siedem nieszczęść

367 20 0
                                    

Spokojne siedzenie na lekcji było znacznie trudniejsze, niż mi się wydawało, szczególnie że nieustannie towarzyszył mi przeszywający wzrok Draco. Ja jednak nie uroniłam przy nim żadnej łzy, czy choćby nie pozwoliłam sobie na pełny bólu wzrok. Dzień powoli się kończył, wróciłam do swojego dormitorium, w którym czekała już Luna. Po moich policzkach mimowolnie spłynęło kilka łez, które dusiłam w sobie tak długo.

—Pokłóciłaś się z Malfoyem?— zapytała dziewczyna, a ja spojrzałam na nią zdziwiona. —Widziałam, jak rozmawialiście, musiał powiedzieć ci coś naprawdę strasznego— dodała.

—Tak, pokłóciliśmy się— mruknęłam i przysiadłam na brzegu swojego łóżka.

Nagle, usłyszałam pukanie w szybę, podniosłam wzrok i rzuciłam się w stronę okna, wpuszczając sowę do środka. Odebrałam z jej dzioba list, adresowany od moich rodziców i zaczęłam czytać.

Kochana Madeline!

To, co opisujesz, zdecydowanie nie jest normalnym objawem. Kontaktujemy się z lekarzem, który próbuje wyjaśnić tę sprawę. Być może zajdzie potrzeba, abyś przyjechała do nas, na badania. Może to jedynie ze stresu coś sobie wmawiasz? Spędzaj czas z Draco, jesteście w tej samej sytuacji, wspierajcie się. On jest porządnym chłopakiem. Odezwiemy się do ciebie niedługo, gdy będziemy wiedzieć więcej.

Twoi rodzice.

Więcej czasu z Mafoyem, jeszcze czego. Mroczny Znak boli mnie od stresu, a czerwoną skórę pod nim wymyśliłam sobie sama. Może przynajmniej ten lekarz cokolwiek wymyśli. Westchnęłam i od razu wrzuciłam papier do kominka. Spędzanie czasu z Draconem, po tym jak mnie potraktował było naprawdę ostatnim, na co miałam ochotę.

—Blaise tu był, gdy ty byłaś na zajęciach u Hagrida— odezwała się Luna. —Zaprosił cię na imprezę poświąteczną— dodała z uśmiechem.

Prychnęłam głośno i przewróciłam oczami. Ślizgoni mieli to do siebie, że organizowali imprezy przedświąteczne, świąteczne i poświąteczne i oczywiście, wiele wiele innych. Właściwie, rzadko zdarzały się tygodnie, bez imprez. Jeżeli Malfoy nie pojawił się tam ostatnim razem z własnej woli, jest duże prawdopodobieństwo, że teraz znów go tam nie będzie. Poza tym, zawsze mogę stamtąd wyjść, albo lepiej, pokazać mu jak dobrze się bawię.

***

—Co byś chciała?— wykrzyknął Zabini zza baru. Przez głośną muzykę i krzyki niewiele było słychać.

—Coś mocnego— odparłam i przyjęłam od czarnoskórego butelkę wypełnioną czerwonym płynem.

Wypiłam na raz i skrzywiłam się mocno, czując dreszcze. Było zdecydowanie ostrzejsze niż Whisky.

Wróciłam na parkiet i ponownie tego wieczoru, zaczęłam tańczyć z jakimś przypadkowym Ślizgonem. Ich wzrok i dotyk na moim ciele, przynosiły mi chwilę zapomnienia. Bardzo długo zajęło mi, aby zorientować się, że Draco Malfoy siedzi na jednej ze skórzanych kanap, ze szklanką ognistej z dłoni i nie spuszcza ze mnie wzroku. Piosenka zmieniła się, a ja wyszłam na zewnątrz, aby ochłonąć. Zimne powietrze owiewało przyjemnie moją skórę, gdy wyszłam na dziedziniec, tuż przy Ślizgońskich lochach.

—Oboje się zniszczycie, jeden po drugim— usłyszałam za sobą ironiczny głos Pansy.

Zmarszczyłam brwi, nie bardzo rozumiejąc o co jej chodzi.

—Malfoy już wygląda, jak siedem nieszczęść, ty idziesz w tym samym kierunku— wyjaśniła i zeskanowała mnie wzrokiem z góry do dołu.

—Jakkolwiek nie wygląda teraz Malfoy, to uwierz, nie mam z tym nic wspólnego, nie jestem dla niego nikim istotnym— zaśmiałam się gorzko i przewróciłam oczami. Fakt, że ostatnio nie zjawiłam się na śniadaniu, opuściłam też resztę posiłków. Jednak było to bardziej związane ze stresem i tym, co zdarzyło się w święta, niż Malfoyem. Zabawne, że reszta uczniów naprawdę mogła odnieść wrażenie, że jest to winą Ślizgona.

—Tak uważasz?— spytała ironicznie i skrzywiła usta w uśmiech.

—Myślałam, że wy, Krukoni jesteście jednak bardziej inteligentni. Mówisz, że nie jesteś dla niego istotna, ale mylisz się, albo nie widzisz wzroku, jakim cię obdarza. Znam go znacznie dłużej, niż ty i wiele dałabym, żeby choć raz spojrzał na mnie tak, jak patrzy na ciebie— dokończyła i weszła z powrotem w mury zamku, zostawiając mnie z kotłującymi się w mojej głowie myślami.

Odetchnęłam głęboko i przymknęłam na moment oczy. Co ona mogła wiedzieć. Nie wiem, dlaczego mówiła mi takie rzeczy, dlaczego próbowała  zasiać chaos w mojej głowie, ale ja nie mogę sobie teraz na to pozwolić, nie teraz, nie w tym momencie. Poza tym, w spojrzeniu Malfoya nie widziałam nic więcej, niż pogarda i obojętność.

Nie wróciłam już do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, zamiast tego udałam się do siebie. Być może Pansy chciała jedynie wyprowadzić mnie z równowagi i odebrać mi spokój. Jeżeli to było jej celem, to muszę przyznać, że jej się udało.

Wyszeptałam rozwiązanie pytania, zanim drzwi Krukońskiego salonu otworzyły się przede mną. Panował tam błogi spokój, którego teraz pragnęłam. Lekko chwiejnym krokiem skierowałam się do swojego dormitorium. Luna naprawdę ma ze mną trudno, notorycznie wracam po nocach i jestem przekonana, że choć zarzeka się że nie, to budzi się za każdym razem, gdy wchodzę do naszej sypialni.

Ściągnęłam z siebie suknię i bieliznę, narzucając piżamę na swoje nagie ciało. Zerknęłam na swoje przedramię. Skóra na nim, stała się jeszcze bardziej czerwona i zaczęła się jakby łuszczyć. Wyglądało to paskudnie, skrzywiłam się na ten widok i cieszyłam się, że wszystkie moje ubrania, są teraz, z oczywistych względów, z długim rękawem. Położyłam się do łóżka i przyłożyłam dłoń do swoich ust, zduszając cichy jęk bólu.

Dopiero teraz przekonałam się, że ból jaki sprawiał mi Mroczny Znak, był tak naprawdę niczym, w porównaniu z tym, co działo się w środku mnie, a działy się tam prawdziwe zniszczenia, które wykańczały mnie powoli i zatruwały moje życie. Czy tego chciałam, czy nie, byłam Śmierciożercą, taką samą, jak cała reszta z nich.

Z tą myślą zasnęłam niespokojnym snem, przebudzając się jeszcze wiele razy tej nocy.

insufficient• Draco Malfoy [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz