Spogląda za topole za oknem domu rodziny swego antagonisty. Dają jej spokój i uzbrajają w bierność. Pomagają przetrwać, mimo że wokół wszystko się wali. Amelija Dasza Riekowa próbuje opuścić cmentarzysko swoich dawnych pragnień i nadziei. Panujący tam spokój góruje nad nią i przeraża tak, jak dłonie Jana na jej szyi i jego oczy mówiące: Nie zapomniałem. W rzeczywistości, jedynymi słowami, którymi przez lata trwania jego kwestii obdarzył Ameliję na żywo, było powitanie maksymalnie neutralne. Dzień dobry. To, co było niegdyś pożądane, w procesie burzenia się niczym wielkie, lubowskie czyny młodości, z hukiem przechodzi we wspomnienie (jakże wartościowe). W głowie oprócz ludzi chodzących po suficie i drżących nieopodal topoli, Amelija zapamiętuje powitanie.