Rozdział sześćdziesiąty czwarty: O co mu chodziło

664 77 48
                                    

Harry cytuje tu prawdziwe przysłowie.

---* * *---

– Jesteś pewien?

Harry chciał zawyć, że nie, nie był pewien, ale przecież już podjął decyzję. Wystarczająco długo to odkładał, powtarzając że tak, chce tego, a potem że jednak nie, że to może poczekać, twierdząc jedno, a myśląc co innego. Wbił wzrok w oczy Snape'a i kiwnął głową.

Snape przymocował mu dłoń do lewego nadgarstka, poruszając wolno palcami, jakby pracował nad wyjątkowo wybuchowym eliksirem. Harry zadrżał, kiedy ramię opadło mu od dodatkowego ciężaru i poczuł jak stojący za nim Draco łapie go pocieszająco za ramiona. Harry odetchnął i oblizał usta. Jak wszystko pójdzie dobrze, to może zdołam zrobić dla niego to samo.

Różdżka Snape'a prześlizgnęła się na granicy między srebrem a nadgarstkiem Harry'ego, kiedy zaczął mamrotać inkantację, która przywiąże dłoń do przedramienia Harry'ego i rozpocznie długi, mozolny proces transmutowania metalu w ciało, wypełniając je kośćmi, knykciami, paznokciami i krwią. Poczuł, jak dłonie Dracona zaciskają się ponownie na jego ramionach. Sam chciał się tym zająć, ale okazał się niedostatecznie potężny. To musiało zostać zrobione przez silnego czarodzieja, któremu Harry absolutnie ufał.

Kiedy było po wszystkim, Harry wyczuł subtelne, zaciekawione kosmyki magii, wędrujące po nadgarstku i przedramieniu, węszące od czasu do czasu, uczące się zapachu jego krwi, albo mieszające z jego własną mocą. W pewnej chwili odniósł wrażenie, że coś wpłynęło mu do żyły i zajęło się nauką konsystencji jego krwi. Zadrżał lekko.

– Pamiętaj, co mówiła Manus – mruknął Snape, ponownie ściągając na siebie uwagę Harry'ego. – Musisz używać tej dłoni tak często jak to możliwe. Owijaj palce wokół przedmiotów, za które chcesz złapać. Wyobrażaj sobie, jak się zgina i porusza zanim jeszcze będziesz do tego zdolny. Układaj ją obok prawej na miotle. I ciesz się z niej, Harry. – Jego dłoń zacisnęła się na moment na ramieniu Harry'ego na tyle mocno, żeby pozostawić po sobie ślady. – Jeśli tego nie zrobisz, magia to wyczuje i wycofa się.

– Wiem – wyszeptał Harry. Wszystkie te upomnienia otrzymał od Rozalindy Manus, która powtarzała je raz za razem od chwili, w której Harry ostatecznie wybrał właśnie jej sklep i wysłał sowę z wyjaśnieniami, czego konkretnie potrzebował. Możliwe, że to właśnie dzięki temu, że kontaktowali się wyłącznie listownie i nigdy nie spotkali twarzą w twarz, ale okazała się być pod tym względem wyjątkowo odświeżająca, w ogóle nie przejmowała się naturą swojego klienta i nie zawierała w wiadomościach żadnych wyrazów współczucia, czy wykrzykników. Zadawała za to mnóstwo pytań o sprawy, których Harry nie był nawet pewny i musiał sprawdzać, jak na przykład długość palców prawej dłoni, albo gdzie dokładnie znajdowało się słońce, kiedy Bellatrix odcinała mu rękę. Harry pojmował, że potrzebowała tego wszystkiego, by stworzyć model, który zwiąże się z nim sam z siebie, bez konieczności transmutowania go na siłę – co zwykle pozostawiało po sobie nieziemski bałagan – więc dał z siebie wszystko, żeby poprawnie na to wszystko odpowiedzieć.

Zawahał się nieco, kiedy zobaczył cenę; Draco i Snape upierali się, że powinien podjąć decyzję bez oglądania się na koszt i tak właśnie Harry zrobił, bezmyślnie wybierając najwyraźniej najdroższą dostępną na rynku opcję. Regulus fiuknął do niego tego samego dnia i odbyli długą, poważną rozmowę o dumie krwi, oraz wszystkim, co dziedzic rodziny Blacków powinien, a czego nie powinien robić z własną fortuną. Harry wykłócał się, póki Regulus nie zaczął wywoływać w nim poczucia winy; przecież Harry wydawał już pieniądze Blacków na inne sprawy, czemu nie na tę? W dodatku Regulusowi naprawdę by ulżyło na sumieniu, bo nie było go w głowie Harry'ego w czasie odcinania ręki, ani przez osiem miesięcy, kiedy mógł go potrzebować.

Pieśń w czasie rewolucjiWhere stories live. Discover now