Kolejny dzień

14 1 0
                                    

Obudziłem się, czując dziwne mrowienie w kroczu. Nie chciałem otwierać oczu, lecz wreszcie po kilku sekundach zmusiłem się do tego i chyba tego żałowałem. Widok jak Mia bawiła się mym prąciem dopóki się nie obudzę, było chyba jednym z gorszych rzeczy, jakie mnie w życiu spotkały. Miałem z tego miłą przyjemność, jednakże wciąż była obcą mi osobą.
- Wreszcie wstał śpiący królewicz - powiedziała rozbawiona.
- Spadaj, czemu to robisz, jesteś napalona, czy zjebana? - spytałem nieco żartobliwym tonem, co spotkało się z delikatnym pocałunkiem z jej strony.
- Wybierz sobie - powiedziała cicho się śmiejąc, na co westchnąłem.
- Czyli to pierwsze - powiedziałem stanowczo, próbując wstać, na co mi nie pozwalała. Wreszcie postanowiłem ją łaskotać, przez co szybko odskoczyła ode mnie.

Gdy tylko wróciłem z łazienki, ona czekała na mnie przy drzwiach, już ubrana i gotowa.
- To odprowadzisz nie do szkoły? - spytała z uśmiechem, na co jedynie przytaknąłem. Po ubraniu się ruszyłem z dziewczyną do wozu. Nie słuchałem niczego specjalnego, a całą drogę spędziliśmy w ciszy. Na koniec przy pożegnaniu dostałem od niej całusa.

Chwilę po tym ruszyłem do bistro gdzie pracowałem. W lokalu pomimo tego, że jest tydzień roboczy był spory ruch. Niemalże cały czas ktoś przychodził, ktoś odchodził, aż po piętnastej nastał spokój.
- Hej Ryan, słyszałem że się ścigasz - zwrócił się do mnie nowy kolega, mężczyzna o dość wychudzonej sylwetce, miał ogniste, krótkie włosy, niebieskie niczym ocean oczy oraz smukłą twarz. Nawet się nie dziwię, że dziewczyny tak chętnie z nim rozmawiają.
- Tak, ścigam się... - odparłem na pytanie - a skąd znasz moje imię? Jestem tu dopiero od wczoraj - powiedziałem po chwili, co spotkało się z natychmiastową odpowiedzią.
- O nowych pracownikach szybko się dowiadujemy, Egdar. Miło mi - powiedział z ciepłym uśmiechem, zaś uśmiech sam mimowolnie odwzajemniłem.
- Więc.. skąd o tym wiesz?
- Widziałem wczorajszy wyścig... Rządzisz - odparł widocznie zafascynowany.
- Dziękuję, też się ścigasz, czy chciałbyś małego instruktażu? - spytałem nieco rozbawiony
- Nie, nie... Za niedługo przyjeżdża jakaś organizacja za zgodą prezydenta. Wyścigi mają odbywać się od piętnastej do osiemnastej, mają być wyścigi, zawody w drifcie, dragi... Może byłbyś zainteresowany? - spytał z uśmiechem, zaś w moich oczach widać było podniecenie na samą myśl o zastrzyku gotówki.
- Raczej wątpię by zrobili podział dla klas pojazdów... A jak już to jaki miałby być?
- Oh... W takim razie no masz rację... A przekonałoby cię to, że drogi będą przez ten czas zamknięte? - spytał z nadzieją w głosie, jakby na czymś mu zależało
- Jasne, widzę, że ci na tym zależy... Ale niczego nie obiecuję.. ile jest do wygrania i ile się płaci za wstęp
- Za wstęp masz pięć tysięcy, a do wygrania no.. różnie, zwykle zwycięzca zdobywa ponad milion
- Nie mam takich pieniędzy... A dlaczego tak bardzo chcesz bym wziął w tym udział?
- Ponieważ z samych klientów ciężko nam się utrzymać, trochę wydaliśmy w to miejsce i no... Szef się przy tym nieźle zaciągnął... Dlatego proszę w imieniu wszystkich - powiedział z widoczną nadzieją w oczach.
- Niech ci będzie... Ale chciałbym resztę pieniędzy dla siebie
- Świetnie - usłyszałem znajomy mi niski głos, po chwili mym oczom ujrzał się mój pracodawca
- Pan? Tutaj? Słyszał pan całą tą rozmowę? - spytał Edgar, nie dowierzając temu wszystkiemu. Czuł się, jakby wszystko znów było kolorowe i pełne magii. Przynajmniej to mogłem odgadnąć z jego głosu. Po chwili widziałem jak mężczyzna wyciąga dużo banknotów związanych gumką w moją stronę. Niemalże od razu się zaczerwieniłem.
- bierz i jedź, pokładam w tobie moje wszelkie nadzieje - odparł widocznie zadowolony, że postanowiłem wesprzeć ten lokal. Wziąłem pieniądze z lekkim uśmiechem
- W takim razie od dziś na czas zawodów nie chcę tu pracować
- Jasne, jasne... Tak czy siak mamy nadzieję, że dasz im wszystkim znać, kto tu rządzi
- Jestem tu nowy przypomnę...
- To nic, Edgar, idziesz z nim, mamy za miastem tor wyścigowy, spodoba ci się - Oznajmił z przekonaniem mój szef, po czym z pieniędzmi w kieszeni ruszyłem do wozu wraz z nowym kolegą.

Gdy tylko wsiedliśmy do samochodu. Z głośników dalej leciał spokojnym jazz, gdy odjeżdżałem z miejsca.
- Poprowadzisz mnie, racja? - spytałem Edgara, który delikatnie się uśmiechnął.
- Tak, tak... Tutaj w lewo, a na rondzie drugi zjazd - oznajmił widocznie zadowolony samą wieścią, że się zgodziłem. Na jego twarzy widniało dziwne poczucie triumfu, czego nie mogłem narazie określić.

Byliśmy na zachodnim wyjeździe z miasta. Po prawo widziałem mały budynek, zaś w dół od niego dość sporych rozmiarów tor, który został zrobiony z zamkniętego lotniska. Były to trzy pasy równoległe do siebie, o długości pięć kilometrów każdy. Wokół tego cztery dość masywne hangary.
- to tutaj, w prawo - powiedział Edgar z widocznym uśmiechem.

Będąc już na nieczynnym lotnisku jedynie cicho westchnąłem.
- Więc.. gdzie macie tor? Bo ja tu tylko trzy pasy widzę
- w budce masz rozpiskę toru i czasy. Jak uznasz że ten czas cię satysfakcjonuje, to możemy go zapisać
- no pewnie - mruknąłem, parkując przy budce, po czym wszedłem do środka. Drzwi były otwarte. Faktycznie widniało tam tylko jedno zdjęcie i wiele tablic z czasami i ksywkami osób. Większość czasów było powyżej trzech minut, przy czym nawet najlepszy czas miał trzy minuty i czternaście sekund. Tor był nieco skomplikowany, gdyż pomimo prostych dróg, było tu kilka niewidocznych szykan oraz same drogi kilka razy się przecinały, co było dla mnie obłędem. Po zaznajomieniu się z teorią nadszedł czas na praktykę. Pierwsze pięć okrążeń było bardzo niepewnych, nie wiedziałem co zrobić ze sobą, co mógł zobaczyć również Edgar, który powtarzał mi, że zgubiłem skręt.

Po licznych próbach wreszcie nadszedł czas na kolejne, już poważniejsze podejścia. Mój czas na pierwszym okrążeniu był równy sześciu minut i dwudziestu sekund. Po kilku kolejnych widać było poprawę, zaś u mnie pewność siebie. Zaczynałem ze środkowego pasa. Wpierw cały czas prosto, by rozwinąć swą prędkość. Na koniec ślizgiem zrobić nawrót na prawy pas. Tam zwolnić, by zmieścić się w szykanie, której wyuczyłem się do perfekcji. Przy wyjściu z niej wyszedłem również widowiskowo z poślizgu, po czym blisko opon, by przejść na lewy pas. Tam bez utrudnień zrobiłem nawrót na centralny, którym jedzie się do skrzyżowania, gdzie na tym samym pasie robi się nawrotkę. Po niej znów jazda przy prawym poboczu, by znów uderzyć w lewą ścieżkę, lecz tym razem z większą prędkością. Przy wyjściu odczuwalnie mną szarpnęło. Z ślizgiem wyszedłem z łuku, pędząc dalej prosto, by zrobić ostatnie przejście, z lewego pasma na prawe, a z niego znów na centralny, najszerszy pas i przejechać przez metę. Manewr ten zrobiłem na jednym drifcie, dzięki któremu wykorzystałem całą szerokość drogi. Francuz na mecie odmierzył czas trzech minut i trzydziestu dwóch sekund, przez co zaczął skakać z radości.
- Mamy to! - krzyknął skacząc widocznie zadowolony. Gdy tylko wyszedłem, ten objął mnie zadowolony, po czym pokazał mi czas. Sam byłem pod wrażeniem, widząc rezultat osiemnastu prób.
- no to chodź, odprowadzę cię, zatankuję i tyle na dziś, już wieczór się zbliża
- jasne, jasne - powiedział, wsiadając wraz ze mną - jutro stawiam ci świetną pizzę - oznajmił dumny z siebie, na co rozbawiony poklepałem go po ramieniu i posłałem mu koleżeński uśmiech.

- To jeszcze raz, kiedy te zawody? - przypomniałem się, gdy kolega z pracy miał już wysiadać
- Za dwa dni, myślę, że się wyrobimy ze wszystkim - powiedział odpinając pas i wysiadając.
- Spoko, widzimy się jutro zatem - powiedziałem pożegnalnie i gdy tylko wyszedł ruszyłem na stację benzynową, gdzie zapłaciłem za uzupełnioną benzynę, po czym udałem się do domu, gdzie położyłem się na łóżku wykończony dzisiejszym dniem.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 22, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

NiedoścignionyWhere stories live. Discover now