6

9 0 0
                                    

W ciągu godziny zdołaliśmy odnaleźć Toma, który siedział roztrzęsiony w jednej z największych dziur w drzewie. Był tak samo roztrzęsiony jak Edd, kiedy mnie ujrzał. Po chwili obaj trzymali się razem, ja zaś postanowiłem, że im chwile jeszcze potowarzyszę, dopóki obaj nie uspokoją się. Doszliśmy na skraj lasu na górce. Spoglądając przed siebie, mogliśmy dostrzec miasto, w którym mieszkaliśmy. Światła lamp ulicznych oświetlały jeszcze ruchliwe ulice. 

- Wiecie co, wy ruszajcie do domu a ja jeszcze pochodzę po lesie, aby móc odnaleźć rudzielca. - Edd spojrzał na mnie krzywo, tak jakby.. nie przekonany, czy powinienem był wracać sam do tego przeklętego lasu. Tom jednak był nadal zbyt roztrzęsiony, aby móc znów łazić po ściółce. W sumie, cieszyłem się z lekka w duchu - niech się ten skurwiel boi, za te wszystkie uszczypliwości w moją stronę. Edd jedynie pokiwał głową, wiedząc że to chyba będzie najlepszy pomysł. Wyciągnąłem jedynie rękę w jego stronę, aby wymienić się z zielonkiem telefonem za dodatkową latarkę. Pożegnałem się z nimi i nie czekając, wszedłem ponownie do lasu. Oczywiście, przy sobie miałem własny telefon ale czuję, że mi się w tym przypadku nie przyda. Rozglądałem się po lesie, szukając śladów rudzielca, wchodząc coraz bardziej w głąb lasu. Po kilku minutach znowu poczułem na sobie ten mroźny wzrok. Odwróciłem się nagle, aby wreszcie sprawdzić, kto mnie lustruje wzrokiem. Odskoczyłem po chwili, widząc za sobą Matta. 

- Matt, kurwa nie strasz mnie! - przełknąłem ślinę, próbując szybko uspokoić swój oddech. On zaś spojrzał na mnie, uśmiechając się ciepło. 

- Hey Tord! Widziałeś może chłopaków? - podszedł do mnie, poklepując mnie po plecach, przez co poczułem się trochę dziwnie. On nie zachowywał się w ten sposób jeszcze ..

- T..Tak, chłopaki wrócili już pewnie do domu, gdyż kilkanaście minut temu zostawiłem ich na skraju lasu - wyjąłem po chwili z kieszeni telefon, by spojrzeć na godzinę. Było grubo po pierwszej w nocy. Westchnąłem, spoglądając na rudzielca - A ty gdzie byłeś? Chłopaki Ciebie szukali, tak samo jak ja - uśmiechnął się szerzej do mnie, prowadząc powoli dalej w las.

- Wiesz, kiedy pobiegłeś przed siebie, starałem się aby Ciebie z oczu nie stracić. Ale dalej wiesz jak się to potoczyło heh - poczułem się w tamtym momencie mega nieswojo przy rudzielcu. Niby go odnalazłem ale to tak jakby on.. mnie szukał. I skąd on wiedział niby, że dalszą część historii już znam? Przecież go nie było, kiedy Edda opowiadał mi o tym. Kątem oka spojrzałem na rudzielca, który był ode mnie wyższy. Chciałem się go o coś jeszcze zapytać ale zabrakło mi języka, dlatego milczałem przez całą drogę. Szliśmy przed siebie by wyjść z lasu, przynajmniej ja tak myślałem z początku.. Ale Matt zdawał się wiedzieć, co tak naprawdę robi. Kilkadziesiąt minut później doszliśmy do miejsca dziwnie gęstym w drzewa. Rozejrzałem się wokoło ale nie bardzo mogłem dojrzeć czegokolwiek.. było zbyt ciemno. Stanęliśmy przy jednym z drzew, patrząc na siebie nawzajem. Rudzielec dziwnie się zachowywał, gdyż ciągle się uśmiechał. Niepokoiło mnie to.. 

- Matt, co my tu robimy? - zapytałem go nagle, gdyż nieswojo się czułem, wiedziałem że coś tu mi nie gra.. ale zanim dostałem odpowiedź, chłopak wyciągnął coś z kieszeni bluzy, szybko mnie powalając na ziemie. Czułem ogromny ból w okolicach szyi.. Dopiero po chwili ujrzałem w jego ręce paralizator.. 
- C.. Co ty robisz?! Czemu mnie.. czemu mnie powaliłeś?! - próbowałem wstać ale dostałem kolejny strzał z paralizatora, przez który nie miałem sił wstać z ziemi. Rudzielec kucnął nade mną, spojrzał mi w oczy, poprawiając moje kosmyki włosów.

- Hey, nie rzucaj się tak Tord, nie chce Cię skrzywdzić jeszcze, chyba że będziesz mi chciał przeszkodzić.

- W czym miałbym Ci przeszkodzić, co?! - próbowałem nadal się podnieść ale moje mięśnie odmawiały posłuszeństwa.  

- Z tym, iż mógłbyś pobiec mi i uciec a tak bardzo mam ochotę kogoś.. zabić - słowa te mną wstrząsnęły. Rudzielec był zdolny do zabijania?!! Po mojej minie wyczytał on, że jestem zaskoczony ale w negatywny sposób. 

- Oh no, nie mów mi, że do tej pory się nie zorientowałeś.. Serio? Wy wszyscy jesteście tacy głupi? - wyjął po chwili z kieszeni linę, związując mi nogi u kostek i ręce w nadgarstkach. Leżałem jak kłoda na ziemi, czekając na to co następnie chłopak zrobi. 
- Dzisiaj już wystarczająco razy sugerowałem, iż ze mną jest coś nie tak ale wy byliście święcie przekonani, że ja tylko zgadywałem.. Nikt nie domyślił się tego, iż przez te kilka lat udawałem głupka na rzecz tego, aby móc robić co chcieć za waszymi plecami. To takie urocze, że nic nie wiedzieliście, myśląc iż jestem tylko waszym bardziej głupszym przyjacielem - chwycił po chwili za linę przy moich nadgarstkach, ciągnąc mnie w nieznaną mi stronę. Nie mogłem się wyszarpać mu czy przeciwstawić, gdyż nadal moje mięśnie nie reagowały.. 

- Czemu akurat ja, co ja Ci takiego zrobiłem?! Matt nie rób sobie jaj, uwolnij mnie a nikomu o niczym nie powiem.. masz może jakiś problem? Może chcesz się wygadać, co..? - po chwili się zatrzymał, puszczając moje ręce. Wokoło panował przenikliwy mrok, przez co mnie to bardzo niepokoiło. Latarka, którą trzymał rudzielec niewiele oświetlała ale jak widać, on coś widział.. Po chwili jednak dostałem w brzuch, czując że.. lecę ale nie trwało to długo. Wepchał mnie do jakiegoś dołka. Był on świeżo wykopany, iż czułem jeszcze zapach niedawno wykopywanej ziemi. 

- Lubię Cię Tord, ale nie pozostawiłeś mi wyboru. Tom albo Edd - kucnął na skraju skarpy, świecąc mi słabym światłem po oczach. 
- Któryś z nich miał paść ofiarą, ale niestety musiałeś być dobrym samarytaninem i pomóc im zamiast tym razem sobie. Nie lubiłem tego, iż wszyscy się tak świetnie bawiliście, byliście najlepszymi kumplami a mnie zawsze na bok odsuwaliście. Szczególnie, iż chciałem mieć Ciebie bliżej, gdyż jako jedyny bywałeś nieco milszy dla mnie w porównaniu do tamtej dwójki..

- Skąd miałem wiedzieć, że ty wszystko najwidoczniej zaplanowałeś.. i czemu akurat taka zemsta?! - tak, po chwili domyśliłem się, że te wszystkie intencje były sprytnym trickiem rudzielca, przez co któryś z nas miał wpaść w jego pułapkę. Te zachowanie, te uśmiechy.. To było wszystko takie sztuczne. Wiedziałem, że coś jest nie tak ale nie zareagowałem w porę.. I czemu wcześniej nie mówił, że czuje się odtrącony..? 

- Dawałem wam przecież znaki, z resztą jakbyś się mnie tylko ciągle trzymał to by nawet włos Ci z głowy nie wypadł, bo bym Cię po prostu wysłał prosto do domu a następnego dnia byśmy się spotkali jak zwykle, ale.. wyszło jak wyszło - po chwili wstał, rzucił mi latarkę do dołka, samemu chwytając coś.
- Wybacz mi jeszcze raz, ale dłużej nie potrafię się już powstrzymać, a gdybym Cię od tak wypuścił to byś się komuś wygadał dlatego nie zaryzykuje tym razem, spełniając przy tym moją chęć mordu - zachichotał na końcu. Nie minęło kilka sekund a poczułem, jak sypie się ziemia na me ciało. Matt mnie w tamtej chwili chciał żywcem zakopać!!! Zacząłem po chwili krzyczeć i błagać rudzielca, obiecując na wszelakie sposoby, że nikomu o niczym nie powiem za to, aby mnie mógł uwolnić. Na nic me szlochy i prośby się nie zdawały, gdyż Matt nawet na chwilę nie przestał sypać łopatą piachu na mnie. Z czasem ziemia zakryła moją twarz, przez co nie miałem już czym oddychać. Zacząłem się dusić, tracąc z czasem przytomność a jedyne co mi dźwięczało w uszach to dźwięk wbijania się łopaty w kopę piachu i ciche słowa :

You're not a bad person.. 

You're a terrific person.

You're my favourite person.... 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 26, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

ŚMIERTELNE WSPÓŁRZĘDNE {eddsworld fanfic}Where stories live. Discover now