24

1.8K 170 53
                                    

Kolejny ciężki dzień minął mu na niesamowicie trudnych wyborach. Od samego rana nie wiedział co robić. Począwszy od śniadania aż po samo pójście spać. Kilkanaście minut zajęło mu zdecydowanie czy chce wypić sok czy herbatę i taki dziwny nienaturalny stan rzeczy utrzymywał się aż do teraz gdy stał oparty o blat w kuchni. Zegarek przed sekundą wybił dwudziestą drugą, a on w mroku kuchni podjadał ogórki zastanawiając się co powinien robić. Po obiedzie zasnął utulony do snu przez nudny film i ciepły puchaty kocyk. Teraz najprawdopodobniej przez pół nocy nie będzie mógł spać i zamiast odpoczywać będzie podjadał albo znowu rozmyślał. Nie widział alfy od kiedy spotkali się w przychodni. To spotkanie zdecydowanie nie należało do tych przyjemnych, a nerwy w ciąży mu nie służą. Konsekwencje tak częstego stresu odczuł jeszcze tego samego dnia gdy dziecko ruszało się niespokojnie w jego brzuchu, a cały świat wirował nieznośnie utrudniając mu przy tym podstawowe funkcje. Dziś nie było lepiej. Raz prawie zemdlał, cały dzień wymiotował, a od kilku dłuższych chwil niezmiernie bolał go brzuch. Czuł mocne kopnięcia przez co raz po raz tylko syczał z bólu. Dawno nie czuł się tak okropnie. Nawet w pierwszych dniach ciąży gdy poranne nudności były niemalże całodobowe nie odczuwał takiego dziwnego przeczucia. Za oknem mimo nocy nie było ciemno. Duży błyszczący pełnią swojego blasku księżyc rozświetlał mrok, a towarzyszące mu gwiazdy tylko dodawały uroku tej zimowej nocy. Krople powstałe przez topiący się śnieg i lód kapały z dachu co jakiś czas uderzając o chodnik. Było cicho i spokojnie, a mimo to on czuł niepokój. Ten spokój był dziwny. Jak cisza przed burzą. Czuł się źle i wiedział, że za chwilę coś się wydarzy. Miał wrażenie, że tego momentu nie zapomni już nigdy, a nie mógł nic zrobić. Mógł jedynie bezczynnie czekać, aż jego przeczucie wyjaśni się, a tragedia się wydarzy. Wtedy nadszedł ten moment. Poczuł mocny bolesny skórcz i przeklinając głośno zacisnął zęby łapiąc się za brzuch. Kolejna fala bólu zalała jego ciało. Tym razem jednak nie pochodziła ona od brzucha lecz wymierzona była w samo jego serce. Miał wrażenie jakby jakaś część jego właśnie umarła i tak też się stało. Ruchy w jego brzuchu zupełnie ustały, a po jego udach pociekła czerwona lepką ciecz już po chwili tworząc małą kałuże na płytkach w kuchni. Omega zalewając się łzami zacisnął mocno ręce na brzegu blatu do tego stopnia, że zbielały mu kostki i upadł na kolana wprost w kałuże krwi. Skóra paliła go nieznośnym żarem, a serce kołatało. Tracił ją. Tracił swoją córeczkę i nawet nie mógł nic zrobić. Nie miał przy sobie telefonu, a nie mógł nawet wstać. Bał się. Bał się, że nawet najmniejszy ruch może pogorszyć sytuację. Nie mógł nic zrobić i to denerwowało go najbardziej. Szloch przerodził się w żałosne pełne bezsilności wycie. Z jego zaciśniętego gardła wydobył się głośny krzyk rozpaczy za tą małą istotną, której nie zdążył jeszcze nawet poznać, ale już ją pokochał. Była częścią jego samego i dowodem na jego miłość z Shoto, a teraz miała tak po prostu umrzeć? To nie może być prawda! Dlaczego akurat teraz nie ma przy nim Bakugo, albo kogokolwiek innego. Gdzie są teraz jego przyjaciele? Czemu został z tym wszystkim sam? Jego ciało drżało oddech urywał się co chwilę, po jego policzkach płynęły strumienie łez, a żałosny skowyt rozpaczy rozlegał się po pustym mieszkaniu, które pozostanie takie już na zawsze. A co jeśli już nigdy nie będzie mógł zajść w ciążę? Jeśli już nigdy nie poczuje tego wspaniałego uczucia? Już nigdy nie przytuli maleńkiego ciałka w swoich ramionach i już nigdy nie usłyszy bicia serca? Co jeśli już nigdy nie będzie szczęśliwy? Czuł ogromny ból. Jego dłonie zaciśnięte teraz na koszulce były już całe czerwone. Krew przestała się sączyć, ale to oznaczało tylko jedno... Nawet nie chciał o tym myśleć. Miał wrażenie jakby ktoś wyrwał mu serce. Palący ból rozdzierał jego kartkę piersiową. Oczy ponownie zaszły mu łzami, a świat znowu stał się rozmazany. Przerażony Midoriya zacisnął mocno powieki.

***

Omega z krzykiem zerwał się z łóżka. Izuku nadal przerażony zamrugał kilka razy i zrzucił z siebie kołdrę. Krew! Dziecko! Co z dzieckiem?! Gdzie jest ta cała krew?! Z ciężkim westchnieniem ulgi stwierdził, że jedyną rzeczą brudzącą pościel są jego łzy. Żadnej krwi. Delikatnie pogłaskał się po brzuchu i uśmiechnął się czując delikatne kopnięcie. Jego maleństwo na pewno odczuwa jego lęk. Wiedział to. Musiał się uspokoić, ale nie mógł. Gdzieś głęboko w nim zakorzenił się strach. Strach, że może stracić swoje ukochane maleństwo zanim jeszcze zdąży je urodzić. Siedział w ciszy patrząc w okno, za którym pierwsze promienie słońca rozświetlały mroki nocy. Po jego policzkach płynęły łzy. Bał się. Czemu go to spotyka? Przecież owoc związku przeznaczonej alfy i omegi to najsilniejsza jednostka. Dzieci przeznaczonych są najzdrowsze i najsilniejsze, a mimo to on już raz prawie utracił córeczkę. Czemu? Przecież tak nie powinno być. Został sam przerażony, pełen złych myśli, zmartwiony. Bakugo i Kirishima mają swoje życie, swojego syna i swój ślub. Nie mogą pilnować go przez całą dobę. Od tego jest jego alfa. Szkoda tylko, że Todoroki tak bardzo ma go i ich dziecko gdzieś.

Chcę do alfy! Do alfy! Do alfy!

Potrzebował go teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Chciał żeby Shoto usiadł na brzegu łóżka uśmiechnął się lekko w taki sposób jak robił to zawsze gdy próbował pocieszyć i uspokoić omegę, przytulił go i wyszeptał, że wszytko będzie dobrze. Musiało być. W końcu to tylko głupi sen, który nie powinien mieć żadnego znaczenia. A jednak. Jego wewnętrzna omega cała się trzęsła rozhisteryzowana i przerażona myślą o straceniu szczeniaka. Dziecko to jedyne co mu zostało. Jego przyjaciele mają wysłane problemy, jego ukochany alfa bierze ślub z inną, a z matką nie ma kontaktu od kilku miesięcy. Został mu tylko ten maluch, który w odróżnieniu od całej reszty świata zawsze będzie go bezgranicznie kochał. Dłonie mu drżały gdy nie pewny czy to w ogóle dobra decyzją sięgnął po telefon, aby wybrać ten jeden numer. Światło wyświetlacza komórki, która jeszcze chwilę temu leżała na szafce nocnej podpięta do ładowarki w pierwszej chwili odrobinę go oślepiło przez co omega skrzywił się nieznacznie i szybko zredukował jasność ekranu. Przełknął głośno i przyłożył telefon do ucha. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci. Ktoś odebrał i... Cisza... Po chwili po drugiej stronie dało się usłyszeć zmęczony i lekko zaspany głos alfy

- Izuku... Czemu dzwonisz do mnie o tej porze?- bohater nawet nie ukrywał swojego zmęczenia i lekkiego podenerwowania. Z drugiej jednak strony czuł jak narasta w nim zmartwienie. Midoriya nie był osobą, która w środku nocy dzwoni bez większego powodu. Czyżby... - Coś się stało?- szepnął podnosząc się z łóżka i zarzucając na siebie bluzę. Zerknął ukradkiem w stronę śpiącej obok niego narzeczonej i lekko się skrzywił. Czemu tutaj zasnęła? Przecież mieszkali osobno. No tak... Chciał być miły i ją uspokoić... Nie mógł sobie wybaczyć, że zamiast siedzieć przy Izuku spędził całe popołudnie z Momo i organizatorką wesel

- Potrzebuję cię Shoto... Potrzebuje cię teraz...- omega szepnął cicho zalewając się łzami - Proszę przyjedź...- jęknął żałośnie wycierając policzki. Nie chciał pokazywać swoich słabości, ale wiedział, że nie poradzi sobie bez ukochanego. Czuł się winny. Znowu przysporzył mu problemów. Znowu potrzebuje go przy sobie

- Zaraz u ciebie będę- odparł alfa bez chwili zastanowienia i rozłączył się. Todoroki nie pamiętał już kiedy ostatnio tak bardzo się bał. Najszybciej jak tylko mógł ubrał się i wybiegł z mieszkania zostawiając śpiącą narzeczoną zupełnie samą.

Znowu ty [tododeku omegaverse]Where stories live. Discover now