Nowy świat

37 6 0
                                    

Rano nikogo nie było w pokoju. Postanowiłam zejść na dół. Modliłam się aby Marina była na dole. Powoli zeszłam po schodach, niezbyt je pamiętałam. W pomalowanej na ciepłe kolory kuchni kanapki robiła Marina z włosami spiętymi w luźny kok. Dziewczyna spojrzała mną mnie swoimi błękitnymi oczami. Podeszła do mnie i przytuliła gładząc dłonią po plecach.

-Lubisz awokado? - zapytała.

Na początku niezbyt rozumiałam o co jej chodzi. Uśmiechnęłam się głupio aby wybaczyła mi moją głupotę i powtórzyła.

-Awokado, roślina, takie zielone. - powiedziała śmiejąc się.

-Aha, lubię... - odrzekłam smutno.

Przypomniałam sobie że muszę wrócić do swojego domu. Mama zacznie zadawać głupie pytania. Chciałabym zostać z Mariną cały czas. Wydała mi się miła, poczułam że mogę się jej wygadać. Usiadłam przy wyspie kuchennej a po chwili przede mną pojawił się talerz kanapek z awokado i oczywiście herbata. Lubiłam ciepłe napoje, nigdy lepszej herbaty nie piłam.

-Co jest? Widzę że jesteś smutna. - powiedziała.

-Muszę wrócić do domu...mama będzie zła. Czuję już jak się drze przez to że nie chcę być idealna i taka jak ona. - powiedziałam.

-Pamietaj, jesteśmy przyjaciółkami i mój do jest twoim domem. Przyjdź kiedy tylko chcesz, nie pytaj się czy możesz wziąć jogurt z lodówki. Masz mnie, a ja ciebie. - powiedziała miłym głosem.

-Dziękuję, ale dziś już wrócę. Napiszę do ciebie. - stwierdziłam biorąc niepewnie kanapkę.

Po zjedzonym śniadaniu poszliśmy do garderoby. Była ona dużo mniejsza niż moja. Marina podała mi ciuchy i bieliznę. Całe szczęście miałam takie same rozmiary co ona, nawet staniki nosiliśmy takie same. Poszłam do łazienki się umyć i przebrać. Na umywalce leżała tabletka szczęścia którą tam wczoraj zostawiłam. Wsadziłam woreczek nią do miseczki stanika aby nie ujrzała jej moja przyjaciółka. Sama w to nie wierzyłam, miałam przyjaciółkę. Ubrałam czarne obcisłe jeansy i puszysty, przydługi, pudrowo zielony sweter. Najładniejsze byłyby skarpetki w żaby. Spodobał mi się ten styl. Usiadłam obok niej, Marina miała w rękach karton z czerwoną wstążką.

-Mam coś dla ciebie, tylko otwórz to w domu. - powiedziała podając mi prezent.

Nigdy nie dostawałam prezentów, była to rzadkość. Delikatnie potarłam pudełko. Dopiero teraz spojrzałam na telefon. Wi-Fi Mariny bez problemu zrobiło to co powinno. Mama do mnie napisała, przeszedł mnie dreszcz.

Mama:Klucze masz pod wycieraczką.           Wysłane 2h temu

Nawet nie chciałam na to odpisywać. Marina stwierdziła że odprowadził mnie do domu. Z tego co wyszło mieszka po drugiej stronie osiedla, jakiś niecały kilometr stąd. Szliśmy mijając zmieniające się domy. Zwykłe były piękne i kolorowe zaś potem pojawiły się bogate domy z przepychem i pracującymi ogrodnikami. Całą drogę rozmawialiśmy o głupotach i poważnych sprawach. Trudno jest z kimś rozmawiać i później znowu trafić do krainy samotności. Przed bramą Marina przytuliła mnie do siebie i poszła w stronę swojego domu. Gdy otworzyłam dom poczułam jakby ktoś wsadzał mi noże w całe moje ciało. Nie było to przyjemne. Wszystko przepełniał chłód i idealizm kujący w oczy. Nie mogłam tego wytrzymać. Wbiegłam do swojego pokoju i rzuciłam prezent na łóżku. Wyjęłam z biustonosza tabletkę i ją połknęłam. Oparłam się o ścianę a po chwili wszytko wirowało. Widziałam więcej kolorów, nic mnie nie bolało. Niebieski obijał się o zielony stykając się o czerwony zmieszany z żółtym. Ściany się ruszały a meble tańczyły. Śmiałam się szeroko i byłam naprawdę szczęśliwa. To niesamowite. Niestety to minęło a ja zaczęłam płakać. Nie zdążyłam się tym nacieszyć. Leżałam we łzach na podłodze czując jak przezroczyste krople tworzą kałużę.

-Czemu mi tato nie pomożesz? - mówiłam sama do siebie.

Niby wiedziałam że nikt nie odpowie, a jednak miałam cichą nadzieję że tata się pojawi i zostanie. Wzięłam telefon i napisałam do dilera.

Ja:Chcę więcej szczęścia

On:Wyjechałem i nie wiem kiedy wrócę ale ktoś inny podrzuci ci tabletki w tym samym miejscu. Ile chcesz?

Ja:Dużo, ile tylko możesz.

On:Ile masz pieniędzy?

Ja:500zł w gotówce.

On:Dobrze, to będzie 10 tabletek w listku.

Ja:Jasne.

Wyciągnęłam z szafki pieniądze i przeliczyłam. Cena była wygórowana, ale szczęście nie znało ceny.

Anonimowe Szczęście (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz