Rozdział trzydziesty piąty - Liczenie żmijoptaków wyszło już z mody

4.7K 339 298
                                    

Potter poszedł się myć zaraz po mnie. Nie chciał spać ze mną w łóżku. Obraził się. I nie wiem co mam zrobić, bo dochodzi jedenasta w nocy, a już za dziesięć godzin pójdę na śniadanie, na którym będę musiał porozmawiać i wszystko ustalić z Parkinson. Muszę to załatwić do dziesiątej, bo wtedy zaczyna się mecz. 

A tam muszę być, choćby skały srały.

Ułożyłem moją poduszkę i koc na kanapie, po czym położyłem się na niej. Jak już Harry nie chce spać ze mną, to niech chociaż śpi w przyzwoitych warunkach. 

Patrzyłem na powoli wygasający płomień w kominku. Całe życie miałem pod górę. Chciałem być jak inni, ale nie mogłem. Robiłem co chcieli inni. Miałem być najlepszy? Byłem. Miałem być szukającym? Byłem. Miałem trafić do Slytherin'u? Trafiłem. Kazali mi naprawić szafkę zniknięć? Naprawiłem. Ale Dumbledora nie zabiłem. Bo nie mógłbym odebrać komuś życia. I kurwa każdego dnia żałuję, że w ogóle się na to zgodziłem. Powinienem był odmówić, zginąć sam. Ale wtedy zabili by i moją matkę. A tego bym nie zniósł.

Szum wody puszczonej pod prysznicem ucichł, i po chwili wyszedł stamtąd Harry. Chciałbym żeby był szczęśliwy. Obiecałem, zrobię wszystko, by był szczęśliwy. Kurwa, to brzmi, jak przysięga małżeńska. Ale Potter nie jest szczęśliwy. I nie mam pojęcia jak chociaż na chwilę poprawić mu humor.

-Harry, wiesz, chyba musimy ustalić, co robimy - chłopak spojrzał się na mnie pytającym wzrokiem, więc kontynuowałem - wiesz, ja jutro porozmawiam z Blaisem i Parkinson, ustalę co dokładnie się stało. Nie chcę ukrywać nic przed Granger mimo, że to teoretycznie nie moja sprawa. Po prostu chce być z nią szczery, nie mam zamiaru więcej oszukiwać. Ale Harry, proszę, nie gniewaj się dłużej na mnie. To nie moja wina i nie mój pomysł na zakład. Jeśli już to obwiniaj tą dwójkę idiotów

-A ja myślałem, że wy się przyjaźnie - pokręcił głową z rozbawieniem - nie gniewam się na ciebie, ale jestem serio zszokowany. Bo to nie było fair.

-Zasadniczo to było niezgodne z wszelkimi zasadami moralnymi i prawem. Fair też nie było, ale to się mało liczy. 

Chłopak położył się na łóżku plecami do mnie, dając mi do zrozumienia, że idziemy spać. Tak więc sam położyłem się na kanapie i zgasiłem światło. 

Czy kiedykolwiek zacznie być normalnie? Nie możemy po prostu spędzić ostatniego roku w tej szkole w spokoju? Bez żadnych trolli górskich w damskich łazienkach czy kilkunasto metrowych wężach w podziemiach niemalże zabijających innych ludzi? Bez uprzedzeń spowodowanych predyspozycjami na podstawie których zostaliśmy przydzieleni do innych domów. Czemu gdy krukon jest z gryfonem, to wszystko gra, ale gdy to ślizgon znajduje się na miejscu krukona, to już kurwa skandal. 

-Kurwa, zimno mi. - usłyszałem stłumiony głos Pottera.

-Chcesz mój koc? Mi nie jest tak zimno.

Jest mi kurewsko zimno.

-Nie. Chcę ciebie. Chodź i połóż się obok mnie, a nie się wygłupiasz. Nie jesteśmy starym jebanym małżeństwem, żebyś leżał za karę na kanapie. - spojrzał się na mnie i szeroko uśmiechnął, na co odpowiedziałem mu tym samym.

Mówiłem już, że jest wspaniały?

Podniosłem się z zimnej kanapy i zabierając po drodze poduszkę, ruszyłem do łóżka. Okrążyłem je i położyłem się na przeciwko chłopaka o kruczoczarnych włosach, które tak kontrastowały z jego białą koszulą do spania i białą pościelą. 

Wysunąłem się pod wygrzaną przez niego kołdrę i przysuwając się bliżej zacząłem patrzeć w jego oczy. 

Ale ile można patrzeć w te oczy? Przecież ja je już na pamięć znam. Tak więc z nudów jednym palcem zamknąłem jedną jego powiekę, i zacząłem liczyć jego rzęsy. 

Jego, długie i gęste, były zupełnie inne od moich. Podobno mam ładne oczy. Każdy mi tak mówi. Ale te Pottera są tysiąc razy ładniejsze. Jego zielone, idealnie pasujące do urody i koloru włosów, zupełnie inne od moich szarych, otoczonych krótkimi, jasnymi rzęsami. Podobno mam kilka piegów, ale przestałem na nie zwracać uwagi. Skurwiele wyłażą latem, ale udaję, że ich nie ma. 

-Co robisz?

Zamknij się i daj mi cię podziwiać.

-Liczę.
-Co liczysz?

Po chuj ci to wiedzieć.

-Twoje rzęsy.
-Po chuja?

Dobre pytanie.

-No nie mogę spać, a liczenie żmijoptaków wyszło już z mody.
-A jak cię przytulę, to zamkniesz się i pójdziesz spać?

Spojrzałem na niego i jedną ręką obejmując go w talii przyciągnąłem do swojego ciała. 

I tak, czując ciepło bijące od chłopaka, powoli zasypiałem oddając się sennym marzeniom z pewnym niesamowitym chłopakiem w roli głównej.






Chcecie żebym powoli kończyła to opowiadanie, czy jescze jakiś mały skandalik na koniec? Dziękuję Wam za wszystkie wyświetlenia i głosy
( ˘ ³˘)

Sobie przeznaczeni - DrarryWhere stories live. Discover now