37. Ciepło

2.7K 253 125
                                    

Obudziłam się, drżąc na całym ciele z zimna. Zajęło mi chwilę, żeby zebrać myśli. Dlaczego czułam się tak podle? Jakby stado słoni przebiegło mi po głowie... Ach, tak... Nigdy więcej whisky z colą, a już na pewno nie w takich ilościach i proporcjach. Na moją głowę powinna być cola z whisky, nigdy odwrotnie. Przyłożyłam palce do kaloryfera. Lodowaty. Pewnie Ludwik wieczorem zapomniał włączyć ogrzewanie, bo siedzieliśmy w salonie przy rozpalonym kominku.  Skrzywiłam się, zdając sobie sprawę, że nie tylko chłód był powodem mojego nocnego przebudzenia. Poczułam nieprzyjemny skurcz w dole brzucha, już wiedząc, że kilka najbliższych dni nie będzie należało do najprzyjemniejszych.

Poczłapałam z kocem zarzuconym na ramiona w stronę walizki w poszukiwaniu potrzebnych mi rzeczy. Zachwiałam się, kucając. Nie no... Ewidentnie byłam jeszcze pijana.  Na szczęście kochana pani Helenka pomyślała o wszystkim. Chwyciłam kosmetyczkę i ruszyłam do łazienki w nadziei, że woda w kranie będzie co najmniej letnia. Niestety, podobnie jak kaloryfery, była lodowata. Zapisałam w głowie kolejnego minusa przy imieniu Ludwik, w ekspresowym tempie obmywając ciało szczypiącym od zimna strumieniem. Tak szybko, na ile pozwoliły mi zmarznięte kończyny i bolący brzuch, a także wypite kilka godzin temu spore ilości alkoholu, wyszłam spod prysznica i ubrałam się w ciepłe dresy. Przepłukałam jeszcze usta wodą z kranu, wciąż krzywiąc się z tępego bólu wypełniającego moje podbrzusze i głowę. Oparłam rękę o krawędź umywalki, stękając z przeszywających mnie co kilka sekund bolesnych skurczy. Jęknęłam ze złości i zebrałam się w sobie, obierając za cel łóżko.

Idąc korytarzem zatrzymałam się przed drzwiami do pokoju Ludwika. Maksymilian pewnie teraz smacznie spał. Mogłam spokojnie założyć, że jemu na pewno było cieplutko, bo prawie zawsze ręce miał niczym grzejnik.

Stałam tak przez dobrych kilka chwil czując, jak moje serce przyspieszyło swój rytm. Czyżbym naprawdę wpadła na tak szalony pomysł? Nie poznawałam samej siebie. To chyba ta whisky wciąż krążąca w moich żyłach. Przestępując z nogi na nogę z powodu przenikliwego zimna ciągnącego od podłogi, postanowiłam podjąć jak najszybciej decyzję.

Może to i nie był najlepszy pomysł, ale jakoś nie przejęłam się czerwoną lampką zaświecającą się w mojej głowie, kiedy nacisnęłam klamkę i po chwili weszłam do sypialni Ludwika. Było tu o wiele cieplej, wiec natychmiast zamknęłam za sobą drzwi. Ogarnęłam wzrokiem przytulne, skąpane w nikłym świetle ludwikowej instalacji pomieszczenie. W półmroku odnalazłam wzrokiem łóżko. Z mieszaniną przerażenia i zadowolenia zlokalizowałam legowisko misia.

Chyba oszalałam. Niechybnie zwariowałam.

Hrabia niedźwiedź oddychał miarowo, leżąc na plecach z jednym ramieniem pod głową. Nie miał nawet koszulki! Jak to możliwe, że nie było mu zimno? Z ulgą zarejestrowałam wystający spod kołdry kawałek dresów. Przynajmniej na dole był ubrany.

Przełknęłam nerwowo ślinę, wciąż bijąc się z myślami. Jeszcze mogłam bezszelestnie się wycofać, a Rozdrażewski nie miałby pojęcia o moich nocnych wędrówkach w poszukiwaniu źródła ciepła. Wystarczyło tylko zrobić w tył zwrot i czmychnąć...

Raz kozie śmierć. Podeszłam do śpiącego mężczyzny i oceniłam, że spokojnie zmieszczę się na brzegu łóżka, bo było dużo szersze niż w gościnnym. Pozostało tylko zagarnąć na siebie kołdrę tak, aby śpiący królewicz się nie obudził. Z jednej strony sytuacja była przekomiczna, a z drugiej wprawiała moje serce w szalony bieg. Chyba w życiu nie zrobiłam nic bardziej szalonego.

Zastygłam w bezruchu. Nie... Lepiej albo stąd iść i zamarznąć, albo poprosić Maksa o włączenie ogrzewania, dodatkową kołdrę i jakieś środki przeciwbólowe.

— Maks... — szepnęłam.

— Mhm... — mruknął przez sen, ale się nie obudził.

— Maks, w domu jest strasznie zimno. Ludwik zapomniał włączyć ogrzewanie.

Mentor¹ - Siedem prawd -  Zakończone ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz