Rozdział 4.

91.8K 3.1K 12.4K
                                    

  Potrafiłam zrozumieć bardzo dużo rzeczy i już nie mam tu na myśli ścisłego przedmiotu, czy arcytrudnego wykładu z matematyki. Nawiązuje do uczuć, do tego jak nie mamy nad nimi kontroli i wpływu na nasze życie. Byłam osobą, która dużo może powiedzieć o uczuciu szczęścia, miłości, czy smutku. Moją największą niewiadomą zawsze był strach. To słowo ma tak dogłębne znaczenie, że samo w sobie wywołuje dreszcze.

Czym tak naprawdę jest strach? Naukowo byłoby to silny stan emocjonalnego napięcia, w sytuacji zagrożenia, a w praktyce byłby chęcią ucieczki od osoby, rzeczy która wywołuje w nas utratę poczucia bezpieczeństwa, zagrożenia które może zaatakować nas w każdej chwili. Stojąca przed nami Mia właśnie ukazywała przykład osoby obezwładnionej przez strach.

- Mia! - rzucił się w jej stronę Chris. - Obiecałaś, że więcej nas nie okłamiesz; że będziesz szczera. - chwycił jej przyciemniane okulary siłą ściągając jej z nosa.

Zaciągnęłam głębiej powietrza widząc fioletowy siniak pod okiem, który nawet pod masą podkładu był bardzo wyraźny. Zacisnęłam wargę w wąską linie unikając wzroku mojej przyjaciółki. Zawiedliśmy ją kolejny raz, nic nie zrobiliśmy twierdząc, że jesteśmy bezradni. Kłamaliśmy, zawsze jest jakieś wyjście.

- Mad... - zaczęła szeptem.

- Dlaczego? - wbiłam wzrok w jej rozciętą wargę.

Marcus od samego początku był sukinsynem w stosunku do Mii, to właśnie ją do niego przyciągnęło. Od zawsze lubiła niegrzecznych, wysokich i dobrze zbudowanych chłopców. Na początku każde z nas myślało, że to jego jakiś chory odruch, przed zbliżeniem się do kogokolwiek. Zaczęło się jakoś układać, gdy postanowili zostać parą do przełomowego momentu, gdy Marcus pierwszy raz podniósł rękę na Adams. Wróciła wtedy z imprezy, na którą poszła sama, ponieważ Mar wolał posiedzieć z kolegami na kanapie przed telewizorem.

Dowiedzieliśmy się dopiero za drugim razem gdy Mia przebierała się w przebieralni na zakupach. Z początku wciskała nam bajeczki, że się wywróciła, tu się z Mar wygłupiała, a innym razem, że nawet nie wie skąd u niej te sińce. Za każdym razem błagała nas byśmy nic nie robili i że tak musi być.

Jacy z nas przyjaciele, skoro słuchaliśmy jej?

- Wkurzył się bo powiedziałam mu o naszej ostatniej rozmowie na temat prawdziwej miłości. - rzuciła niepewnie przywołując dzień kiedy nocowała u mnie. - Stwierdził, że nakładasz mi bzdur do głowy, bo chcesz nas tylko skłócić. Stanęłam w twojej obronie...

- Zabije go! - rzucił rozwścieczony Miller. - Mia nie możesz nas trzymać z daleka od tej sprawy. Pomożemy ci, razem coś wymyślimy. - zamknął ją w szczelnym uścisku.

Doskonale pamiętam rozmowę z Adams na temat prawdziwej miłości i jak bardzo denerwuje mnie, gdy ludzie mówią Kocham cię  jakby chcieli powiedzieć dzień dobry, czy dobranoc. To najbardziej nadużywane słowo na świecie. Miło jest komuś powiedzieć tak ważną formułkę, ale szczerze... Mówiąc to, czujesz to naprawdę? Dużo osób mówi kocham cię, bo to wygodne, uroczyście brzmi i zaspokaja naszą potrzebę poczucia się kochanym.

Uważam, że jedne szczere kocham cię jest stokroć lepsze niż codzienne powtarzanie tego z przyzwyczajenia.

- Przepraszam. - wyszeptałam czując jak poczucie winy uderza we mnie z nienamacalną siłą. Zawiodłam ją już dawno, a przez moje nieumyślne zachowanie kolejny raz skończyła w ten sposób. - To moja wina... ja - nie dokończyłam, bo obraz zasłoniły mi łzy które usilnie próbowały wydostać się spod moich powiek. Rozpłakanie się w tamtym momencie było ostatnią rzeczą której nam brakowało.

Secret Game - W sprzedażyWhere stories live. Discover now