Rozdział 14 - Reputacja (Część 1)

856 45 214
                                    

Anakin przeżył na Tatooine wiele strasznych momentów, ale jeden wyrył mu się w pamięci bardziej niż pozostałe.

Wszystko miało miejsce na targach złomu, odbywających się co roku w Mos Espa. Chłopiec podsłuchał wówczas, jak jego właściciel rozmawiał z pewnym twi'lekańskim hotelarzem pracującym dla Jabby. Facet koniecznie potrzebował niewolnika do pensjonatu znajdującego się na drugim krańcu planety. Kogoś znającego się na naprawach, ale też w miarę ładniutkiego, żeby nie odstraszał gości. Rozmowa zawędrowała niebezpiecznie blisko Skywalkera. Aż wreszcie Twi'lek przestał owijać w bawełnę i zaproponował cenę.

Za samego Anakina. Bez Shmi!

Kiedy schowany za skrzyniami chłopiec to usłyszał, serce podeszło mu do gardła. Tamtego dnia ocaliła go tylko chciwość Watto, który zapragnął wyciągnąć z rozmówcy te kilka banknotów więcej.

„Towar pierwszej klasy!" – zachwalał Anakina. – „Drugiego takiego nie znajdziesz! Przyjdź jutro do mnie do sklepu, a przekonasz się, że dzieciak jest wart swojej ceny."

Twi'lek przystał na propozycję.

Ale kiedy następnego dnia zjawił się u toydariańskiego znajomego, nie zobaczył ładnego chłopca, który biegle posługiwał się śrubokrętem. Zamiast tego ujrzał nieuczesanego kocmołucha, z trudem słaniającego się na nogach i psującego każdą rzecz, którą kazano mu naprawić.

Anakin tak świetnie odegrał swoją rolę, że powinni mu przyznać jakąś nagrodę. No i poniekąd ją dostał – w końcu NIE został rozdzielony z mamą. Co prawda przypłacił to kilkunastoma uderzeniami rózgi, ale nie żałował ani jednego z nich. Było warto!

Tamta sytuacja nauczyła go dwóch rzeczy.

Pierwsza – tym, czego bał się najbardziej, było rozdzielenie z osobą, którą kochał.

Druga – czasem, by powstrzymać katastrofę, trzeba zrobić coś wbrew sobie. Nawet jeśli na samą myśl o tym w żołądku tworzy się nieprzyjemny supeł! A dokładnie tak było, gdy Anakin udawał przed znajomym swojego właściciela, że nie jest w stanie naprawić nawet najprostszej rzeczy. Paradoksalnie, właśnie TO zabolało go najmocniej – nie lanie, które dostał dużo później.

Był dumny z faktu, że ludzie nazywali go Młodocianym Geniuszem Mechaniki. A kiedy sam pozbawił się tego tytułu, tak to przeżył, jakby zmuszono go do celowego przegrania wyścigu. Miał nadzieję, że już nigdy więcej nie będzie musiał odstawić podobnej szopki.

A mimo to właśnie się do tego przymierzał. I to jako wolny człowiek! Co więcej – jako Adept Jedi!

Nikt mu nie powiedział, że po dołączeniu do Zakonu będzie musiał podejmować tego typu decyzje. Czuł się trochę oszukany.

Szedł do stołówki na śniadanie i tak strasznie chciało mu się spać, że tylko cudem nie wpadał na ściany. Większość nocy spędził na zastanawianiu się, jak, na kupy banthów, przekona wszystkich, że nie jest nadmiernie przywiązany do Obi-Wana Kenobiego. Słowa, które usłyszał poprzedniego dnia, przeraziły go nie na żarty!

Nie mógł zostać rozdzielony ze swoim Mistrzem. Jakoś zdoła zaakceptować trudności związane z życiem w Świątyni, ale czegoś takiego po prostu nie zniesie! Więź z Obi-Wanem była dla niego jak kaftan bezpieczeństwa. Belka, której mógł się chwycić, gdy tonął.

Póki Anakin myślał sobie, że pewnego dnia zostanie Padawanem w pełnym tego słowa znaczeniu i zacznie przemierzać Galaktykę u boku Kenobiego, nic nie mogło go złamać. Tymczasem Yaren zasugerował...!

Człowiek Czynu (Star Wars)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora