5. Czarodziejska pieśń - część 18. - Co ukrywał Neville

1.7K 97 8
                                    


4 kwietnia 1997

Drogi Harry.

Trudno mi w to uwierzyć – piszę do ciebie list i nie muszę się bać, że ktoś go przechwyci. To nie wydaje się rzeczywiste. Czuję, jakbym lada chwila miał się obudzić i odkryć, że znów ukrywam się w jakiejś jaskini czy dżungli... albo jeszcze gorzej: że jestem z powrotem w Azkabanie. Ale to jest prawda.

Przepraszam, że nie pisałem wcześniej – wierz mi, że wysłanie do ciebie listu było pierwszą rzeczą, jaką chciałem zrobić. Ale obserwowali mnie uważnie i ograniczali komunikowanie z kimkolwiek; gdy rozmawiałem z Dumbledore'em, praktycznie siedzieli mi na głowie. Wciąż nie wolno mi opuszczać obszaru ministerstwa, inaczej przyjechałbym do ciebie z wizytą jako wolny człowiek (i porządny ojciec chrzestny). Nie wiem, kiedy wszystkie te procedury dobiegną końca, ale coś sobie obiecałem. Powiedziałem Dumbledore'owi i mówię tobie – nieważne, co się stanie: jeśli nie chcesz wracać do tych mugoli, których nie znosisz, nie musisz. Obejmę cię prawną opieką, więc nawet jeśli nie uzyskam wolności do czasu, gdy nadejdą twoje letnie wakacje, pozwolę ci zostać w Hogwarcie lub z Weasleyami. Dobra wiadomość? Oczywiście mam nadzieję, że do tego czasu wszystko się wyjaśni i będziesz mógł zamieszkać ze mną. Bardzo bym się z tego cieszył, jeśli i ty byś zechciał. Wiem, że nie mieliśmy okazji poznać się tak blisko, jak byśmy chcieli, ale mój dom zawsze będzie twoim.

Znów mnie wzywają. To się chyba nigdy nie skończy, wszystkie te ich pytania. Ale nie winię ich. Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by powstrzymać Czarnego Pana, i przynajmniej są jacyś ludzie w ministerstwie, którzy chcą uznać to za problem. (Jeśli czytasz to zdanie, wiesz, że nie ocenzurowali mojego listu.) Wrócę do ciebie, gdy tylko będę mógł. Nie mogę się doczekać, by znów cię zobaczyć. Tyle czasu minęło.

Odpisz, kiedy znajdziesz czas. Teraz możesz nawet wysłać Hedwigę – dobrą chwilę jej nie widziałem.

Twój Syriusz


Harry odłożył list i przez kilka minut wyglądał przez okno dormitorium, patrząc na zachód słońca i próbując ułożyć odpowiedź w głowie, po czym sięgnął po pergamin i pióro. Nie pisał niczego interesującego; tylko prawdę, że cieszy się, w końcu mając wiadomości od Syriusza, że wszystko się skończyło, że oczywiście będzie szczęśliwy, mogąc z nim zamieszkać, jeśli to możliwe.

Zatrzymał się jednak, by pomyśleć.

Pozwolę ci zostać w Hogwarcie lub z Weasleyami.

Bardzo źle było, Harry był pewien, że maleńka część jego miała nadzieję, że sprawy Syriusza w ministerstwie potoczą się wolno. Na tyle wolno, że Syriusz zostanie oczywiście uwolniony, ale nie zdąży na czas założyć domu, by Harry mógł z nim zamieszkać. A pobyt u Weasleyów prawdopodobnie byłby zbyt niebezpieczny, prawda? To dlatego przecież musiał wrócić ostatniego lata wcześniej do Hogwartu. Nie, pozostanie w szkole będzie bez wątpienia jedyną możliwością. I Harry wciąż czuł się jak gnida za samo myślenie o tym, za myślenie o swych własnych, egoistycznych przyjemnościach zamiast mieć nadzieję, że Syriusz wydostanie się z uwięzienia i znów będzie mógł zacząć normalne życie.

Jak to możliwe, że czuł obie te rzeczy? Jak mógł chcieć wolności Syriusza i jednocześnie nie chcieć z nim być? Może dlatego...

Nie mieliśmy okazji poznać się tak blisko, jak byśmy chcieli.

To też była prawda. Odkąd Severus o tym powiedział, Harry nie był w stanie wypchnąć tej myśli ze swej głowy. Teraz Syriusz sam to wspomniał. Oni dwaj nigdy nie poznali się porządnie – nigdy nawet nie rozmawiali, nie naprawdę, poza listami, których było niewiele i w dużych odstępach. Oczywiście, nic nie mogli na to poradzić, ale teraz Harry czuł, że Syriusz jest osobą obcą albo prawie.

To było dziwne. Pod koniec trzeciej klasy dał się niemal zabić, by chronić Syriusza – człowieka, którego dopiero co spotkał – przed dementorem. W czwartej klasie czuł z Syriuszem bliską i głęboką więź, nawet jeśli nie mogli przeskoczyć fizycznej odległości, jaka między nimi była. Pomagała świadomość, że Syriusz jest gotów rzucić wszystko i pędzić prosto do Harry'ego, gdyby myślał, że jest w niebezpieczeństwie. Harry czuł wtedy tak samo; wydawało mu się, że wciąż tak czuje. Jakby Syriusz był wszystkim, co zostało mu po rodzicach.

Ale Harry był teraz starszy. Szesnaście lat to trochę za późno na pełnoetatowych rodziców, których nie miał nigdy w życiu. O ile tego w ogóle pragnął Syriusz. Może Syriusz nie chciał być jego tatą, nawet jeśli na to wskazywał "ojciec chrzestny"; może tak samo jak Harry odczuwał czas i dystans, i w zamian mogli się teraz nauczyć, jak być przyjaciółmi? Harry po prostu nie wiedział. Czuł, że Syriusz jest dla niego ważny w sposób, w jaki nie był nikt inny – jakby coś reprezentował; coś, co przepadło na zawsze.

No i oczywiście był Severus.

Harry zamknął oczy. O to przede wszystkim szło. Co chwilę łapał się na pragnieniu, by powiedzieć Syriuszowi, o co naprawdę chodzi z Severusem. Tak desperacko pragnął, by jego ojciec chrzestny zrozumiał. Ale to się nie zdarzy. Oceniając po wyjcu, którego Syriusz przysłał Harry'emu pod koniec ubiegłego roku, to się naprawdę nie zdarzy. Wspomnienie wciąż było przykre. To był jedyny raz, kiedy Syriusz był naprawdę wściekły na Harry'ego. A chodziło o uczucia Harry'ego do Severusa, nawet jeśli Syriusz o tym nie wiedział.

Następnym razem pozwól sukinsynowi zdechnąć!

Harry zadrżał na wspomnienie rozwścieczonego głosu ojca chrzestnego. Nie. Syriusz mógł zrozumieć wszystko inne, co mu powiedział Harry – ale nie zrozumiałby tego. Jeszcze nie. Może za kilka lat, kiedy Harry będzie starszy i nie będzie to już wbrew jakimkolwiek zasadom, i Syriusz nie pomyśli, że Harry'ego wykorzystano. Ale jeśli Syriusz nie zaakceptuje tego wówczas... Cóż, Harry nie chciał myśleć o tym w tej chwili, mimo że już wiedział, co by postanowił i kogo by wybrał, gdyby coś takiego się zdarzyło.

W końcu naprawdę nie znał Syriusza tak dobrze, a Severus był... Severusem. Harry wrócił myślą do ubiegłej nocy.

Pod kocami, gdy skończyli się kochać, ogień wygasł, a świece wypaliły się. Odkryli, że łatwiej jest mówić w ciemności.

– Dlaczego przyłączyłeś się do Voldemorta? Czy... czy naprawdę wierzyłeś we wszystkie te bzdury? O mugolach i szlamach, i... wiesz.

– Wydaje mi się, że nie wiedziałem, w co wierzę. Wtedy to się nie liczyło. Byłem młody. Byłem głupi. Byłem bardzo, bardzo zły. On uważał chyba, że mam talent, a moja rodzina powiedziała, że to dobry pomysł. Nigdy cię nie okłamano?

– Jasne, że tak.

– Sam widzisz. Wierzyłem im wszystkim. I niektóre z rzeczy, które kazał... mi... robić... Nie chcę o nich mówić, Harry. Mam nadzieję, że nigdy nie dowiesz się, co zrobiłem i czym byłem. Bardzo ciężko pracowałem, by zostawić to za sobą. Nie jestem już tym człowiekiem.

– Wiem, że nie jesteś, to nieważne. Nie przejmowałbym się tym, gdybyś mi powiedział.

– Nie?

– No... tak mi się wydaje. Ale jeśli nie chcesz mówić, myślę, że to rozumiem. Och, proszę, chodź tutaj. Dobrze. Mm. Ale dlaczego go opuściłeś?

– Te rzeczy, które robiłem... Niektóre z nich nienawidziłem. Inne sprawiały mi przyjemność. Nie będę ci o tym kłamał, i to było równie złe. Mam nadzieję, że ty nigdy nie będziesz zmuszony obejrzeć swe najciemniejsze miejsca, Harry... Mam nadzieję, że nie masz takich miejsc jak ja, albo że... Ja...

– Severus. Severus.

...

– Tak. Dobrze. W każdym razie udałem się do Dumbledore'a i oddałem swoje życie w jego ręce. Przez cały czas płacę za ten błąd.

– Jaki błąd? Za pójście do Voldemorta cz–czy pójście do Dumbledore'a?

– Jedno wiedzie do drugiego. Gdybym przede wszystkim nie był głupi, nie miało by to znaczenia. Po fakcie zawsze wszystko jest idealne, jak sam się nauczysz.

– Dobrze. Dzięki. To wystarczy, tak mi się wydaje. Eee... twoja kolej. Co chcesz teraz wiedzieć?

– Powiesz mi, jak pomogłeś uciec Blackowi?

– ...Jasne. Powiem ci.

Harry jednak nie opowiedział Severusowi o udziale Hermiony w ucieczce Syriusza – tylko że "dostał" zmieniacz czasu (jakby pojawił się on z powietrza bez pomocy Hermiony czy Dumbledore'a) i poleciał na Hardodziobie na ratunek Syriuszowi. Uznał, że tak będzie lepiej, a poza tym Severus nie był ogromnie rozmowny, jeśli chodziło o niego. Ale teraz przynajmniej rozmawiali i chyba byli w tym coraz lepsi. Nie wiedział, czy Severus też tak czuł, ale dla Harry'ego tak było łatwiej – czuł niemal, jakby powziął jakąś decyzję albo uświadomił sobie coś ważnego, teraz, gdy wiedział... to, co wiedział. O tym, jak czuje; o tym, że chce zostać.

Nie, nie chciał stracić Syriusza, nigdy. I nie pozwoli, by cokolwiek stało się jego ojcu chrzestnemu, jeśli może temu zapobiec. Gdyby jednak musiał wybrać... gdyby musiał...

Harry wrócił do rzeczywistości. Nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Upora się z tą sprawą, jeśli – kiedy – stanie się ona problemem. Tymczasem skończył pisać swą odpowiedź, mając nadzieję, że brzmi wystarczająco entuzjastycznie. Wyglądała w porządku. Właśnie gdy się podpisywał, do pokoju wszedł Ron, rzucając na łóżko swój podręcznik do transmutacji.

– Szósta klasa, a ja wciąż nie wiem, jak ona może uczyć się godzinami – powiedział. – A ty szczęściarzu się obijasz. Co robiłeś? Och... wreszcie do ciebie napisał, tak? – Oczy Rona opadły na list leżący przy łokciu Harry'ego.

Harry spróbował stłumić irytację.

– Chciał napisać wcześniej. Nie pozwolili mu.

– Założę się – stwierdził Ron nieobecnie, wyczesując z szaty kłębek puchu. – Idziesz do sowiarni? Pójdę z tobą. Możesz użyć Świnki.

Teraz Harry musiał się uśmiechnąć.

– Już nie muszę. Teraz, kiedy jest wolny, mogę wysłać Hedwigę.

To dziwne, stwierdził, opuszczając pokój z Ronem za plecami. Dziwne huśtać się w tę i z powrotem pomiędzy skrajnościami – między szczęściem, że Syriusz jest wolny, a zmartwieniem, co to może oznaczać. W tych okolicznościach jednak miało to chyba sens.

On i Ron gawędzili o zbliżającym się finale Pucharu Quidditcha, wspinając się po wielu stopniach, które prowadziły do sowiarni. Gryffindor będzie grał z Ravenclawem pod koniec miesiąca. Puchoni w tym roku byli zdecydowanie bez życia, a postawa Ślizgonów po prostu fatalna. Harry był z tego powodu niemal rozczarowany – wciąż pamiętał ten niewiarygodny dreszcz podniecenia, jaki czuł, gdy pod koniec trzeciej klasy Gryfoni pokonali Ślizgonów tak niewielką różnicą. Część z tego była radością z wygranej, oczywiście... ale było też coś specjalnego w pokonaniu kogoś, kogo naprawdę nienawidzisz. Bardzo wyraźnie pamiętał krzyk upokorzenia i wściekłości Draco Malfoya.

Cóż, może tak było najlepiej, stwierdził Harry, otwierając drzwi do sowiarni. Choć cudownie byłoby znów wprawić Draco w zakłopotanie, prawdopodobnie trochę skomplikowałoby to rzeczy z Severusem. Harry wiedział, że jego kochanek jest w bardzo kiepskim nastroju z powodu słabej postawy swego domu w tym roku. Harry nie ważył się podnieść tematu, wiedząc, że zostałby oskarżony o napawanie się triumfem i że oskarżenie to miałoby w sobie więcej niż ziarno prawdy.

Wkroczywszy do sowiarni, Ron i Harry zobaczyli, że Hedwiga siedzi naprawdę bardzo blisko z inną sową. Ich głowy pochylały się ku sobie. Gdy podeszli bliżej i Hedwiga ich dostrzegła, szybko odsunęła się od drugiej sowy i nastroszyła pióra jakby z zażenowania. Serce Harry'ego podskoczyło niepokojąco, gdy rozpoznał drugiego ptaka – dużą, brązową płomykówkę: to był Acheron, sowa Severusa, która doręczała ich listy przez całe lato! Wyglądało, że on i Hedwiga odnowili znajomość. A może nigdy jej nie zerwali? Harry nie wiedział.

Ron zachichotał.

– Hedwiga ma faceta, co?

– Chyba tak – powiedział słabo Harry, niezręcznie poklepując ją po łebku w ramach przeprosin. Szczypnęła czule jego knykcie na znak, że mu wybacza, i wzięła pergamin.

– Cześć, duży gość z ciebie, co? – pytał Ron Acherona, wciąż uśmiechając się szeroko, i wyciągnął rękę, by go pogłaskać. – Miły, duży gość. Widać krzepcy są w typie Hedwigi ...auć! Dziobnął mnie! – Ron cofnął krwawiącą dłoń i szybko się odsunął. Acheron zmierzył go wściekłym spojrzeniem. – Wstrętne małe... Tak w ogóle ciekawe, czyja to sowa.

– Nie mam pojęcia – skłamał Harry, próbując ukryć uśmiech, gdy obserwował, jak Hedwiga odlatuje w zmrok.

Acheron zahuczał za nią ze smutkiem.

Seria HerbacianaWhere stories live. Discover now