czego się boisz?

409 25 0
                                    

Po raz ostatni przygładziłam materiał swojej sukni i westchnęłam głęboko, udając się na dół. Moi rodzice stwierdzili, że świetnym pomysłem będzie zaproszenie Malfoyów na wspólną kolację świąteczną. Tak, naprawdę bardzo dobry pomysł. Ostrożnie stawiałam kroki po marmurowych schodach i weszłam do przestronnej jadalni.

—Twoja córka pięknieje w oczach, Hansie— powiedział Lucjusz do mojego ojca, a ja posłałam mu jedynie sztuczny uśmiech.

Usiadłam przy stole i złożyłam ręce na swoich kolanach. Mój wzrok przeniósł się na Dracona, który siedział naprzeciwko mnie. Miał na sobie czarny, idealnie skrojony garnitur i tego samego koloru koszulę. Jego włosy prezentowały się równie nienagannie. Wpatrywał się we mnie spokojnie, popijając czerwone wino.

—Oswoiłaś się już ze zmianami?— zagadnęła mnie Narcyza, gdy jej mąż razem z moim ojcem zaczęli żywo dyskutować o polityce i Ministerstwie Magii.

—Tak, chyba tak— mruknęłam i poczułam dłoń na swoim kolanie. Podniosłam spojrzenie znad talerza, natrafiając na szare tęczówki Malfoya.

—Jutro wasz wielki dzień— dodała moja matka, a ja zmarszczyłam ze zdziwieniem brwi.

—Jak to jutro?— zapytałam, odkładając sztućce na stół.

Moi rodzice spojrzeli po sobie, gdy w jadalni zapanowała cisza. Nawet skrzat, który stanął w drzwiach z kolejną butelką wina, znieruchomiał. Zamyśliłam się przez moment, no przecież. Jak mogłam zapomnieć, właśnie mijał miesiąc. Jednak, dlaczego tak szybko? Westchnęłam cicho i wstałam od stołu, nie zwracając uwagi na karcący wzrok mojej matki. Wróciłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko, ukrywając twarz w stosie poduszek. Jak mogłam zapomnieć?

Nie byłam długo sama, już po chwili usłyszałam kroki. Podniosłam zrezygnowana głowę i napotkałam jasną czuprynę Malfoya.

—Przeżywałaś to tyle czasu i tak po prostu o tym zapomniałaś?— chłopak parsknął śmiechem i włożył dłonie do kieszeni swoich spodni.

—Nie dobijaj mnie— machnęłam ręką i przewróciłam się na plecy.

Wpatrywałam się beznamiętnie w sufit i poczułam, jak chłopak kładzie się na łóżku, obok mnie. Również w tej samej pozycji. Czasami się zastanawiałam, jak udawało mu się tuszować wszystkie emocje, jakim cudem zawsze wyglądał na obojętnego. Byłabym nawet gotowa pomyśleć, że rzeczywiście jest pozbawiony uczuć, gdyby nie pewien incydent w łazience szkolnej, który sprawił, że moje postrzeganie Ślizgona zmieniło się diametralnie. Oczywiście, ludziom najłatwiej było postrzegać Malfoya, jako bezdusznego, niegrzecznego chłopaka, ale ja widziałam w nim znacznie więcej.

—Przyglądasz mi się— stwierdził i zerknął na mnie, przechylając głowę.

—Dlaczego wciąż nosisz tę maskę?— wyszeptałam poważnym głosem i wstałam z łóżka.

Domyśliłam się, że nie otrzymam odpowiedzi, więc wyszłam na balkon, by choć odrobinę ochłonąć.

—To nie jest maska, Henderson— powiedział i wyszedł z mojego pokoju, stając przy mnie.

—Więc powiedz mi, czego się boisz, Draco? Jakie są twoje obawy, lęki?— zapytałam i spojrzałam głęboko w oczy chłopaka.

Przez moment dostrzegłam w nich wahanie, jakby bił się z myślami, jednak po chwili, spłynęła na niego szorstka obojętność i zacisnął usta w wąską linię. Wiedziałam, że właśnie wróciliśmy do punktu wyjścia. Westchnęłam cicho i oparłam głowę na swoich zimnych dłoniach. Zapanowała noc, ale ja nie przejmowałam się tym zbytnio i tak nie zmrużyłabym dzisiaj oka.

***

Od samego rana, w moim domu panowało poruszenie. Moi rodzice krzątali się po domu, krzycząc co chwilę na skrzaty domowe i bijąc je po głowach. Nie rozumiałam, dlaczego zebranie Śmierciożerców miało odbyć się akurat u nas i szczerze mówiąc, wcale mi się to nie podobało. Wizja, przybywającego do mojego domu Voldemorta, napawała mnie obrzydzeniem.

—Jesteś już ubrana? Chryste, zmień tę suknię natychmiast, Madeline!— krzyczała moja matka, biegając po całym domu.

Miałam na sobie granatową suknię do ziemi, z delikatnym dekoltem i długim, lecz koronkowym rękawem. Nigdy nie nosiłam sukien z rękawami, ale mój dzisiejszy wybór, miał być drobnym i osobistym protestem. Tylko tyle mogłam uczynić, chowając przedramiona. Na jednym z nich, spocznie dzisiaj znak, którego wcale nie chcę mieć. Znak, który będzie zatruwał moje ciało, niczym trucizna.

Wszystko było dopięte na ostatni guzik, południe zbliżało się nieuchronnie. Najpierw, przybyli Malfoyowie, razem z Bellatrix. Starałam się unikać Draco, jak tylko mogłam. Ostatnie, czego teraz potrzebuję, to kolejne emocje.

Później, Śmierciożercy wypełnili całą naszą jadalnię. Ich rozmowy wywoływały we mnie obrzydzenie, chwalenie się ilością zabitych i torturowanych mugoli, raczej nie były miłym tematem, do rozmów przy obiedzie. Na dodatek, ich przenikający mnie wzrok, wywoływał na mojej skórze zimne dreszcze.

Szala przelała się w zupełności, gdy Czarny Pan pojawił się w samym środku jadalni. Wszystkie rozmowy ucichły, a Śmierciożercy skłonili się. Ja również niechętnie wykonałam ten poddańczy gest, który tak bardzo mnie irytował.

—Zasiądźmy— przemówił, a wszyscy posłusznie usiedli przy długim stole.

Dopiero teraz przyjrzałam mu się z bliska i muszę uczciwie przyznać, że był niezwykle przerażający. Siedziałam, jak na szpilkach, zdając sobie sprawę, że żadne jedzenie nie przejdzie mi przez gardło. Draco siedział kilka miejsc dalej i również nie tknął żadnej potrawy, starannie przygotowanej przez skrzaty.

—Nie będziemy tego przedłużać, Draco i Madeline na pewno się niecierpliwią— odezwał się Voldemort z krzywym uśmiechem. Moje imię w jego ustach wywołało we mnie irytacje. Po raz kolejny tego dnia, miałam ochotę zwymiotować.

Spojrzałam na Malfoya i wstałam z krzesła, omiatając wszystkich krótkim spojrzeniem. Draco podszedł bliżej mnie i stanął przy mnie, przodem do Czarnego Pana. Wszyscy przyglądali nam się uważnie, a w oczach naszych rodziców dojrzałam cień skrywanego głęboko strachu. Voldemort podszedł do nas bardzo powolnym krokiem, sprawiając że gula w moim gardle powiększała się.

—Wyciągnijcie swe ręce— powiedział, a w pomieszczeniu słychać było jedynie odgłos podwijanego materiału mojej sukienki i marynarki Dracona.

Po raz ostatni spojrzałam na swoje czyste i nieskalane czarną magią przedramię. Różdżka mężczyzny znalazła się najpierw na ręce Malfoya, czyniąc na niej Mroczny Znak. Odwróciłam wzrok na bok, gdy chłopak syknął pod nosem.

Następnie, Voldemort przyłożył różdżkę do mojego przedramienia, na którym zaczął pojawiać się symbol czaszki z wężem, wychodzącym z jej środka. Sapnęłam z bólu i zacisnęłam zęby. Po chwili, było już po wszystkim. Śmierciożercy, którzy siedzieli przy stole wstali nagle i zaczęli bić brawa. Czarny Pan zaśmiał się głośno i poklepał nas po ramionach. Wzdrygnęłam się na ten gest.

Choć na zewnątrz wyglądałam na w miarę opanowaną, w środku mnie panowały prawdziwe zniszczenia. Przeniosłam spojrzenie na blondyna, stojącego przy mnie. On również mi się przyglądał. W jego oczach widniała troska, jednak prawdopodobnie nie o siebie, lecz o mnie. Wpatrywał się we mnie intensywnie, jakby próbując dodać mi odwagi. W moich oczach zebrały się łzy, jednak musiałam zatrzymać je w sobie. Kieliszki na stole zaczęły drżeć, ale wszyscy byli zbyt zajęci rozmowom i gratulacjami naszym rodzicom, by zwrócić na to uwagę. Opanowałam oddech, by nie zrobić czegoś, czego będę później żałować. Wszyscy rozmawiali głośno, uśmiechając się do siebie. W szeregach Śmierciożerców pojawili się nowi członkowie, a oni wyraźnie się z tego cieszyli. Tylko ja i Draco patrzyliśmy na siebie z bólem, jaki jedynie sami mogliśmy zrozumieć.

insufficient• Draco Malfoy [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz