#4

401 33 63
                                    

Pov Collins:

Siedziałam na łóżku nie wiedząc co ze sobą zrobić. Serce podpowiadało, aby zadzwonić i przeprosić, ale rozum ciągle temu zaprzeczał. Byłam tam bardzo samolubna mówiąc to wszystko. Mogłam się powstrzymać, ale tego nie kontrolowałam. Nigdy nie opamiętywałam się po lekach, ale on tego nie wiedział. Nie było go tu wtedy. Nie mogłam go za to winić, bo to nie była jego wina.

Zaczęłam je brać gdy on wyjechał i pomagały, ale nie na tak długo jakbym chciała.  Złagodziły lekko ból psychiczny, ale na dłuższą metę nigdy nie działały. Wiedziałam, że inni mają o nie do mnie pretensje, ponieważ kilka miesięcy temu przedawkowałam i trafiłam do szpitala w stanie krytycznym, ale żałowałam. Cholernie tego żałowałam wiedząc, że ich zawiodłam.

To wszystko było tak idealne, będąc jednocześnie nieidealnym. Patrzyłam jak niebo patrzy na nas dławiąc się łzami. Wiatr wył jakbyśmy mieli teraz upaść, a mrok zapełnił nasze serca i duszę. Za to diabeł patrzył z satysfakcją jak upadamy i oddalamy się od siebie.

Nigdy nie chciałam takiego życia. Nigdy nie chciałam, aby mój los był w czyiś rękach, a szczególnie w jego. Nie spodziewałam się, że o mnie zawalczy. Nie prosiłam go o to, nie oczekiwałam od niego jakiejkolwiek szansy na przeżycie. Myślałam, że mnie zawiedzie i w końcu to zrobił, ale odpłaciłam mu się tym samym. Oboje sprowadziliśmy siebie na dno nawet nie zważając na to jak nasze dusze potrafią być wrażliwe. Nie zważaliśmy na słowa znajomych obkładając ich naszymi problemami, których sami nie mogliśmy rozwiązać.

Nie chciałam nigdy wejść do jego chorej gry. Do jego mrocznego świata okrytego mrokiem, ciemnością, strachem i klęską. Nigdy nie zauważyłam, że upadnął wraz ze mną. Zawsze żył pełnią życia, a ja trzymałam się gdzieś na uboczu wiodąc spokojne życie, ale gdy go poznałam wszystko się zmieniło.

Ochraniał mnie od dnia naszego poznania, zawdzięczałam mu swoje życie. Wygrał dla mnie. Także chciałam go ochraniać, ale nie wiedziałam jak. Może moja obecność w jego życiu by coś zrobiła? Kiedyś jeszcze się nad tym zastanawiałam, ale teraz straciłam go przez własną głupotę. To wszystko było takie skomplikowane.

Było mi już obojętne czy ktoś mnie zniszczy albo zrani, bo bez niego byłam nikim.

Nie było go tu przeze mnie. Była to tylko i wyłącznie moja zasługa i wina. Nie wiedziałam czy sobie z tym poradzę, chciałam go odzyskać, ale nie odważyłam się. Pozostałam obojętna nie wiedząc co zrobić. Wypuściliśmy nasze mroczne demony na wolność, nie wiedząc że będziemy ich celami do końca naszego nędznego życia.

Piekło było już gotowe, ale nie na nasze wspólne wejście. Było ono gotowe na nasze pojedyńcze wejście, nie było już nas. Byliśmy tylko zwykłymi ludźmi, którzy się poróżnili i chociaż brakowało im miłości, nie chcieli jej od siebie tylko szukali jej w innych ludziach.

Nie baw się ogniem jeżeli nie chcesz się poparzyć.

- Tym razem to ja spieprzyłam - zaśmiałam się ze smutnym uśmiechem na ustach w stronę Mii, która siedziała na fotelu zatapiając dłonie w swoich blond włosach i rozmyślając po tym jak jej wszystko opowiedziałam.

- Nie mogę temu zaprzeczyć - westchnęła cicho patrząc na mnie uważnie - Czemu to tak właściwe zrobiłaś? - zapytała, a ja wzruszyłam ramionami - Proszę, powiedz mi.

- To wszystko było tak bardzo toksyczne - powiedziałam cicho bawiąc się palcami i patrząc jedynie w jeden oddalony punkt - Myślę, że to była wina tych leków, ale moja też. Cholera, mogłam się kontrolować, ale tego nie zrobiłam - westchnęłam przeczesując włosy dłońmi - Jestem tak bardzo samolubna.

Last LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz