Rozdział czterdziesty - Szklarnia poszła z dymem

4.6K 319 140
                                    

Slughorn zaprowadził mnie do skrzydła szpitalnego mówiąc, że mam poprosić Pomfrey o leki uspakajające, a następnie udać się do mojego dormitorium. Nie mam tego w planach.

Gdy nauczyciel oddalił się na tyle, że ani go nie widziałem, ani nie słyszałem, podszedłem do łóżka Pottera i przysunąłem sobie stołek na tyle blisko, by móc jednocześnie siedząc położyć głowę obok chłopaka.

-Za każdym razem gdy pan Potter jest w skrzydle szpitalnym czuwa pan koło niego, panie Malfoy.

Usłyszałem głos pielęgniarki której nastawienie do mnie chyba się zmieniło od ostatniego razu, gdy przyniosłem tu chłopaka.

-Dostałam od pani dyrektor wiadomość, że mam panu podać jakieś leki uspakajające. Proszę, niech pan popiję to wodą.

Podała mi tabletkę i szklankę wody. Gdy połknąłem już lek położyłem się z powrotem obok Pottera.

Tylko dziesięć minut, i idę do siebie. Tylko dziesięć minut...

Poczułem, jak powieki zaczynają mi ciążyć a moje ciało robi się wiotkie, po czym dopłynąłem kompletnie w przepełniony przebłyskami dzisiejszego dnia sen.

Gdy ponownie złapałem kontakt z rzeczywistością była już noc. Nie żeby zimą o siedemnastej nie było ciemno, ale teraz to już naprawdę była noc. Poczułem, że coś spadło z moich pleców, więc szybko sprawdziłem co to jest, świecąc sobię różdżką. Koc. Pomfrey chyba się wczuła. Odwróciłem się z powrotem w stronę Pottera, ale ten jedynie spał nie mając pojęcia, co dzieje się wokół niego.

Poświęciłem w stronę stolika i znalazłem na nim tacę z jedzeniem oraz karteczkę.

Widziałam, że zasnąłeś u Harry'ego i nie byłeś na kolacji, dlatego przyniosłam ci coś do jedzenia. Spokojnie, nie jest zatrute.
Hermiona

Ona się tak stara, pomaga Potterowi, mi, i ja mam jej to wszystko powiedzieć? Poczułem że burczy mi w brzuchu, więc transmutowałem jedną ze szklanek w świecę i zapaliłem ją nad nami. Chwyciłem tacę z dużą porcją jajek z bekonem, tostami, sokiem dyniowym i zimną już herbatą oraz budyniem. Postarała się, nieźle.

Zacząłem jeść i spojrzałem na zegarek, który pokazywał 4:23. Świetnie, teraz to już nie zasnę. Nie chciałem opuszczać Harry'ego, ale trochę nie miałem wyboru, tak więc o 5:27 ruszyłem do mojego dormitorium.

Gdy wreszcie znalazłem się w pomieszczeniu od razu ruszyłem do łazienki, w której spędziłem kolejną godzinę. Muszę wszystkie notatki sobię duplikować, by dać je Potterowi, inaczej będzie miał zaległości.

Na śniadaniu ustaliłem z Parkinson, że po lekcjach pójdziemy do Hermiony i wszystko jej wyjaśnimy. Ograniamy też jakoś Weasley'a, żeby nie rozjebał wszystkiego dookoła. Lekcjie były jak zawsze nudne, a moje notatki z nich nieskazitelne, tak więc po zajęciach przepisałem wszystkie na nowy pergamin, i zaniosłem do Harry'ego. Położyłem je na jego szafce nocnej obok czekolady z kawałkami suszonej dyni, również ode mnie.

Około osiemnastej umówiliśmy się razem z papużkami nierozłączkami w moim i Hermiony Pokoju Wspólnym, wraz z Pansy i Blaisem, który gdy się dowiedział postanowił też przeprosić. Ta szmata ma na niego niezły wpływ, nie powiem.

-Dobra, mówcie czego chcecie, bo chce już iść na kolację.

Kurwa cały Weasley, tylko o żarciu myśli.

-Ja muszę wam coś powiedzieć. - wszyscy zwrócili wzrok na Pansy - tydzień temu we wtorek założyłam się z Blaisem, że cię pocałuję, Hermiono, i rzuciłam na ciebie confundusa, a następnie wyczyściłam pamięć. Proszę nie...
- Co żeś zrobiła, ty szmato?! Moją dziewczynę całowałaś?!
-Uspokójcie się do kurwy!

Chyba pierwszy raz słyszałem jak Hermiona przeklina, i chyba nie tylko na mnie zrobiło to wrażenie.

-Źle zrobiłaś Pansy, na dodatek był to zakład, ale uznajmy, że postaram się o tym zapomnieć. Ty Ronaldzie, ogarnij się i usiądź na dupie, bo są ważniejsze sprawy, które chcę omówić. - no czego innego się spodziewaliśmy po niej. Może że nas zapierdolił, albo dojebie nam razem z Ronaldem, ale cóż, to w sumie lepiej. W końcu lepiej być żywym - Draco - kurwa mać, o co chodzi - co się stało Harry'emu. McGonagall nie chce mi nic powiedzieć, jak każdy inny. Pomfrey nam tylko powiedziała, że przyniosłeś go do niej całego we krwi.

No więc po raz kolejny opowiedziałem im to, co się wydarzyło nie pomijając faktu, że zrobił to Victor i że wykradł podręcznik Snape'a.

-I właśnie pakuje się do domu, bo prawdopodobnie został wyjebany z tej budy.

Zakończyłem, po czym szeroko się uśmiechnąłem. Szok, który był wymalowany na każdej z twarzy, był wręcz komiczny. I nie wiem, czy było to spowodowane tym, co usłyszeli, czy tym, że się uśmiecham.

Następnie wszyscy w ciszy poszliśmy wpierdalać ale ja zamiast iść z nimi, poszedłem szybko do kuchni po kilka tostów, babeczkę i kubek herbaty, następnie ruszając do Harry'ego.

Usiadłem na stołku i zapaliłem lampkę przy łóżku Pottera, po czym zacząłem opowiadać mu o tym, co się wydarzyło i co kto odjebał na różnych lekcjach.

Tak minął wtorek i środa, gdy spadł pierwszy śnieg. Błonia pokryte były białym puchem, który ciągle leciał z nieba.

W czwartek po lekcjach jak zwykle poszedłem do chłopaka i zacząłem opowiadać mu o minionym dniu.

-A na zielarstwie Parkinson uszkodziła jakąś tam roślinkę, przez którą pół szklarni poszło z dymem.

-Ale mam nadzieję, że tobie nic nie jest.

Obudził się! Kurwa, nareszcie.

-Harry? Harry, słyszysz mnie? Harry!

Przybiegła pielęgniarka i zaczęła badać Harry'ego, prosząc mnie jednocześnie, żebym sobie poszedł. Od razu pobiegłem do wieży Gryffindoru, by powiedzieć o tym jego przyjaciołom.

-Hasło?

A to stara larwa.

-Nie wiem, ale weź mnie przepuść. Albo chociaż poproś tutaj Granger.

Zerknęła na mnie, bo czym poprosiła jakąś kobietę z obrazu obok, by poinformowała Kujonice, że czekam.

Sobie przeznaczeni - DrarryWhere stories live. Discover now