Prolog

1.4K 64 47
                                    

Pov Collins:

Siedziałam na łóżku patrząc na nasze wspólne zdjęcie z Justin'em, które zrobiliśmy sobie będąc na biwaku. Przedstawiało ono mnie w stroju kąpielowym i jego w zwykłych kąpielówkach w jeziorze.

Wspomnienia...

Był już lipiec, wakacje, a za oknem była noc. Za to ja w tym czasie patrzyłam na to cholerne zdjęcie zastanawiając się co by było gdyby on jednak tu był. Jakby jednak magicznie się tu pojawił, czy moje życie wyglądałoby dalej tak samo? Szczerze w to wątpiłam, bo to właśnie z nim przeżywałam przygody życia. To dzięki niemu codziennie wstawałam z uśmiechem na twarzy marząc, aby spędzić z nim kolejny dzień.

Ale to było kiedyś, a teraz jest dziś.
Dzisiaj mimo tego, że udawałam iż mnie to nie rusza gdy ktoś poruszał temat Justin'a od razu moje serce rozrywało się na kawałki, a tętno przyspieszało.

Odpuściłam, ale dalej mi go brakowało...

On był, ale wyjechał i dalej go nie było.
Było mi z tego powodu cholernie przykro, bo nie tak to wszystko miało wyglądać.

Miesiąc temu był pogrzeb Marco, na który nie byłam przygotowana psychicznie, ale chciałam tam pójść. To on był jednak moim pierwszym chłopakiem, który został zabity przez osobę, którą dalej kocham pewnym kawałkiem serca.

Bo na świecie jest za dużo nienawiści, a w sercu nie ma dużo miejsca na miłość lub jakiekolwiek uczucie.

Po jego odejściu przyszedł czas, w którym uśmiech coraz częściej znikał i zastępowała go powaga i smutek, ale jednak mimo tego kochałam przebywać w towarzystwie Mii i David'a, którzy mi pomogli. Potrzebowałam wtedy jedynie osób, które usiądą obok mnie, podadzą mi piwo i posiedzą ze mną w milczeniu - tymi osobami byli właśnie Mia i David, za co byłam im cholernie wdzięczna.

Wybiła dwunasta w nocy, dwudziesty czwarty lipca, urodziny Justin'a.

Wzięłam do ręki telefon i odszukałem numer do King'a, chciałam zadzwonić, ale jednak jakiś głos w głowie kazał mi tego nie robić mówiąc, że nie będę z tego zadowolona.

Mimo tego to zrobiłam, zadzwoniłam, ale jego telefon był wyłączony więc jedynie co mi pozostało to nagrać się na jego pocztę głosową.

- Cześć Justin - zaczęłam przełykając nerwowo gulę w gardle - Chciałam ci tylko życzyć wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - zacięłam się na moment - Brakuje nam wszystkim ciebie, proszę wróć - rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko.

Obiecałam mu, obiecałam mu że nigdy więcej się nie potnę, a jednak żyletka po raz kolejny w tym miesiącu wylądowała w moich rękach i zaczęła robić cienkie kreski na kostkach i prawym nadgarstku z którego pociekła stróżka krwi.
On także mi coś obiecał, ale tego nie dotrzymał.

Byłam tak bardzo naiwna, a jego kłamstwa były piękne, bo w nie wierzyłam.

Ty miałeś gorzej Justin'ie Haroldzie King'u, ale wiedziałam że nie opowiesz o tym w tym życiu. Nienawidziłeś mnie od początku i wiedziałam to doskonale. Byłam pionkiem w twojej chorej grze, ale nie byłam jednym z nich, ponieważ było ich mnóstwo. Byłam tysiącem z ich pionków, ale to mnie porzuciłeś wybierając inny pionek. Nie mogłam nic na to poradzić, bo stałam się częścią twojego mrocznego i zagubionego świata.

I razem w końcu zdobędziemy piekło, tylko los musi nam sprzyjać.

Last LoveWhere stories live. Discover now