09

258 8 0
                                    

* * *

Po głębokim namyśle Bill postanowił odwołać spotkanie z Anisem. Był w rozsypce, przygnębiony; nie chciał żeby partner widział go w tak fatalnym nastroju. Wolał uniknąć pytań i nie stwarzać niewygodnej, dla nich dwóch, sytuacji. Prawdopodobnie Anis spodziewał się zobaczyć jego uśmiech, pełne miłości oczy, dzielić radość z wspólnych chwil, a on nie mógł mu tego ofiarować. Około godziny szesnastej zadzwonił i oznajmił, że strasznie źle się czuje.

- Chyba czymś się zatrułem - skłamał. - Z cztery razy biegałem do toalety wymiotować. Brak mi sił. Leżę w łóżku i marzę jedynie o tym żeby porządnie się wyspać.

- Zaopiekuję się tobą - zaproponował mężczyzna. - Położę się obok i zatroszczę oto żeby ci było dobrze. Wiesz, że nie mam nic przeciwko spędzeniu czasu w sypialni - skomentował.

- Nie rozumiesz - powiedział Bill lekko zirytowany. - Muszę odpocząć. Jestem zmęczony. Chce mi się spać. Nie spotkamy się dzisiaj, przykro mi, nie dam rady.

- Co jadłeś na śniadanie?

- Jajecznicę, którą później popiłem kawą.

- Od tego zrobiło ci się mdło?

- Nie wiem, może po pizzie, która zalegała w pudełku od dwóch dni. Dziś ją dokończyłem. Miała dziwny smak.

Anis po drugiej stronie słuchawki, zamilkł. Chłopiec miał nadzieję, że historia zabrzmiała dość przekonująco, nie jak kiepska wymówka na odwołanie spotkania.

- Przyjadę - rzekł nagle mężczyzna. - Możesz liczyć na przyjemny masaż brzucha.

Bill z chęcią posłałby go do diabła i wyłączył telefon. Jak długo ma powtarzać, że ten wieczór chce spędzić sam. Wysilił się na tłumaczenia, jakich jeszcze ma użyć słów?

- Obiecuję, że w moim towarzystwie szybko wrócisz do zdrowia - dodał trzydziestolatek. - Zapomnisz o spaniu gdy wsunę ci rękę w bokserki...

- Jesteś ohydny - przerwał mu Bill. - Rozłączam się. Uprzedziłem, że spotkanie odwołane więc nie miej pretensji gdy cię nie wpuszczę.

Zakończył rozmowę i odłożył komórkę na kuchenny stolik. W głębi ducha czuł, że podjął właściwą decyzję. Poszedł poszukać listu od Toma, który wcześniej rzucił gdzieś w kąt. Znalazłszy go, przeczytał dokładnie adres. Czy powinien dać sąsiadowi drugą szansę? Uwierzyć w skruchę, przyjąć przeprosiny? Co jeśli znów zostanie oszukany? Usiadł na sofie gapiąc się w wyłączony telewizor. Przychodząc w umówione miejsce pokaże tylko, że jest łatwy i naiwny, że można nim sterować. Ucierpi jego poczucie wartości, już z resztą i tak nadszarpane. Nierozsądnie będzie pójść, bo to oznaczałoby że wybaczył. Poza tym nie znał prawdziwych zamiarów Toma. Jeśli jednak się nie odważy, nie posłucha głosu serca czy wybaczy sobie, że stchórzył? Czy będzie potrafił żyć z myślą, że być może tam czekała na niego miłość?

* * *

Tom siedział na drewnianej ławce w cieniu wielkiego drzewa. Samotny i przygnębiony. Zapadał już zmrok. Ludzi wokół było coraz mniej. Każdy gdzieś się spieszył i każdy gdzieś odchodził. W końcu zostali tylko nieliczni spacerowicze przemykający jak duchy w słabym świetle ulicznych latarni. Dredziarz spojrzał przed siebie. Po drugiej stronie drogi pojedynczy klient wszedł właśnie do restauracji. Tomowi zaburczało w brzuchu. Nie pamiętał kiedy ostatnio coś jadł. Zapalił papieros wpatrując się w okna przytulnej knajpki. Z Laurą często tam wpadali. We wspomnieniach ujrzał jej twarz, promienną i roześmianą. Pochyloną nad talerzem z frytkami, chichoczącą z jego żartów. Wtedy życie płynęło tak beztrosko, przeplatane wygłupami i zabawą. Uśmiechnął się do swoich myśli. To był cudowny czas, na swój sposób wyjątkowy. Ale nie tęsknił za przeszłością, ona już się wydarzyła, zostawiła w nim ślad. Z życia wycisnął tyle przyjemności ile się dało. Zakosztował wielu rozkoszy, nie miał czego żałować. Dziś nie byłby szczęśliwy z Laurą, ani z żadną inną dziewczyną. Pragnienia, które nosił w sercu były związane z jedną konkretną osobą i niesamowicie trudne do zaakceptowania. Zerknął na zegarek. Minęła dwudziesta. Wstał i rozprostował nogi, nie oddalając się zbytnio przeszedł kawałek tam i z powrotem. Trzydzieści minut później zaczął tracić nadzieję. Obawiał się, że Bill nie przyjdzie. Miał przecież powody żeby faktycznie go nienawidzić. Został wykorzystany i upokorzony; krótki list i zwykłe przepraszam, nie cofnie wykrzyczanych, gorzkich słów. Żałował że wstydził się uczuć, że nie potrafił przyznać się do nich. Żałował, że bardziej zależało mu na dobrej opinii niż prawdzie, która od początku była oczywista. Wiedział, że większość kolegów wyśmieje go i opuści; że bliscy ludzie zamiast cieszyć się jego szczęściem postukają się w czoło mówiąc że zwariował. Potrzebował czasu aby się z tym oswoić. Żeby odnaleźć w sobie siłę, której będzie potrzebować. To jemu przypadnie rola obrońcy; on będzie musiał otoczyć ramieniem ukochanego gdy wokół rozpęta się piekło. I teraz już miał pewność, że sobie poradzi; że pokona każdą przeszkodę która stanie im na drodze. Jeżeli tylko los znów ich połączy zawalczy o tę miłość. Wskazówka na zegarku przesunęła się o kolejne sześć minut. Niczym sędzia wydający wyrok, kradła czas którego pozostawało coraz mniej. Samotność tego wieczoru raniła jak tortura. Tom wiedział, że jeśli dziś Bill się nie pojawi następne wieczory będą tak samo samotne. Snuł się więc jak upiór w blasku bladego księżyca wyczekując wybawienia. Kiedy skończył palić czwarty papieros, a na drzwiach stojącej naprzeciwko restauracji zawisła zawieszka z napisem "zamknięte", upadł na duchu. Zrozumiał, że nie pozostaje mu nic innego jak wrócić do domu i pogodzić się z myślą, że dostał to na co zasłużył. Sięgnął po paczkę fajek i zapalniczkę leżącą na ławce i włożył obie rzeczy do kieszeni obszernych spodni. Czując, że przegrał zamierzał odejść. Wtedy właśnie, w tej ostatniej chwili wydarzył się cud, ujrzał zbliżającego się ku niemu Billa. Poznał go od razu, nie było osoby z którą mógłby go pomylić. Nikt nie wyglądał jak on, nikt nie poruszał się tak zmysłowo. Wdzięku pozazdrościć mu mogły modelki w pierwszych stron gazet. Tom wpatrywał się w niego z zachwytem gdy pewnym krokiem przechodził przez przejście dla pieszych, wyprostowany, z włosami lekko rozwianymi przez wiatr. Piękny w całej swej postaci i zarazem nieświadomy czaru który wokół siebie roztaczał. Podchodząc do Toma splótł ramiona na piersi, a jego twarz przybrała groźny wyraz. Dało się zauważyć, że nie miał nastroju na miłą pogawędkę. Rozżalony i zły sprawiał wrażenie jakby zamierzał jedynie powiedzieć co naprawdę myśli o zachowaniu sąsiada a potem na zawsze się pożegnać. Przystanął naprzeciw i spojrzał na dredziarza spod czarnych powiek. Osądzający i lodowaty wzrok mroził Tomowi serce, a uparte milczenie wprawiało w zakłopotanie. Jeszcze godzinę temu wiedział jak zacznie rozmowę, co powinien rzec, jak przeprosić, ale teraz wszystko wyleciało mu z głowy. Teraz gdy miał Billa przed sobą i tylko dwa słowa cisnęły mu się na usta.

Słodko gorzkie szczęścieWhere stories live. Discover now