Old days

289 23 4
                                    

Gdzie Joseph przeżywa żałobę po Cezarze w nieco traumatyczny sposób.

¤ atticess 2020
¤ angst; hurt comfort; fanart: catney lang; inspirowane LilyanneKilljoy
smut warning ⚠️

Ból i krzyki. Tylko to dzieliło go od przyjemności, a może wszystko już zlewało się do tego stopnia, że nie było różnicy. Przecież w końcu i tak miało to zblednąć.

Światło dnia zza żaluzji raniło oczy, a duszność pierwszych letnich dni tylko dodawała gorąca. Jedyne na czym chciał się teraz skupić, to dotyk drugiej osoby jakby mógł zlać się w jedno i w końcu przestać zamartwiać się bolesną samotnością. Chciał czuć jak szybciej bije mu serce i szumi tłoczona krew. W takich chwilach jak ta pragnął wyłączyć natrętne myśli tylko po to aby skupić się na tym, co czuł i fizycznie sprawiało przyjemność - a to napędzało bezsensowne koło zmartwień i rozładowywania napięcia.

Bo przecież każdy chciałby mu pomóc gdyby ktokolwiek wiedział, co miał w głowie. W sekrecie trzymał to, że dotyk na chwilę odbierał ból zamiast zebrać się na odwagę, przyznać i zakończyć to chroniczne cierpienie.

W taki sposób Joseph polubił ból.

— Cezar... — jęknął, poddając się dreszczom przechodzącym mu po kręgosłupie. Mocniej zacisnął pięści na wilgotnej pościeli, czując jak zapiera mu dech. — Cezar...

Ciepłe dłonie delikatnie przyciągnęły go do siebie, a on zmrużył oczy, już nie przejmując się jasnością pomieszczenia. Wodzony ukojeniem jakie dawał, w ślepym zaufaniu podążał za tym dotykiem jakby miał mu się wyślizgnąć, pragnął go zupełnie jakby miał utracić go na zawsze. Podniósł się na łokciu aby być bliżej, a drugą dłoń przeniósł na rozgrzane łopatki. Kolejna fala ciepła uderzyła go w twarz i rozeszła się po kościach.

Zapragnął schować głowę w zagłębieniu szyi gdy nieprzyjemne szarpnięcie za włosy wycudziło go. Po uczuciu spełnienia pozostało echo nim nie zniknęło ono do reszty kiedy odzyskał już poczucie realności.

— Joseph, cholera. — Znad zmrużonych powiek dostrzegł rozgniewany wyraz Suzi Q. Joestar, swojej żony i partnerki życiowej. Ból po pomyłce odczuł jeszcze zanim jej delikatne brwi zbliżyły się do siebie w niezrozumieniu i poczuciu zakłamania. — Powiedziałeś imię Cezara. Kolejny raz.

Zwilżył lekko usta i z trudem wypuścił powietrze. Atmosfera jeszcze przed chwilą wypełniona ulotnym podnieceniem, zamiast zostać przyjemnie rozładowana, teraz pękła jak bańka mydlana. Nie musiał patrzeć na jej rumiane policzki i wyraz, jaki jeszcze chwilę temu pełen był przyjemności, a teraz miał w sobie już tylko ból. Jakby celowo odsunął ją od siebie.

Chwila stała się niezręczna gdy pozostała gorycz rozlała się na nich oboje. Nie dziwiło zatem, że on nie wymruczał żadnych wyjaśnień ani przeprosin, tylko ciężko opadł na plecy, a gdy już zdołał się podnieść, bez słowa wyszedł na balkon jakby wcale go tam nie było. Odpalił papierosa i wsłuchał się w hałas miasta. Nie słyszał jej niewypowiedzianych zmartwień ani nie widział jak ona z bolesną dokładnością ubiera się jak gdyby chciała gdzieś wyjść.

W środku ogromnego miasta, niby na widoku jak idealny cel, a jednak tak silnie zagubiony, Joseph zmierzył się z tą samotnością w nierównym pojedynku. Przeczesał włosy dłonią, ciągnąc się za pojedyncze pasma i już nie czując bólu gdy gorąco przypalonego filtra oparzyło mu spuchnięte wargi i palce. Dłuższą chwilę równał oddech, choć przecież serce biło mu miarowo, a zmęczenie wcale nie nadeszło.

- Musiałeś walczyć honorowo, prawda? - warknął z wyrzutem do wszechświata. Przecież nie mógł o to winić j e g o. - Chciałem cię zatrzymać. Poszedłeś tam na pewną śmierć. Cezar, jak mogłeś mnie zostawić?

One Shoty✨ CaeJoseWhere stories live. Discover now