XXXIV

79 13 13
                                    

Jack:

Kartka którą wcześniej pokazał mi Eric, wisi na lodówce, kiedy w poniedziałek rano wchodzę do kuchni. On już jest w pracy. Czytam jeszcze raz, to co tam napisano, a potem sprawdzam w internecie, czym zajmuje się taki doradca klienta. Może faktycznie to nie byłoby takie złe? Praca wydaje się spokojna. Mój telefon piszczy w sypialni, więc odczytuję wiadomość od Erica, w której życzy mi miłego dnia i informuje że mnie kocha. Uśmiecham się do siebie, mimo tego emocjonalnego ciężaru, który nie chce mi dać spokoju. Odpisuję mu, że też go kocham i dalej, bez celu krążę po domu. Potrzebuję pracy albo chociaż studiów. Nie umiem się skupić na czytaniu, czy oglądaniu telewizji. Boję się że nie damy rady utrzymać tego domu. A już na pewno nie chcę tym obciążać tylko jego. To byłby szczyt niesprawiedliwości. Nie umiem sobie znaleźć miejsca, więc wracam do łóżka i zakopuję się w pościeli. Gdy zamykam oczy ciągle widzę twarz Felixa i te obrzydliwe zdjęcia, które mi zrobili prawie trzy lata temu. Zagryzam wargę, żeby nie płakać. Kiedy Eric odwraca moją uwagę, jest prawie dobrze. Ale te bolesne wspomnienia i tak trawią od nowa mój umysł.

Patrick:

- Widziałem wielu ludzi w żałobie po zwierzaku, ale i tak nie wiem, co ci doradzić. Taka jest kolej rzeczy... Zwierzęta żyją krócej niż my. - Dean podaje mi kubek z najprawdziwszą, gęstą, gorącą czekoladą. Przyszedłem do niego, zamiast do pracy, bo nie przespałem całej nocy i nie zdołałbym pracować. Bea jest tam sama. Zresztą... Tak okropnie się obwiniała za to wszystko. Dean siada obok, ale nic nie mówi.

- Przepraszam że cię obarczam i zwalam na ciebie moje emocje. Nie chciałem. - Szepczę. Mimo tego że nie bywałem w domu zbyt często, teraz i tak czuję że jest tam okropnie pusto, gdy nie ma Betty.

- W porządku. Nie przejmuj się mną.

- Dzięki.

- Chcesz gdzieś wyjść? - Proponuje. Nie myślałem że będę tak przeżywać śmierć psa. Upijam łyk gorącego, słodkiego napoju. Dean troszczy się o mnie aż za bardzo. Nie wiem czy takie zaangażowanie jest tym, czego potrzebuję w tej chwili.

- Możemy się przejść. - Wzruszam ramionami. Nie mam nic lepszego do roboty. Odstawiam kubek i drepczę za nim.

- Są ludzie, którzy twierdzą że przygarnięcie nowego psa pomaga zaleczyć ból po starcie poprzedniego. - Mówi, gdy już władamy buty i kurtki. Wzruszam znów ramionami. Nie przekonuje mnie to, nie chcę już chyba żadnych zwierząt.

- Przytulić? - Pyta i otwiera ramiona, a ja kiwam głową, choć wiem że to niemęskie i dziecinne.  Jestem dorosły i powinienem umieć temu podołać. Stoimy tak ubrani kompletnie, w jego przedpokoju.

- Chodź, zabieram cię na dobry obiad. - Mówi, odsuwając mnie od siebie powoli i uśmiecha się leciutko, sympatycznie. Trzyma mnie za rękę, gdy schodzimy po schodach, a ja nawet nie oponuję. Ciepło dłoni mnie uspokaja, czuję się potrzebny. Nie protestuję nawet, gdy całuje mnie z zaskoczenia, przy ludziach, w parku. Ma w sobie odwagę, której mnie ogromnie brakuje. Nie umiem się przy nim nie uśmiechać i chyba za to go uwielbiam. Bo nie mogę chyba powiedzieć, że go kocham... Sam nie do końca wiem co czuję, ale to jest zbyt świeże. Delektuję się smakiem jego ust, gdy mróz szczypie w policzki, a ludzie biegają, zajęci przygotowaniami do świąt. Betty była centrum mojego świata i moją jedyną rodziną. Może pora założyć nową?

Victor:

- Za dziesięć minut wszyscy mamy być w konferencyjnej. Spotkanie z prezesem. - Kate wkłada bez pytania łeb przez uchylone drzwi i recytuje. Co? Jakie spotkanie? Z kim? Odkładam komórkę i marszczę brwi. Wstaję i bez słowa drepczę za nią. Wszyscy siedzą przy okrągłym, szklanym stole. Przebiegam wzrokiem po ich twarzach. Na brzegu, naprzeciw wszystkich stoi laptop. Kate włącza telewizor wiszący na ścianie, na którym zwykle wyświetlane były prezentacje i szczery się od ucha. Podskakuję, gdy na ekranie pojawia się twarz Montgomery'ego. Jest idealnie uczesany, ma na sobie koszulę i marynarkę. Zaciskam szczęki i gapię się prosto w ekran. Na szczęście siedzę u szczytu stołu, z tej odległości w kamerze nie widać mojej miny.

PS Nie oglądaj sięWhere stories live. Discover now