym zależy to możemy się jutro spotkać i porozmawiać.-odpowiedziałam nie wierząc w to co mówię. 

-Świetnie!-wyczułam w jego głosie coś w rodzaju ulgi.

-Kiedy i gdzie chciałbyś się spotkać?-zapytałam stając przy oknie z którego miałam piękny widok na miasto.

-Możesz wybrać.

-To może spotkajmy się w kawiarni niedaleko parku. Szczegóły wyślę ci sms'em. 

-Dobrze, o której mam przyjść?

-Mam czas jutro o piętnastej.  

-W takim razie do zobaczenia i dobranoc.

-Dobranoc.-odpowiedziałam przymykając oczy. 

Odłożyłam telefon i modliłam się o to, abym teraz zdołała zasnąć. 

Tak jak się spodziewała sen jednak nie przychodził przez wiele godzin. Odpłynęłam dopiero nad ranem.  Na szczęście jutro sobota i mogę pospać dłużej niż zwykle, tym bardziej, że w pobliżu nie ma mojej matki. Dziękowałam też sobie w duchu, że spotkanie z Oliwierem było ustalone na taką, a nie inną godzinę. 

NIEOCZEKIWANY WARUNEKWhere stories live. Discover now