30.

1.6K 114 69
                                    

Całą sobotę przeleżałam w łóżku, płacząc. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Nikt do mnie nie pisał, ale ja też do nikogo nie napisałam, bo nawet nie widziałam co mam napisać. Po prostu leżałam i płakałam.

Aż do wieczora. Wtedy do mojego pokoju weszła moja mama. Usiadła na moim łóżku i dotknęła mnie za rękę.

- Wiem, że możesz nie chcieć mówić, o co chodzi, ale martwimy się z tatą - powiedziała. Podniosłam się delikatnie i przełknęłam ślinę.

- Mamo, oni się dowiedzieli - wydukałam tylko.

- O tym się dowiedzieli? - zapytała, a ja pokiwałam głową. - Jak się dowiedzieli?

- Ania jest kuzynką Kai, przyjechała i im powiedziała - wytłumaczyłam cicho. Moja mama spojrzała na mnie badawczo.

- Czemu im sama nie powiedziałaś? Inaczej by zareagowali, jakby dowiedzieli się od ciebie.

- Bałam się - odpowiedziałam cicho. - Bałam się, że mnie znienawidzą. Że znów zostanę sama.

Kobieta pokręciła głową.

- Mila, musisz ponosić konsekwencje...

- Ile mam je jeszcze ponosić?! - zawołałam. - Ile?? Ile to się będzie za mną ciągnąć?!

Moja mama tylko wstała i pokręciła głową.

- Milena, za niektóre rzeczy cierpi się całe życie.

I wyszła z mojego pokoju.

Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Postanowiłam więc, że jedyna osoba, która może jeszcze będzie chciała mnie wysłuchać, jest moją ostatnią nadzieją. Moim jedynym ratunkiem.

Napisałam do niego pod wieczór w sobotę. Nie wiedziałam co chcę osiągnąć, ale musiałam COŚ zrobić. Nie mogłam znowu nie robić nic. Zgodził się ze mną porozmawiać następnego dnia. Umówiliśmy się nad Wisłą. Znów w tym samym miejscu, w którym rozstaliśmy się w piątek.

Siedziałam na kamiennym schodku i patrzyłam na rzekę, która płynęła przede mną. To, że przyszedł powiedziało mi ciepło, które mnie zalało, kiedy usiadł obok. Spojrzałam na niego, ale on nie patrzył na mnie. Patrzył przed siebie, na rzekę, jakby zupełnie mnie nie zauważając.

- Tadeusz... - wyszeptałam. - Powiedz coś.

Przez chwilę nie odpowiedział.

- Nie, to ty mi powiedz - rzucił nagle, obracając się do mnie. - Powiedz mi, może łaskawie, kim do chuja jesteś?

Jego słowa zabolały mnie bardziej, niż policzek od Ani. Opuściłam wzrok na ręce.

- Ania miała rację - powiedziałam w końcu. - Wszystko co mówiła jest prawdą. Handlowałam, miałam sprawę w sądzie. Byłam też uzależniona, o tym nie wspomniała - westchnęłam. - Albo wspomniała, wyzywając mnie od ćpunek. Miała rację. To wszystko co mówiła, było prawdą. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.

Znów zapadła cisza.

- Ja się zmieniłam - kontynuowałam. Uniosłam wzrok i spojrzałam na niego. - Zmieniłam się. Przestałam ćpać. Przeprowadziłam się z rodzicami. I serio... Staram się zmienić. Widziałeś zresztą. Tadeusz, widziałeś przez tyle miesięcy, że nigdy ani nie ćpałam ani nie handlowałam ani nic!

Spojrzałam na niego błagalnie, ale on wciąż na mnie nie patrzył. Przełknęłam ślinę i wysunęłam rękę, żeby go dotknąć, ale on odsunął się ode mnie delikatnie.

- Nie dotykaj mnie - rzucił. W moich oczach zebrały się łzy. Pokręciłam głową i cofnęłam ręce.

- Wiem, że powinnam wam powiedzieć - wydukałam, a pierwsza łza spłynęła po moim policzku. - Chciałam wam powiedzieć, ale... Ja przez to miałam same kłopoty. Ten sąd... I straciłam wszystkich przyjaciół. Wszystkich. Zostałam sama. Bardzo nie chciałam znów zostać sama. Chciałam, żebyście mnie poznali inną. Nową mnie, rozumiesz mnie? Kiedyś bym wam powiedziała, ale ja po prostu... Sama musiałam się z tym oswoić. I z tą całą zmianą mojego życia.

Chłopak wciąż patrzył przed siebie. Po moich policzkach już teraz niepohamowanie płynęły łzy. Bolało mnie serce i miałam wrażenie, że chłopak tą ciszą łamie mi je na malutkie kawałeczki.

- Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie - wyszeptałam w końcu. - Ale mogę ci obiecać, że się zmieniłam. Jestem już innym człowiekiem. I nigdy, przenigdy nie chcę wracać do tego, kim byłam.

Wciąż się w niego wpatrywałam. Chłopak powoli obrócił głowę w moją stronę. Patrzył na mnie, jakby badając moją twarz.

- Co ty sobie teraz wyobrażasz, Milena? - zapytał w końcu, a ja wypuściłam z płuc powietrze, które w nich przetrzymywałam. - Co mam teraz zrobić? Powiedzieć, hej, nic się nie stało, że oszukiwałaś nas co do swojej przeszłości przez pięć miesięcy? Spoko, nie ma sprawy, że przez ciebie prawie zginął jakiś typ i rozpieprzyłaś życie tylu osobom?

Patrzyłam na niego, a smutek powoli mieszał się w moim umyśle ze wściekłością.

- Nikomu nigdy nie wpychałam narkotyków - powiedziałam, zaciskając pięści. - Nikogo nie namawiałam. Zwykle, kiedy do mnie przychodzili, to już byli uzależnieni i po prostu potrzebowali towaru. A ja potrzebowałam kasy. Nie miałam pojęcia, że zaczynam dealować mieszanym towarem. Sama nie próbowałam swojego towaru, bo nie mogłam. Nie miałam pojęcia, że ktoś przeze mnie trafia do szpitala aż do momentu, kiedy chłopak Anki na moich oczach zaczął... Zachowywał się jak Krzysiek wtedy. Pomogłam mu. Pomogłam mu tak jak umiałam. Trafił do szpitala i wtedy się wydało. Uwierz, wycierpiałam swoje, będąc przez trzy miesiące w sądach praktycznie dzień w dzień, albo widząc częściej adwokata niż własnych rodziców. Kiedy wszyscy przyjaciele się ode mnie odwrócili, chociaż do tej pory nie mieli problemu z tym, że sprzedaję. Kiedy musiałam zostawić wszystko i przeprowadzić się do miejsca, którego w ogóle nie znałam. Mogłam go wtedy nie ratować, mogłam go zostawić i uciec i nikt by nic na mnie nie miał. Ale mu pomogłam. I nie żałuję. Mimo wszystko nie żałuję.

Spojrzałam na niego, a potem wstałam. Po mojej twarzy wciąż płynęły łzy. Przełknęłam ślinę. Patrzył na mnie, a ja nie potrafiłam nic odczytać z jego twarzy.

- Nie wiem ile jeszcze mam za to cierpieć, ale mam już powoli dość. Zwłaszcza, że staram się, serio się staram. I nie chcę już popełniać tych samych błędów. Wiem, że robiłam źle. I wiem, że to mogło się skończyć jeszcze gorzej. Ale ja już... Nie mam siły wciąż się z tym zmagać. Zjebałam, w porządku. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Przepraszam, że was zawiodłam.

Wstałam i ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, nie miałam pojęcia jak sobie z tym poradzić. Znów płakałam. Wycierałam łzy wierzchem dłoni i szybko szlam przed siebie, starając się nie myśleć o niczym.

- Milena! - usłyszałam nagle. Zatrzymałam się i obróciłam. Tadeusz biegł w moim kierunku. Podbiegł i zatrzymał się przede mną. Spojrzałam na niego ze łzami w oczach, a on wyciągnął nagle ręce i zamknął mnie w uścisku. Zdziwiona przez chwilę nie reagowałam, a potem zacisnęłam ręce na jego kurtce.

- Tadeusz - wyjąkałam, a on pogłaskał mnie po głowie.

- Każdy popełnia błędy - powiedział, a ja zacisnęłam powieki. - I każdy powinien mieć drugą szansę.

Uniosłam lekko głowę do góry, a on uśmiechnął się. Chwycił moją twarz w dłoń i starł łzy z moich policzków.

- Zostaje tylko sprawa porozmawiania z resztą - stwierdził, a ja pokręciłam głową. - Nie, Milena. To nasi przyjaciele. Musisz z nimi porozmawiać. W końcu zrozumieją. I ci wybaczą. Serio. Tylko... Musisz im powiedzieć wszystko szczerze. Tak jak powiedziałaś mi.

Zacisnęłam usta i pokiwałam głową. Miałam jakieś dziwne wrażenie, że z nim obok, mogę zrobić wszystko.

--------
Przechodzę dzisiaj sama siebie

W bawełnianych sweterkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz