Rozdział 2.

106K 3.3K 16K
                                    

  Pecha miewałam w naprawde rzadkich sytuacjach, kiedyś zapomniałam portfela, zbiłam drogie wino w sklepie, czy dostałam mandat za przejście na czerwonym świetle. Gdzie do dziś twierdze, że było zielone, a Pan policjant miał zły dzień i musiał to na kimś odreagować. To naprawde była rzadkość, raczej byłam dzieckiem w czepku urodzonym.

Teraz ten pech ponownie uderzył, a ja miałam chęć zapaść się pod ziemie. Wypaliłam głupim tekstem o chłopaku, którego znam zaledwie dziesięć minut, a w dodatku on stał z metr za mną, cóż za ironia.

Moja twarz chyba w prędkości światła nabrała czerwoności, a ciało owijał aż parzący podmuch wstydu. Przymknęłam oczy biorąc głęboki oddech, po czym wolnym ruchem odwróciłam się w stronę osoby, która przerażała mnie w tamtej chwili jak nikt inny.

Stał z założonymi rękoma, a jego wyraz twarzy nie ukazywał niczego innego prócz obojętności i znudzenia, lewa brew delikatnie uniosła się ku górze co mogło świadczyć o tym, że oczekuje mojej odpowiedzi. Czy on zawsze jest taki obojętny? Jedyne co upewniło mnie, że czas nie stanął w miejscu, był kolejny dźwięk dzwonka do drzwi, który wydawał się być dwukrotnie głośniejszy niż poprzedni.

- Pójdę otworzyć. - odezwał się Josh.

- Ja to zrobię. - William ostatni raz na mnie spojrzał, po czym wymijając nas zbiegł po schodach.

Utkwiłam wzrok w miejscu w którym jeszcze przed chwila stał, a następnie spojrzałam na brata, który ewidentnie był czymś rozbawiony.

- Co cię tak bawi? - spytałam marszcząc brwi. Teoretycznie zrobiłam z siebie idiotkę, a on postanawia jeszcze bardziej mnie dobić?

- Chyba się nie polubicie. - mruknął. - Wyluzuj, przecież cię nie zje, po prostu pewnie nie spodziewał się z twojej strony takiego szybkiego osądu. - stwierdził.

- Musi się przyzwyczaić, że jestem szczera. - wykrzywiłam w grymasie usta schodząc po schodach. - Mogłeś uprzedzić, że stoi za mną. - wywróciłam oczami podążając za bratem do kuchni.

Nim Woller zdążył mi odpowiedzieć znaleźliśmy się w kuchni pełnej śmiechów i żwawych rozmów. W momencie naszego wejścia przybyci goście utkwili wzrok na mnie milknąć, a ja poczułam lekkie przytłoczenie z ich strony.

Prócz mnie, Josh'a i Williama doszły cztery osoby. Zilustrowałam każdego z osobna, a moje ciekawskie spojrzenie omiotło dziewczynę wieszającą się na szyi Williama. Miała czarne, długie włosy, a jej strój był skromny, bo składał się jedynie ze spódniczki w czerwoną kratkę i flanelowej koszuli. Do mojej głowy przytoczyły się słowa brata, na temat typu Will'a.

Przeciwieństwo mojej osoby.

- Ty to zapewne Maddy! - wykrzyczał w moją stronę wysoki blondyn. - Nie mogłem się doczekać kiedy cię poznam! Logan jestem! - podszedł w moja stronę szeroko się uśmiechając.

Tryskał zaskakująca energią i jak się mogę domyślać wśród przyjaciół było go zawsze wszędzie pełno. Uścisnęłam jego dłoń, a w moje oczy rzucił się zabawny tatuaż na uboczu szyi przedstawiający zjaranego motyla z bongo. Mimowolnie uśmiechnęłam się w jego stronę, co odwzajemnił.

- Fajny tatuaż. - wskazałam na szyje nie mogąc wciąż powstrzymać uśmiechu.

Nie mogłam uwierzyć, jak ludzie są skłonni wytatuować sobie takie rzeczy, przecież to decyzja na przyszłość. Zdecydowanie na starość nikt nie będzie brał go poważnie pod uwagę.

- Długa historia. - machnął ręką. - Jedna rada. - Nachylił się nad moim uchem. - Nigdy nie pozwalaj przyjaciołom decydować o tatuażu po pijanemu. - wyznał, a ja parsknęłam głośniejszym śmiechem.

Secret Game - W sprzedażyWhere stories live. Discover now