3. Jak szklanka - część 3

3.4K 171 11
                                    


Severus Snape obudził się i od razu tego pożałował.

Och, wiedział, gdzie jest. Raz czy dwa był w tym mieszkaniu. A człowiek nie jest w stanie nigdy zapomnieć, nieważne jak mocno próbuje, karmazynowych dywaników. Purpurowych, aksamitnych zasłon. Tych obrazów. I, oczywiście, okropnych prześcieradeł, w których był mocno zagrzebany.

Snape zamknął oczy i próbował przypomnieć sobie, jaka ohydna zbrodnia, grzech czy nadużycie alkoholu wpakowało go do – ze wszystkich miejsc – łóżka Albusa Dumbledore'a. Żadne nie przychodziło mu na myśl. Właściwie ostatnią rzeczą, którą pamiętał, był... był... wydawało mu się...

...Wydawało mu się, że Lord Voldemort, stojący nad nim i śmiejący się.

Całe ciało Snape'a wróciło do pełnej świadomości i nie był w stanie powstrzymać ochrypłego westchnienia, które wydostało się z jego gardła.

– Obudziłeś się – powiedział cichy głos i głowa Snape'a szarpnęła się w stronę drzwi, przez które cicho wszedł Dumbledore.

Zakręciło mu się w głowie. Czy nie miał umrzeć? W gruncie rzeczy był tego absolutnie pewien. Wobec tego, biorąc pod uwagę wystrój...

– To Piekło – oznajmił stanowczo. – Widzę, że nie udało mi się wystarczająco odkupić win na śmiertelnej płaszczyźnie.

Dumbledore zaśmiał się cicho.

– Ach, to tylko Czyściec, przyjacielu. Dopiero co wróciłeś z Piekła. – Jego pomarszczona twarz przybrała uroczysty wyraz. – O mały włos, muszę dodać. Cieszę się, że w końcu się obudziłeś.

– W końcu? Jak długo spałem? I jak, do diabła, znalazłem się tutaj?

– Jest poniedziałek rano; co do reszty, myślę, że lepiej najpierw coś zjedz, może trochę się ogarnij, zanim podejmę tę szczególną...

Poniedziałek. Chwilę zajęło Snape'owi przypomnienie sobie, dlaczego powinno go to martwić.

– Co? Mam przeprowadzić egzamin. Właściwie dwa. Och, psiakrew, nawet nie przygotowałem testów...

– Nie przeprowadzisz ich. Ani żadnego innego egzaminu w tym tygodniu – stwierdził spokojnie Dumbledore. – Będziesz odpoczywał, Severusie. Co nieco przeszedłeś. Profesor Binns zgodził się uprzejmie ułożyć i poprowadzić egzamin za ciebie.

– BINNS? – krzyknął Snape z oburzeniem. – On nic nie wie o eliksirach! Do diabła, jaki on test zamierza ułożyć: historia veritaserum? Ja... ouć. – Poruszył się na łóżku i skrzywił, gdy jego pęcherz raczej pilnie przypomniał o swej obecności.

– Dobrze się czujesz? – spytał z troską Dumbledore.

– Nie. Nie czuję się. Ale mógłbym przesunąć się w zakres "znośnego" – mówię: mógłbym – gdybym skorzystał z toalety.

– Och, oczywiście, oczywiście – rzucił szybko dyrektor i pomógł mistrzowi eliksirów wstać z łóżka.

Snape czuł, że jego nogi są słabe i chwieją się pod nim, ale nie pozwolił sobie na żadne oklepane, metaforyczne porównania do jednodniowych źrebiąt, kociąt czy czegokolwiek innego w tym rodzaju. Jednak absolutnie zabronił Dumbledore'owi wchodzić ze sobą do ubikacji, więc gdy już wyszedł, zrobił to z odrobiną osobistego opanowania. Być może teraz był już w stanie usłyszeć coś bardziej poważnego niż prowadzenie i ocenianie egzaminu.

Czekała na niego taca z miską zupy i filiżanką gorącej herbaty. Zapachy sprawiły, że do ust napłynęła mu ślinka. Dumbledore, choć raz przedkładając takt nad psotę, zdecydował się na dzbanek jasnej Darjeeling i Snape popijał ją teraz z wdzięcznością, siedząc z powrotem na łóżku. Naprawdę czuł się okropnie... zmęczony. Nie słaby. Zmęczony.

– Pamiętam Voldemorta – powiedział wreszcie, gdy już skończył zupę – i pamiętam, że straciłem przytomność z bólu. To wszystko. Jak, na niebiosa, mnie uratowałeś? – Jego głos był tak stanowczy i opanowany, jakby prowadził wykład.

Dumbledore wziął głęboki i raczej niepewny oddech.

– To nie ja.

– Więc kto.

– Potrafisz zgadnąć?

Nie jestem w nastroju do zgadywanek, Albusie.

Ku zdumieniu Snape'a Dumbledore nie był w stanie spojrzeć mu w oczy. I zamiast odpowiedzieć prosto na pytanie, zagłębił się w opowieść.

– Chcę cię prosić, byś na jeden wieczór wszedł w moje położenie, Severusie. Dobrze? Wyobraź sobie, że siedzisz tutaj, w tym mieszkaniu, całą noc, nie mogąc spać ze zmartwienia i czując w głębi duszy, że popełniłeś potworny błąd. Podskakujesz na najmniejszy dźwięk; czujesz, że jest ci niedobrze, nawet jeśli nie ma w zasięgu wzroku Fasolek We Wszystkich Smakach.

– I wtedy słyszysz uderzenie w okno. To biała sowa. Bardzo znajoma biała sowa, niosąca skrawek pergaminu.

– Teraz wyobraź sobie, jakbyś się poczuł, Severusie, gdybyś otworzył tej konkretnej sowie okno, wziął pergamin i przeczytał to.

Jego sękata dłoń, nieco drżąca w tym momencie, wyciągnęła wcześniej wspomniany kawałek pergaminu. Odczuwając zniecierpliwienie i ani trochę zmieszania, Snape wziął go i obrzucił spojrzeniem.

Pismo było straszne, prawie nieczytelne. Rozciągało się po całej kartce, jakby ktoś pisał w wielkim pośpiechu.


Miałem kolejną wizję Wiem gdzie odbywa się spotkanie na polanie niedaleko Hogsmeade i Voldemort tam jest Chcą go zabić Muszę lecieć PROSZĘ PRZYSŁAĆ POMOC – HP


Snape patrzył, jak jego ręka zgniata pergamin, jakby kontrolował ją ktoś zupełnie inny.

– Harry cię ocalił – powiedział Dumbledore głosem tak ciężkim, jakby siedział na nim Hagrid. – Sam. Było o wiele za późno, bym mógł mu towarzyszyć; jak sądzę, zanim dostałem wiadomość, już zbliżał się do polany. A co do tego, jak cię uratował, wyjaśnił...

Snape ledwo słuchał tych wyjaśnień, jakich udzielał Dumbledore na temat wydarzeń sprzed dwóch nocy. Patrzył tylko na zwinięty w kulkę pergamin w zaciśniętej pięści. Słowa przelatywały przez jego świadomość, słowa jak "peleryna–niewidka... pożar... zaklęcia... miotły... Cruciatus", ale nie miały żadnego znaczenia.

– Mogli go zabić – wychrypiał, przerywając relację. – Mogli mu zrobić coś gorszego niż śmierć.

Dumbledore tylko skinął głową i spojrzał na swe własne ręce, jakby zastanawiając się, gdzie podziała się cała ich siła.

– Ponieważ go nie posłuchaliśmy.

– Ponieważ jest IDIOTĄ – wybuchnął Snape, czując, że wreszcie wzbiera w nim histeria. – Co on sobie, do diabła, myślał? Dlaczego to zrobił? GDZIE JEST TERAZ?

– Wszystko z nim w porządku, Severusie – powiedział łagodnie Dumbledore. – Jedynym obrażeniem, jakie odniósł, było skręcenie kostki, gdy miotła wylądowała w Hogwarcie. Wierzę, że w tej chwili zaczyna właśnie swój egzamin z eliksirów. – Krótka przerwa. – Który, jestem pewien, zda.

Snape całkowicie zignorował sugerowaną instrukcję.

– Zdaje egzamin... zdaje egzamin z eliksirów. Rozumiem. A co mu powiedziałeś? Jak go ukarałeś? Jak upewniłeś się absolutnie, że nie zrobi czegoś takiego NIGDY WIĘCEJ?

Dumbledore popatrzył na Snape'a surowo.

– Nie ukarałem go, Severusie, i nie mam takiego zamiaru. To był akt wielkiej odwagi. Tak jak i twój. Gdyby to było możliwe – gdybyśmy nie musieli trzymać tego wszystkiego w okropnej tajemnicy – zdecydowany byłbym wychwalać was obu jako bohaterów ze wszystkich wież Hogwartu.

– Och, tego tylko nam brakuje – zasyczał Snape i zamaszystym ruchem posłał filiżankę i opróżnioną z zupy miskę na podłogę. Pękły i rozsypały się w kawałki, a Dumbledore, wyraźnie nie poruszony tym pokazem, tylko machnął różdżką i okruchy znikły. – Publiczne pochwały! Wychwalany jak bohater. Znowu! Czy nie przychodzi ci do głowy, wszechmocny Albusie Dumbledorze, że to tylko zachęci chłopaka, by wyjść i skręcić sobie kark?

– Ryzykując życie, ocalił twój własny kark, Severusie – przypomniał mu Albus. – Spróbuj okazać wdzięczność.

– Zamknij SIĘ! – ryknął Snape, wstając i przytrzymując się kolumienki. – Nigdy więcej nie wolno mu robić czegoś takiego! Rozumiesz mnie? Nigdy! To spotkanie było pułapką na niego, zastawioną przez Voldemorta, a gdyby został złapany – o mój Boże, gdyby nie uciekł... – Kolana ugięły się pod nim i z powrotem opadł na materac, trzęsąc się na całym ciele i widząc przed oczyma plamy. Poczuł chłodną dłoń na czole i drugą upokarzająco naciągającą na niego przykrycie.

– Za bardzo się zdenerwowałeś – powiedział łagodnie Dumbledore. – Nie powinienem był ci jeszcze mówić... Ćśśś... Musisz się uspokoić, Severusie. Powiedziałem Harry'emu, by przyszedł tu i posiedział z tobą, gdy skończy egzamin, ale jeśli zamierzasz przywitać go histerycznym krzykiem, mogę jeszcze ten pomysł przemyśleć.

Snape próbował wymyślić coś szczególnie uszczypliwego, ale wszystkim, co wydobył z siebie, było kolejne ciche "O mój Boże". Leżał nieruchomo przez kilka chwil, a Dumbledore w ciszy pozwolił mu odzyskać nad sobą kontrolę.

– Możesz mi już opowiedzieć, co się wydarzyło? – było następnym pytaniem dyrektora i zostawiało sporo miejsca dla Snape'a, by powiedzieć "nie".

Ale nawet w skrajnych sytuacjach Snape nie był typem, który mówi "nie", i, zmuszając się, by nie myśleć o Harrym, opowiedział wszystko, co pamiętał z tej okropnej nocy. Z jednym znaczącym pominięciem. Nie mógł – po prostu nie mógł – wyznać Dumbledore'owi, że ktoś, najprawdopodobniej Draco Malfoy, widział go całującego Harry'ego Pottera na tarasie. Zwłaszcza że Dumbledore przede wszystkim nie wiedział, że on całował Harry'ego Pottera. Szczególnie że ten przeklęty pocałunek był prawdopodobnie tym, co podjudziło tego niemożliwego chłopaka do tak strasznej, niebezpiecznej akcji... W głębi serca Snape przeklinał siebie o wiele zajadlej, niż Voldemort kiedykolwiek by zdołał.

Kiedy skończył, Dumbledore wyglądał na zmęczonego i smutnego.

– Więc młody Draco pracuje dla Voldemorta – wymruczał. – Myślałem może... Ale miałem nadzieję... I mówisz, że cię szpiegował?

– Tak powiedział Voldemort – odrzekł wymijająco Snape. – Ja sam nie zdawałem sobie sprawy.

Dumbledore potrząsnął głową, jego srebrna broda kołysała się z boku na bok.

– Wielce zostaliśmy okłamani – powiedział cicho. – I prawie pokonani. Gdyby nie Harry... cóż. Nie podoba mi się, jak bardzo mnie przechytrzono, Severusie. Twoje życie było ceną nie do przyjęcia za te kilka informacji i nigdy nie powinienem był się zgodzić na to ryzyko. Jest mi bardziej wstyd, niż mogę to powiedzieć.

Snape nie słyszał, by Dumbledore mówił coś takiego przedtem, i aż oniemiał. Kiedy po kilku napiętych minutach Dumbledore spokojnie zasugerował, by wziął kąpiel, Snape przystał na to bez słowa i spędził kolejne pół godziny, siedząc w gorącej wodzie, gapiąc się w sufit i próbując powstrzymać zawroty głowy. Harry go uratował. Harry. Uratował go. I gdy zdołał poskładać do kupy bezładne wspomnienia tego, co mówił Dumbledore, zdał sobie sprawę, jak niewiele brakowało, by ta misja zakończyła się porażką. Albus powiedział, że musiał lewitować Błyskawicę z powrotem do Hogwartu... Snape przycisnął trzęsącą dłoń do twarzy, a potem zamrugał, pozbywając się gorącej wody z oczu.

Wyszedł z wanny, osuszył drżące członki i właśnie ubierał się w świeże, czarne szaty, gdy ktoś delikatnie zapukał do drzwi.

– Jestem ubrany – zawołał Snape sucho, nawet nie próbując krzywić się z ironią.

– Świetnie – dobiegł zza drzwi głos Dumbledore'a. – Ale wyznaczony czas egzaminu z eliksirów minął. Harry za chwilę przyjdzie.

Snape wziął głęboki, drżący oddech i zapragnął, by starszy mężczyzna nie otwierał drzwi. Nie chciał nawet myśleć, jak wygląda w tej chwili jego twarz.

– Severusie – kontynuował Dumbledore cicho – nie wiem, co ci powiedzieć. Wiem... myślę, że wiem, co do niego czujesz – Snape wzdrygnął się mocno – ale nie potrafię sobie wyobrazić, jak zareagujesz na... to. Ale kiedy przyjdzie... bądź dla niego miły, przyjacielu. Tylko o tyle proszę. Bądź miły.

Zamiast odpowiedzieć, Snape wyszedł w milczeniu z łazienki i zobaczył, że łóżko zostało starannie zasłane, a jeden róg zapraszająco odwinięty. Jego nogi trzęsły się i chciały odpocząć, ale surowo kazał im podejść do krzesła.

– Chcę porozmawiać z nim sam.

Na ten widok Dumbledore mocno się zatroskał.

– Nie jestem pewien...

– Chcę. Porozmawiać z nim. Sam. Albusie.

Dumbledore westchnął ciężko.

– Jak sobie życzysz. Ale błagam cię, Severusie, nie niszcz niczego, czego nie możesz naprawić.

Gdy jeszcze słowa te opuszczały jego usta, rozległo się nieśmiałe pukanie. Dyrektor spojrzał na profesora, wymruczał kilka inkantacji w stronę drzwi i zawołał "Wejdź" raczej pełnym obaw głosem.

Harry Potter wszedł do pokoju.

Seria HerbacianaWhere stories live. Discover now