Rozdział III

1.4K 79 5
                                    

- W takim razie oddaję się w twoje ręce - wzruszył ramionami wchodząc powoli do pomieszczenia i niemal niewidocznie rozglądając się dookoła.

Nie uważałem by było tu coś wartego oglądania. Pomieszczenie było w prawdzie bardzo duże, białe z wyjątkiem podłogi, którą stanowiły jasne panele, a umeblowane było również w białe lub jasno brązowe, drewniane elementy...nic szczególnego.

Moja część posiadała dwie bardzo duże szafy na wszystkie materiały i dodatki, oraz jedną trochę mniejszą na gotowe projekty. Przy dłuższej ścianie znajdowała się szeroka w pełni wyposażona toaletka ze sporym lustrem, a dwa metry obok znajdowało sie naprawdę wielkie lustro przeznaczone na efekty końcowe. Po przeciwnej stronie miałem wszystko co jest konieczne przy pielęgnacji fryzur...naprawdę nie sądziłem by to pomieszczenie mogło jakkolwiek interesować kogoś takiego.

Starałem się nie tracić uśmiechu z twarzy mimo stresu, który zaczynałem odczuwać coraz intensywniej. Wyjąłem z szuflady dwie bordowe narzuty, którymi zakrytem oba lustra tak, jak zawsze to robiłem:
- Po co? - spytał mężczyzna, który najwidoczniej nie wiedział nic o tym do kogo został przypisany,
- Żeby nie widział pan efektu przed końcem - wzruszyłem ramionami,
- Przecież mogę spojrzeć w dół lub przyciągnąć kosmyk włosów? - odpowiedział pytaniem, a jego pewność siebie lekko mnie rozbawiła,
- Czyżby? - spytałem posyłając mu szybkie spojrzenie z lekkim uśmiechem,
- Powinienem się bać? - spytał sarkastycznie z prychnięciem, jednak wyczułem lekki uśmiech na jego twarzy, który starał się za wszelką cenę zatuszować,
- Nie sądzę - odpowiedziałem szczerze - proszę za mną.

Nałożenie makijażu i pofarbowanie włosów nie było żadnym problemem, chociaż mężczyzna był niezadowolony z faktu, że nie mógł zobaczyć efektu. Za to maksymalny poziom niepewności zyskał w momencie, w którym założyłem na jego oczy przepaskę. Powstrzymywałem się przed wybuchem śmiechu, bo przede mną stał najbardziej poważny mężczyzna w Korei z miną jakby kotu powiesić zabawkę tuż nad nim, jednak na tyle wysoko, aby nie sięgał.

Przygładziłem na szybko kołnierzyk po raz ostatni, żeby czasem nie zostać za chwilę posadzonym o jakieś naruszanie przestrzeni prywatnej. Westchnąłem ciężko, zrzuciłem z lustra narzutę i stanąłem za mężczyzną. Mimo podestu nie miałem tym razem problemu z sięgnięciem do opaski bez używania krzesła. Chwyciłem delikatnie ma supeł, który przeciągnąłem tak, aby puścił, po czym rozłożyłem dłonie w dwie strony. Odliczyłem w głowie do trzech i stanąłem obok mężczyzny zdejmując całkiem z jego osoby opaskę. Byłem gotowy na wiele niemiłych słów, jednak nie przewidziałem, że mężczyzna gwałtownie położy dłonie na twarzy, przez co dość mocno oberwałem w oko z łokcia, jednak starałem się nie zareagować na to w żaden sposób z wyjątkiem cichego syknięcia i przymrużenia oka:
- Czy ciebie do reszty pogięło?! - rzucił ze słyszalnym gniewem w głosie...jakby tak wzrok zabijał, to na stówę miałbym niebawem pogrzeb - Dosłownie po wyjściu z tego budynku czeka mnie seria zdjęć, a zamiast wyglądać przyzwoicie w ciemnych barwach jak normalny człowiek, to jakiś chłopczyk zrobił sobie ze mnie różową landrynkę?! - warknął ściskając mocno zarówno szczękę jak i pięści - Jak ja do cholery mam teraz stąd wyjść, co?!

Nie komentowałem w żaden sposób tej wypowiedzi stojąc nadal w jednym miejscu i próbując zachować poważną postawę, co mimo fali bólu wychodziło nawet dobrze. Nie musiałem nic mówić, bo mężczyzna bez względu na to i tak by zrobił dokładnie to co zrobił, czyli najzwyczajniej w świecie wyszedł.

Usiadłem na krześle przykładając dłoń do siwiejącego i puchnącego już oka. Chwilę później do pomieszczenia wszedł szef z dość poważną miną, przez co trudno było wywnioskować czy był zły, wściekły czy już miałem się stąd wynosić:
- Myślisz, że wróci? - spytał zanim jeszcze zdążył całkiem do nas podejść,
- Nie sądzę - wtrącił się Namjoon - jest zbyt pewny siebie, aby przyznać się do błędu,
- Mam jeszcze do czego wracać? - spytałem wzdychając i hamując w sobie wszystkie emocje, w których przeważał strach o stratę posady,
- Co ci się stało z okiem? - spytał zmartwiony szef omijając całkowicie moje pytanie,
- Mały wypadek...- wzruszyłem ramionami,
- Namjoon...zawieź go lepiej do domu - rozkazał poważnym tonem, który rzadko u niego występuje, jednak bezwzględnie odrzuca wszelki sprzeciw - macie już dzisiaj wolne, do zobaczenia - po tych słowach zwyczajnie wyszedł zostawiając moje pytanie bez odpowiedzi,
- Chodź Jimin, nie ma sensu tu dłużej siedzieć - stwierdził mój przyjaciel ruszając do wyjścia.

Be my...soulmate | YoonMin | m.yg x p.jm |Where stories live. Discover now