Chapter 33.

739 58 48
                                    

Wesołych Świąt Wielkanocnych! 🖤💋

Gwiazdki i komentarze mile widziane! 🙈










-I Finn teraz z nią nie rozmawia. - Kurt dokończył swoją historię. Wróciliśmy ze szkoły pół godziny temu, siedzieliśmy u niego w pokoju i rozmawialiśmy. Jednocześnie Kurt szykował strój na randkę z Blainem.

-Dziwisz mu się? - zapytałam - Ufał Rachel jak nikomu innemu, a ona mu powiedziała, że wystąpi nawet jeśli to oznacza, że ośmieszającego go zdjęcie trafi do sieci. - mruknęłam - Ja bym się wkurzyła.

-Ja też. - odparł o razu - Ale przecież to Rachel. - zaśmiał się, wprawiając mnie w zaskoczenie. Rachel miała jakieś inne prawa? Mogła robić co chciała i nie ponosić konsekwencji?

-Kurt. - spojrzałam na chłopaka przed lustrem.

-Tak?

-W tej chwili odłóż zieloną apaszkę. - warknęłam - To zbrodnia przeciwko modzie. - dodałam.

-Zdecydowanie. - przytaknął - Jakie masz plany na dziś? - jeszcze kilka minut temu nie miałam żadnych. Sytuacja jednak się zmieniła.

-Wychodzę na miasto, chcę trochę pozwiedzać. - uśmiechnęłam się - Choć coraz lepiej orientuję się w mieście, to wciąż sie gubię. Czas to zmienić. - wyjaśniłam.

-Świetny pomysł. - zgodził się - Choć Lima nie jest zbyt urokliwym miastem. - zaśmiał się.

-O której przyjdzie Blaine? - w momencie, gdy zadałam pytanie zadzwonił dzwonek do drzwi.

-To pewnie on. - pisnął Kurt - Idź otwórz! - rozkazał - Ja muszę się przebrać. - chwycił za jakąś bluzkę z cekinami. Nigdy nie zrozumiem jego stylu.

-Lecę. - powiedziałam roześmiana i pobiegłam do drzwi.

W progu czekał uśmiechnięty Blaine. Jednak zamiast wpuścić go do środka, popchnęłam go w tył i wyszłam do niego.

-Daj mi adres Sebastiana. - warknęłam.

-Ciebie też miło wiedzieć. - mruknął - Po co ci jego adres? I niby skąd miałbym go mieć?

-Wiem, że znasz jego adres. - zaczęłam - Sebastian szantażuję Rachel zdjęciami Finna w... niekomfortowym wydaniu. - całkiem nieźle to ujęłam - Dał jej dwadzieścia cztery godziny, aby zrezygnowała z regionalnych inaczej wrzuci zdjęcia do sieci. - wyjaśniłam - Ktoś musi go powstrzymać. - mruknęłam - I tym kimś będę ja. - uśmiechnęłam się lekko.

-Co chcesz zrobić? - zmarszczył brwi.

-Daj mi ten cholerny adres. - spojrzałam na niego błagalnie - Załatwię sprawę zanim Finn czy Puck naprawdę go pobiją. Kurt opowiadał mi, że chcieli to zrobić już wcześniej. - lekko zacisnęłam usta.

Chłopak stał i wpatrywał się we mnie przez kilka sekund aż w końcu skinął głową.

-Okey. - mruknął - Niech będzie. - wyciągnął telefon i wysłał mi adres Smythe'a - Tylko błagam, nie zrób nic głupiego.

-Nie zamierzam. - dodałam, ruszając przed siebie - Bawcie się dobrze! - krzyknęłam, wpisując adres Sebastiana w mapy google. Dwadzieścia minut spacerkiem. Mogło być gorzej.

Szybko pokonałam kilometry i stanęłam przed domem tego dupka. Mówiąc dom miałam na myśli pieprzoną willę.

-Jasny gwint. - mruknęłam, otwierajcie furtkę. O dziwo od razu ustąpiła. Weszłam na posesję i ruszyłam do wejścia. Na sto procent to był dobry adres.

Wolałam nie myśleć ile pieniędzy szło za sam prąd. Toć to warte fortunę.

Stanęłam przed drzwiami i niepewnie wcisnęłam dzwonek. Zagryzłam dolną wargę, czekając aż ktoś otworzy.

-Jeśli otworzy mi jebany kamerdyner to wyjdę z siebie. - mruknęłam pod nosem. Usłyszłam jakiś hałas a chwilę później szczęk zamka.

-Sabrina? - zdziwił się Sebastian. Uśmiechnęłam się pod nosem. To się nazywa atak z zaskoczenia, dupku.

-Witam ponownie. - minęłam go wchodząc do środka. Wewnątrz wygadało jeszcze drożej niż z zewnątrz. Teraz miałam wrażenie jakbym była w jakimś pałacu.

Meble z prawdziwego drewna, błyszczały się i nie było na nich nawet pułku kurzu. Wszędzie wokół złote bibeloty i byłam pewna, że jeden złoty akcent kosztował więcej niż mój dom...

A ja nawet raz w życiu złotych kolczyków nie dostałam.

Kultura, Sabrina! Upomniałam sama siebie i ściągnęłam buty. Odwróciłam się w stronę Sebastiana i skrzyżowałam ręce na piersi.

-Oddawaj zdjęcia Finna, cwaniaczku. - mruknęłam tonem nieznoszącym sprzeciwu. Zaśmiał się kręcąc głową.

-Urocza jesteś, jeśli myślisz, że naprawdę zrobię co każesz. - prychnął. Z uśmiechem na twarzy mnie minął i ruszył przed siebie. Chyba jakiś głupi żart.

Wsadziłam dłonie do kieszeni bluzy i ruszyłam za szatynem. Wciąż niepewnie się rozglądając.

-Co jeśli nie oddam zdjęć? - znaleźliśmy się w salonie.

Dopiero uświadomiłam sobie, że pierwszy raz widzę Sebastiana bez mundurku. Gdy zrobił mi niezapowiedzianą wizytę, mówił, że po zajęciach miał trening lacrosse, więc przeszedł od razu po szkole.

Teraz był ubrany w zwykłe czarne jeansy i tego samego koloru koszulę. Pierwsze cztery guziki były rozpięte przez co mogłam zobaczyć jego klatkę piersiową. Włosy jednak, tak jak zawsze były ułożone na żel.

-To nie są negocjacje, Sebastian. - warknęłam - Przyszłam tutaj po zdjęcia i nigdzie się bez nich nie ruszę. - stałam na środku salonu i wpatrywałam się w chłopaka, który jakby nigdy nic chwycił butelkę whisky i nalał trochę do dwóch szklanek. Wyciągnął jedną w moją stronę, na co przewróciłam oczami. - Nie przyszłam tutaj, aby z tobą pić. - prychnęłam.

-Jedno nie wyklucza drugiego. - wzruszył ramionami, siadając na kanapie. Obserwował mnie, biorąc pierwszy łyk trunku.

-Nie pozwolę zrezygnować Rachel z regionalnych ani na rozpad jej związku z Finnem. - poinformowałam go - Nie marnuj mojego czasu i oddaj zdjęcia. - wciąż się uśmiechał.

Wyglądał jak typowy bad boy z historyjki na wattpadzie lub jakiegoś amerykańskiego serialu.

Zabawne. Zawsze chciałam takiego poznać i zmienić go w ideał. Teraz, gdy już kogoś takiego znałam, zaczynałam żałować.

A co najgorsze... Mimo tylu okropieństw, które zrobił, ja zaczynałam go lubić. Lubiłam go, bo nigdy nie zrobił nic złego wobec mnie...








Emilia Mikaelson

Another way to love | Sebastian Smythe ✔Donde viven las historias. Descúbrelo ahora