Rozdział czterdziesty dziewiąty - Pociąg do Hogwartu (epilog)

6K 335 679
                                    

Ostatnim razem, gdy tu byłem, nie było mi aż tak do śmiechu. Ale teraz w pogodnej atmosferze siedzimy z Draco przy rozpalonym kominku pijąc herbatę i gadając o pierdołach.

-Harry, trzeba będzie tu posprzątać, ale mam do ciebie pytanie. Bo widzisz, ja nie chcę tutaj mieszkać. Co prawda lubię ten dom, ale to co się tu działo… Może moglibyśmy kupić sobie jakieś mieszkanie i w ogóle, wiem, że to brzmi głupio ale zastanów się, ok?

Zaskoczył mnie. Czułem, że szczęka mi opadła, więc szybko zacisnąłem usta.

-Ok. Tak, chętnie.
-Więc mam plan. Jak wiesz, zawsze chciałem mieszkać w centrum Londynu. I kilka tygodni temu znalazłem mieszkanie w magicznej dzielnicy. Wejście jest przy London Eye, więc blisko. Proszę, zgódź się.

Zrobił taką minę, że nie dało mu się odmówić. Szczególnie, że później mieliśmy jeden z lepszych stosunków.

I minęły kolejne dwa tygodnie, gdy każdego dnia oglądaliśmy nowe mieszkania, aż trafiliśmy na jedno idealne. Wysoko, na dziesiątym piętrze, na szczęście z windą, z pięknym widokiem na Tamizę i London Eye i resztę panoramy Londynu, z pięknie przedszkolnym salonem. Całe mieszkanie było dwupoziomowe, z kręconymi schodami, jakie zawsze chciałem mieć. Białe, co ważne, dlatego dodatkowo wydawało się bardzo duże. Meble wymienimy, ściany można pomalować jeszcze raz.

-Bierzemy.

No i wzięliśmy, meble wymieniliśmy na takie z jasnego drewna, w dodatkach złoto i czerń. Wygląda bosko. Najlepsza jest sypialnia, z wielkim łóżkiem. No i salon z wielkimi kanapami i biurkiem w rogu, na którym leżały papiery z Ministerstwa, w którym z Draco pracowaliśmy. Ja jako auror, a on zaczynał. Też jako auror.

-Harry, spójrz, sowa.

Był dwudziesty pierwszy lipca, i skwar nie do zniesienia, dlatego siedzieliśmy w naszym mieszkaniu delektując się pysznym śniadaniem zrobionym przez Draco. Uwielbiam tosty z sokiem pomarańczowym.

Faktycznie, na parapecie zewnętrznym siedziała mała, brązowa sowa z elegancką, złoto białą kopertą w dziobie.

-No to chyba szykuje się weseleee!

Krzyknąłem czytając tekst. Ślub ma się odbyć w Norze 15.08.1999. Trzeba teraz jakiś przezent znaleźć. Coś spokojnego żeby wpadło w gust Hermiony i odjebanego żeby Ron był szczęśliwy.

-No to trzeba kupić nam garniaki. Szczególnie tobie, masz chujowy gust.

No i co, kolejne ponad trzy tygodnie minęły zajebiście szybko, w pracy zapierdol, jak zawsze, dodatkowo szukaliśmy jakiegoś prezentu dla Rona i Hermiony, jak się okazało, Rudy zdał mugolskie prawo jazdy, więc padło na samochód.

-I jak wyglądam?

Spojrzałem na moje odbicie w lustrze. Była 11:30, i powoli szykowaliśmy się do przyjęcia

-Zajebiście, jak zawsze. Ale ja lepiej, nie sądzisz?
-Taaa, powiedzmy.

Czarna marynarka z pudroworóżową muszką i lakierami prezentowały się na mnie zajebiście, ale na Draco jeszcze lepiej. Dostałem od Hermiony konkretne wytyczne co do mojego jaki i Draco stroju, gdyż jestem świadkiem. O 11:50 teleportowaliśmy się do Nory.

Hermiona wyglądała cudownie w lekkiej, zwiewnej sukience lekko przylegającej do ciała. Ron też w miarę. Znaczy on w smokingu, nie sukience. Gdy cała ceremonia dobiegła końca, i padło ostatnie zdanie " od teraz jesteście mężem i żoną, możecie się państwo pocałować ", co też zrobili, rozpoczęła się dzika balanga. Teraz jest już około drugiej w nocy, i z rozpiętą koszulą siedzę na trawie przed ogrodzeniem budynku. Słyszę zbliżające się kroki, ale nie odwracam głowy bo dobrze wiem, kto idzie.

Sobie przeznaczeni - DrarryWhere stories live. Discover now