3 - Teeth

227 28 25
                                    

Od czasu naszej rozmowy w czytelni, staliśmy się nierozłączni z Marcellą. Wszystkie posiłki jedliśmy razem, we trójkę. Nasz duet zamienił się w trio, a Marcella stała się poniekąd nieodzowną, milczącą częścią naszej codzienności.

Przy śniadaniu towarzyszyła nam z miską owsianki, którą niechętnie jadła, niekiedy upuszczając solidną porcję jedzenie na ziemię, pod krzesło, tak żeby żaden strażnik na nią nie nakrzyczał za brudzenie "państwowego mienia". Rozumiałem ją, ja też starałem się jeść jak najmniej, przy tym utrzymując zdrowy rozsądek. Nasza dieta była uboga, w końcu warzyw i owoców nam brakowało, a jeśli już pojawiały się na talerzu to w śladowych ilościach. Co prawda te trzy okropne posiłki, które dostawaliśmy podczas dłużącej się doby,  łącznie miały wysoką wartość energetyczną, aczkolwiek ja tego nie odczuwałem. Siły witalne powoli mnie opuszczały. Z drugiej strony, czego ja się niby spodziewałem? Nic mi się nie chciało, przez co łapałem doła, to po pierwsze primo, a po drugie zwyczajnie nie kończyłem serwowanych tutaj posiłków, część oddając Luke'owi albo wyrzucając do kosza.

Co ciekawe jedzenie z porą dnia stawało się coraz gorsze, tak samo jak ja stawałem się coraz bardziej głodny. 

W południe z reguły dostawaliśmy porcję zawiesistej zupy gotowanej na wodzie, bez mięsa czy chociażby bulionu. Do tego dostawaliśmy jakieś danie na ciepło, najczęściej był to kurczak z dodatkami, nafaszerowanymi węglowodanami, jak chociażby niedogotowanymi, suchymi ziemniakami. Jakby tego było mało, kucharki starały się uprzykrzać nam życie poprzez nieudostępnianie nam zwykłej zastawy stołowej, lecz sztućców wykonanych z plastiku lub drewna. Broń Boże, nie mieliśmy dostępu do jakichkolwiek noży, nawet tych mało ostrych, stołowych. Łyżki czasami były metalowe, a czasami wykonane z grubego plastik, którego nie dało się nawet złamać.

Tak, próbowałem.

- Będziesz to jadł? - Luke puknął mnie w ramię, kiedy ponownie wygiąłem moją plastikową łyżkę, próbując złamać ją na dwie ostre części. Może przyda się do czegoś bardziej pożytecznego w przyszłości, bo nie zamierzałem jeść tej dziwnej zupy.

- Nie.

- A mogę?

Spojrzałem na niego dziwnie. Luke pokrył się rumieńcem, ale nie spuścił ze mnie wzroku.

- Jestem dorastającym mężczyzną - dodał, jakby na swoją obronę, wypinając szczupłą pierś do przodu.

Prychnąłem pod nosem, ale w końcu faktycznie oddałem mu półmisek z zupą. Niech je, jemu ta energia faktycznie przyda się bardziej niż mnie.

Marcella również nie narzekała na dzisiejszy obiad. Jadła w milczeniu, przypatrując się więźniom. Z reguły mało mówiła, ewidentnie wolała obserwować, trochę jakby kodowała informacje w swoim mózgu, planując i analizując wszystko i wszystkich wokoło.

- Kto to? - latynoska odezwała się niespodziewanie. Podążyłem za jej spojrzeniem, odwracając się przez ramię.

- Masz na myśli tę blondynkę z odrostami? - wymamrotałem półgębkiem, przyglądając się zdezelowanej kobiecie, ubranej w jasno pomarańczowy kombinezon, którego jaskrawy odcień gubił się i rozmazywał na jej jasnej skórze.

- Mhm.

- To stara ćpunka. Non stop liże stoły, sztućce, a nawet szyby.

- Co? - Marcella przekrzywiła głowę na bok.

- Płyn do dezynfekcji. Tam są chemikalia, no i alkohol. Może dać w palnik w większych ilościach.

Marcella odłożyła łyżkę do miski i wyprostowała się.

¡finders keepers! (muke)Where stories live. Discover now