Rozdział 1

3K 215 147
                                    

Robert Biedroń

Po uroczystości rozpoczęciu roku poszedłem razem z Krzyśkiem na warszawską starówkę na lody. Standardowo zamówiłem śmietankowego kręconego, a moje kochanie - truskawkowego w gałce. W sumie.. trochę zatęskniłem za szkołą, co znaczy, że źle bawiłem się na wakacjach w Świnoujściu.

Mieliśmy się już zbierać do mojego domu, ale nagle znikąd pojawił się Andrzej, który jak na złość musiał się dosiąść obok nas. Zapewne miał ku temu swoje powody.

- Cześć przyjaciele. - uśmiechnął się, a ja jedynie spojrzałem na mojego chłopaka, po czym znów przeniosłem wzrok na Dudę - Jak wam mija dzień?

- Było w porządku.. zanim przyszedłeś. - odpowiedział mu Krzysiek.

- Ale dlaczego wy tacy jesteście? - Andrzej udał zdziwionego - Ja tutaj do was przychodzę, a wy jakoś tak wrogo nastawieni.

Wychodziłem z założenia, że każdy człowiek zasługuje na nasz szacunek - niezależnie od tego jaki jest i jak wygląda, ale jeśli chodziło o Dudę.. to było trochę ciężko. W życiu sprawił mi wiele przykrości, ale nie tylko ja byłem jego kozłem ofiarnym.

- W niektórych sprawcach uczymy się od najlepszych. - tym razem ja zabrałem głos - Jednak w przeciwieństwie do ciebie - nikogo nie obrażamy.

- Skończyłeś się już wymądrzać? - spytał mrużąc oczy - Świetnie, to teraz posłuchajcie. Chciałbym z wami zakopać topór wojenny. Co nie znaczy, że będziemy się przyjaźnić. Po prostu starczy tej dziecinady, nie uważacie?

Wiedziałem, że Andrzej tak z dnia na dzień nie zmienił poglądów na temat LGBT. To było raczej niemożliwe w jego przypadku, a nawet gdyby.. potrzebowałby na to kilka miesięcy albo i lat, żeby przekonać się, że orientacja inna niż hetero nie ma nic do tego kim tak naprawdę jesteśmy. Liczyło się tylko nasze wnętrze.

Miałem zbyt dobre serce, żeby się nie zgodzić. Jednak wiedziałem, że muszę uważać, aby nie dać się oszukać. Niestety nie było to takie proste. Ślepo wierzyłem w to, że każdy człowiek jest dobry i nie widziałem innej opcji.

- W porządku. - odezwałem się po dłuższej chwili namysłu - Topór zakopany.

- Tak po prostu? - spytał Andrzej razem z Krzyśkiem równocześnie, a ja przytaknąłem.

- A dlaczego nie? W moim świecie dla każdego jest miejsce. - powiedziałem zgodnie z prawdą.

Wiedziałem, że zapewne mój chłopak przestanie milczeć i powie mi co o tym sądzi, kiedy Duda się ulotni. Może i miał dobre serce tak jak ja, ale był pamiętliwy niczym słoń. Czasami nie dało się zapomnieć niektórych rzeczy, więc doskonale go rozumiałem, ale ja bym chyba nie był w stanie żyć jakimiś nieprzyjemnościami, które spotkały mnie dawno temu. Wolę żyć tu i teraz, chwilą.

- Tak właściwie jak już rozmawiamy to robię imprezę w ten piątek. Możecie wpaść, jeśli chcecie. - zaproponował.

Duda zapraszał wszystkich jak leci. Nieważne czy kogoś lubił czy też nie. Ważne, żeby było dużo osób. Miał wielki dom, więc mógł sobie na to pozwolić, bo i tak przez większość czasu siedział gdzieś w ogrodzie ze Stanisławem Żółtkiem, albo Jarosławem Kaczyńskim.. o ile on nie spędzał wtedy czasu u siebie ze swoim kotem.

Przypomniałem sobie jego urodziny, kiedy był wtedy jeszcze z Agatą Kornhauser. Andrzej co chwilę pytał, swoich gości, oczywiście heteroseksualnych, czy mają ochotę na trójkąt z nim i jego dziewczyną. Za każdym razem odpowiedź brzmiała nie, ale on i tak tego nie rozumiał.

Jednak impreza to impreza, przyjść można.. a jak będę czuł się niezręcznie to przecież mogę w każdej chwili wrócić do domu. Nawet i tak niczego nie wypiję, bo niekoniecznie za tym przepadałem.

- Zobaczymy czy nie mamy innych planów. - odezwał się Krzysiek widząc jak otwieram usta - A teraz wybacz, śpieszymy się.

Wysilił się na uśmiech i wziął mnie pod ramię ciągnąc w stronę wyjścia. Oczywiście tak jak przewidziałem, zaczął się temat Andrzeja.

- Przecież nie będziemy tak nagle się z nim przyjaźnić. - zacząłem, kiedy skończył swój wywód - Po prostu przestaniemy żywić do niego urazę i tyle.

- On coś kombinuje Robert. - Krzysiek podzielił się ze mną swoją myślą - Cokolwiek to jest, nie podoba mi się to.

- Możemy o tym nie myśleć w pesymistyczny sposób? - spytałem.

- No tak. Zapomniałem, że ty patrzysz na wszystko przez różowe okulary. - zaśmiał się obejmując mnie ramieniem.

Przeszliśmy przez cały rynek, żeby dostać się na przystanek tramwajowy. W Warszawie lepiej nie wsiadać w autobusy, zawsze można byłoby utknąć w korku, a tramwaj tam gdzie mógł sprytnie je omijał. Co prawda Krzysiek miał samochód, ale do szkoły jednak wolał jeździć komunikacją miejską.

Rozstaliśmy się dopiero przy moim bloku. Jak zwykle pożegnaliśmy się długim i namiętnym pocałunkiem, po czym wszedłem do środka. Moja mama jeszcze była w pracy, więc uznałem, że ugotuję jakiś obiad dla niej i dla siebie, a później poczytam jakąś książkę. Jak pomyślałem - tak zrobiłem.

*

Następnego dnia wstałem chwilę przed siódmą i zacząłem szykować się do szkoły. Umyłem zęby, uczesałem włosy, ubrałem się i wziąłem już wcześniej spakowany tornister po czym wyszedłem z domu. Poszczęściło mi się, bo w chwili, kiedy doszedłem na przystanek - przyjechał mój tramwaj. Rozejrzałem się, ale nie było żadnych wolnych miejsc, więc ustawiłem się przy samych drzwiach, żeby później nie przepychać się do wyjścia.

Krzysiek zaczynał lekcje godzinę później, więc zapewne dopiero się budził, kiedy ja już kierowałem się do sali od matematyki. Nie lubiłem tego przedmiotu, ale starałem się zrozumieć materiał jaki mi dali.

Ledwo weszliśmy do klasy, a już dostaliśmy do rozwiązania sprawdzian. Czy nauczyciele naprawdę myślą, że po wakacjach posiadamy jeszcze jakąś wiedzę na temat pierwiastków i innych wytworów? Całe szczęście większość zadań było zamkniętych, więc można było strzelać.

- Pssst.. ej! - usłyszałem głos Rafała Trzaskowskiego za sobą - Co masz w piątym?

W sumie to nie miałem nic do niego. Był całkiem okej. Tylko mógłby czasami pomagać innym na sprawdzianie, a nie wiecznie od kogoś spisywać.

- Druga odpowiedź. - powiedziałem nie odwracając się nawet w jego stronę. Przecież nie mogłem zostać złapany na podpowiadaniu pierwszego dnia szkoły.

- A w siódmym? - zadał kolejne pytanie.

- Trzaskowski! - pani Wicher uderzyła linijką w ławkę, kiedy już otwierałem usta, żeby podać mu odpowiedź - Praca twojego kolegi jest taka sama jak twoja! - upomniała.

Kobieta nie potrafiła zapamiętać naszych imion, więc mówiła do nas po nazwisku. Kiedyś próbowała swoich sił, ale wyszło tak, że ja zostałem nazwany Rafał, z kolei Trzaskowski przyjął imię Radek - co z tego, że Radosława w żadnej klasie maturalnej nie mamy?

- Pierwszy wykres. - odezwałem się, kiedy tylko wróciła wzrokiem do komputera.

- Stawiam ci piwo. - szepnął.

- Ale ja nie piję piwa. - odpowiedziałem.

- Sorki, zapomniałem. W takim razie kupię ci wodę. - ten to ma pomysły..

- Nie trzeba, ale dzięki za chęci. - uśmiechnąłem się pod nosem.

- Rozumiem, że Trzaskowski ci się spodobał Biedroń.. ale Śmiszek nie byłby chyba zachwycony - większość klasy wybuchła śmiechem na wypowiedź nauczycielki.

Zdążyłem się przyzwyczaić do takich tego typu komentarzy. Nie robiły one na mnie jednak żadnego wrażenia. Tak samo jak ksiądz, który każdego „odmieńca" opluwał na korytarzu. Szkoda, że miał w sobie aż tyle nienawiści.

Kiedy lekcja dobiegła końca, wszyscy wstali z ławek i oddali swoje prace. Przed klasą czekał już na mnie Krzysiek. Ucałował mnie w policzek po czym oboje skierowaliśmy się w stronę sali od języka polskiego.

tęczowy chłopiec | bosak x biedrońWhere stories live. Discover now