18. Poszlaka

3.4K 290 181
                                    

We śnie goniły mnie koszmary, jeden za drugim, nie dając spokoju. Osaczały mnie ze wszystkich stron. Biegłam korytarzem, czując za sobą obecność Mentora. I za każdym razem mnie dopadał. Za każdym  razem przyciskał mnie do ściany, a ja nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Był silny, a ja zbyt słaba. Miał przewagę, jednak po chwili puścił mnie wolno. Błądziłam pośród mgły, a wokoło pojawiały się i znikały zamazane twarze dziewczyn, które tak jak ja zostały sprzedane. Chciałam je rozpoznać, jednak mgła utrudniała mi widoczność, zapierała dech w piersiach, dusiła niczym trujący dym. Padłam bez sił na kolana, nie mogąc znaleźć drogi powrotnej do pałacu.

Otworzyłam oczy, gwałtownie nabierając powietrza. Leżałam na wznak, pod sobą czując miękkość materaca, a nad sobą widmo nadchodzącego świtu. Sunęłam wzrokiem po suficie, obserwując wyłaniające się powoli z mroku wyszukane sztukaterie, wijące się wokół żyrandola niczym żmijowisko.

Miałam dziwne przeczucie, że dziś wydarzy się coś niedobrego. Nabrałam głęboko powietrza, jednak zamiast spokoju, uzyskałam tylko kłujący ból pod żebrami.

Stres i strach.

Powtarzałam sobie, że nic złego się nie wydarzy. To tylko głupie przeczucie, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Podniosłam się z łóżka, nie czując ani trochę sennego otępienia, tak jakbym w ogóle nie spała tej nocy. Właściwie sen tylko na krótkie, przerywane chwile otulał mnie nicością, tak aby za jakiś czas ulecieć niczym spłoszony ptak, zostawiając mnie w łóżku dyszącą jak po szybkim biegu.

Wyjrzałam za okno. Szary koniec listopada. Wszędzie unosiła się mgła, która była częstym bywalcem na hrabiowskich włościach. Polubiłam ją i znienawidziłem jednocześnie. Już zawsze będzie kojarzyć mi się z tym miejscem.

Jak w transie weszłam do łazienki i stanęłam pod deszczownicą, celowo przesuwając uchwyt kranu tak, by leciała z niego zimna woda. Chciałam otrząsnąć się z koszmarów, a lodowaty strumień szybko wygonił z mojej głowy nieprzyjemne obrazy. Po chwili myślałam już tylko o tym, by jak najszybciej osuszyć pokryte gęsią skórką ciało i okryć je czymś ciepłym. Zerknęłam na poparzoną nogę. Naskórek wokół rany brzydko się łuszczył odchodząc płatami, ale nie mogłam narzekać. Minie kilka tygodni i zostanie może niewielka blizna, jasna pomarszczona plama. Nic wielkiego.

Wysuszyłam czym prędzej włosy i rozczesałam szczotką. Za każdym razem dziwiło mnie perfekcyjne wyposażenie łazienki. Miałam wszystko, czego mi było potrzeba, a nawet więcej. Większości kosmetyków nawet nie ruszyłam, a byłam w pałacu już prawie trzy tygodnie. W normalnych okolicznościach zapewne korzystałabym z luksusów do woli. W sytuacji, w której się znajdowałam, nie miałam ochoty na błahe przyjemności.

Dzisiaj miałam przejść kolejną próbę. Nauczona doświadczeniem poprzedniego wyjazdu, postanowiłam spleść włosy w warkocz, tak aby mi nie przeszkadzały w trakcie dnia. Sandra zawsze mi powtarzała, że w tej fryzurze wyglądam dziesięć lat młodziej, właściwie jak dziecko. Teraz, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze stwierdziłam, że miała trochę racji.

Wyszłam z łazienki w samym ręczniku i zerknęłam na stos przygotowanych poprzedniego dnia przez panią Helenkę ubrań. Tak jak wcześniej, wszystko było z najlepszego gatunku. W zasadzie od poprzedniego zestawu ubrania różniły się jedynie kolorami. Wciągałam na siebie po kolei każdy element stroju. Wygodną bieliznę, termoaktywną podkoszulkę i na sam wierzch kremową bluzę ze stójką z jakiegoś mięciutkiego materiału. Była tak przyjemna w dotyku, że nie mogłam się powstrzymać, by co jakiś czas nie głaskać jej dłońmi. Założyłam też grube, ocieplane rajstopy i spodnie. Najbardziej podobała mi się ostatnia część stroju. Ni to kurtka, ni płaszcz, raczej coś pomiędzy. Podobało mi się w niej wszystko, a najbardziej burgundowy kolor i miękki materiał przypominający welur.

Mentor¹ - Siedem prawd -  Zakończone ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz