Śnieżne królestwo

95 14 2
                                    

Prawdziwe zamieszanie rozpoczęło się dopiero po śniadaniu. Druh Tadeusz sprawdzał czy wszystkie piony są odpowiednio przygotowane i chodził pomiędzy piętrami sprawdzając wszystko, co tylko wpadło mu do głowy, co chwilę zerkając przez okna, czy aby na pewno autokarów nie było zbyt przed czasem, choć w jego mniemaniu z pewnością nie można było być za bardzo przed czasem.

W końcu zegary i zegarki wskazały godzinę dziesiątą a wszyscy uczestnicy, oprócz tych, którzy już zdążyli się rozchorować, stanęli przed ośrodkiem ubrani, przynajmniej według tego co sądzili harcerze, jak na Syberię.

– Leon, jak ty masz ten szalik? – Przed zuchem stanęła Jagoda i pokręciła głową z dezaprobatą.

– Ja jestem jak Mały Książę! – Oburzył się chłopiec, a przed oczami Jaskólskiej stanęły ilustracje z książki, którą co rano czytywała zuchom drużynowa. Blondynka posłała Kalinowskiej spojrzenie pełne dezaprobaty, a ta tylko roześmiała się i pokręciła głową.

– Rzeczywiście, ale u Małego Księcia nie było tak zimno i nie miał się jak przeziębić... – Westchnęła dziewczyna i zaczęła owijać szyję Leona szalikiem. – W twoim przypadku nie będziemy ryzykować, chyba nie chcesz być chory na zimowisku?

– Ale druhno... – Jęknął chłopczyk przeciągając sylaby.

– Co druhno? Nikt mi tu nie będzie chorował. – Klasnęła patrząc na skończone dzieło, w postaci szalika oplatającego szyję niskiego szatyna. – Tak to sobie możesz chodzić po ośrodku, jasne? Na zewnątrz szaliczek zakładasz porządnie.

– Tak! – Chłopiec ewidentnie ucieszył się na wieść o możliwości noszenia szalika w schronisku jak tylko mu się podobało, a Jagoda odetchnęła z ulgą na wieść o przyjęciu przez Leona kompromisu.

– Widzicie, taki młody, a już ma takie wspaniałe autorytety... – Westchnął Norbert udając, że ociera łzę wzruszenia. W odpowiedzi otrzymał jedynie uciszające szturchnięcie od Lidii, która starała się nie wybuchnąć śmiechem, by nie zakłócić właśnie rozpoczętej przez druha Zarzeckiego historii o miejscach, w które się wybierali.

Obydwa zamki usytuowane nad Jeziorem Czorsztyńskim rzeczywiście miały swoje legendy, a chłód otaczający wiekowe mury sprawiał, że dużo łatwiej było w nie uwierzyć i dostrzec cień Białej Damy spacerującej korytarzami lub usłyszeć zagubionych w lochach górali, którzy zaginęli przed wiekami poszukując bogactwa.

Pośród tej atmosfery rodem z filmu historycznego stał Feliks Jesiecki obserwując pojedyncze spadające płatki śniegu. W pewnym momencie w jego kieszeni zawibrował telefon, informując o przychodzącym połączeniu i wybudzając z tego dziwnego zamyślenia.

Na ekranie wyświetlało się imię jego siostry.

– Cześć młoda. – Uśmiechnął się chłopak, zainteresowany tym telefonem, Jadwiga Jesiecka nigdy nie dzwoniła do niego, chyba właściwie do nikogo, bez konkretnego powodu, to też Feliks miał wrażenie, że stało się coś wspaniałego, lub przeciwnie, niekoniecznie dobrego. Odszedł od grupy harcerzy słuchających legendy o zamku w Niedzicy wymieniając uspokajające spojrzenia z Matyldą.

– Cześć, jak się bawisz? – Spytała go siostra, po czym przygryzła wargę, chociaż chłopak nie mógł tego zobaczyć. Nie chciała martwić brata tym, co się wydarzyło, ale uświadomiła sobie, że do jego powrotu jeszcze trochę zostało i nie powinna zatajać przed nim tego faktu.

Wieczorem na keiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz