rozdział dwudziesty ósmy

839 73 5
                                    

Zachowanie Louisa mnie dziwiło. Cały wczorajszy wieczór myślałem o tym co mogę zrobić by mu pomóc albo przekonać, że branie narkotyków jest beznadziejnym pomysłem. Byłem ciekaw czy Daisy o tym wie.

Jednak naprawdę zdziwiony byłem dopiero następnego dnia, gdy przywitał się ze mną i rozmawiał jakby wczoraj w ogóle nie miało miejsca.

Nie byłem w stanie ukryć mojego zdumienia, bo Louis w końcu westchnął cicho i złapał mnie za ramię, pociągając w bok i opierając się o ścianę ramieniem. Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się lekko.

- Przepraszam za wczoraj. Nie chciałem być wredny, po prostu.. Panuję nad tym Niall.

- Martwię się - powiedziałem, wsuwając dłonie do kieszeni spodni od mundurka - Jeżeli potrzebujesz pomocy z nauką to wiesz, że zawsze możesz się zwrócić do mnie albo Daisy. Nie powinieneś brać tego świństwa. Jak chcesz to możemy uczyć się po szkole. Pomogę ci z chemią.

- A twój chłopak? - przekrzywił lekko głowę, uśmiechając się wciąż.

- On nie jest dobry z chemii.

Louis parsknął cichym śmiechem, a ja poczułem ulgę i radość, że wziął pod uwagę to byśmy uczyli się razem, by nie musiał brać narkotyków.

- Nie będzie miał nic przeciwko?

- Na pewno nie. Nie jest zaborczy. To znaczy, nie często - zmarszczyłem brwi, przypominając sobie tą sytuacje po jego walce, gdzie praktycznie zaatakował swojego fana za rozmawianie ze mną.

- W porządku, może w poniedziałek pójdziemy do mnie po szkole i pouczymy się do testu? - spytał, a ja pokiwałem od razu głową. Chwilę później na korytarzu rozbrzmiał dzwonek, a ja wyprostowałem się spoglądając na ludzi wchodzących powoli do klasy na lekcje angielskiego.

Miałem już ruszyć za nimi, gdy zobaczyłem dyrektora po drugiej stronie korytarza. Miałem porozmawiać z nim o płatności za miesiąc, a od paru dni nie mogłem go złapać, bo albo był zajęty albo w ogóle nie było go w szkole.

- Panie Dyrektorze - zawołałem, biegnąc przez korytarz i uśmiechając się niepewnie do mężczyzny, który przystanął i spojrzał na mnie - Dzień dobry.

- Dzień dobry Panie Horan.

- Czy mogę z Panem porozmawiać? Mam ważną sprawę - powiedziałem, mając nadzieje, że nie wyśle mnie na zajęcia żebym nie zawracał mu głowy. Termin mijał jutro a ja miałem zaledwie połowe kwoty czesnego.

- Zapraszam do mojego gabinetu - kiwnął głową. Ruszyłem korytarzem i wszedłem do gabinetu dyrektora, zajmując miejsce przy biurku - W czym problem Panie Horan? - spytał, siadając w dużym fotelu i unosząc nieznacznie brwi.

- Chciałem prosić o przedłużenie terminu płatności. Jestem teraz w trudnej sytuacji i-

- Ale czesne jest opłacone - powiedział, przekrzywiając głowę i patrząc na mnie nierozumiejąc.

- Za przyszły miesiąc? - spytałem zdezorientowany. Mężczyzna skinął, a ja opuściłem wzrok. Rodzice wciąż płacili? Byłem przekonany, że tego nie zrobią - Ja.. - zacząłem i zacisnąłem na moment wargi - Przepraszam za kłopot, dziękuje - odparłem, wstając z krzesła.

Nie zdążyłem wyjść z gabinetu, gdy dyrektor zatrzymał mnie.

- Jaką trudną sytuacje miałeś na myśli? - spytał, a ja rozchyliłem wargi nie wiedząc co powiedzieć. Najwyraźniej nie miał o niczym pojęcia ani też nie miał podstaw myśleć, że wyprowadziłem się od rodziców. Poza tym nie chciałem chwalić się tym na prawo i lewo - Twoi rodzice mają problemy finansowe? - dociekał. Potrząsnąłem głową, zaciskając palce na rączce plecaka.

- Źle to ująłem, po prostu bałem się, że nie zdążę z płatnością przez problemu w banku - odparłem i mimo iż zabrzmiało to gorzej niż planowałem, dyrektor chyba to łyknął, bo tylko pokiwał głową - Dziękuję za Pana czas - uśmiechnąłem się lekko i wyszedłem szybko z pomieszczenia.

sucker punch • ziallWhere stories live. Discover now