25

899 31 1
                                    

Nie wiem ile czasu upłynęło od chwili kiedy wyszłam na balkon, nie wiem jak długo siedziałam i patrzyłam w przestrzeń niewidzącym wzrokiem. Mój umysł budzi się dopiero w chwili, w której moim ciałem wstrząsają lekkie dreszcze, zdążyło się ściemnić i zrobić jeszcze chłodniej. Odrętwiała podnoszę się z trudem z podłogi i łapię kilka ciężkich oddechów po czym zamykam się w domu i jak najszybciej biorę prysznic by znaleźć się już w łóżku i odpocząć.

Mam wrażenie, że moje ciało waży tonę, czuję okropny ciężar na klatce piersiowej jakby coś dociskało moje wątłe ciało do łóżka, zapadam w sen szybciej niż kiedykolwiek. Śpię jednak bardzo niespokojnie, całą noc widzę w snach czarnego Mercedesa, z którego wysiada śniady mężczyzna z wycelowaną we mnie bronią.

Budzę się z krzykiem spocona i przerażona, a przede wszystkim bardzo zmęczona, niespokojny oddech nie chce się wyrównać, a bicie serca jest tak mocne, że słyszę jego uderzenia. Pod zimnym prysznicem próbuję dojść do siebie, na bieg nie ma szans, bieżnia musi poczekać na swoją kolej, zabieram matę do jogi i wychodzę na mokry od rosy trawnik. Medytowałam tylko kilka razy w życiu, po śmierci Rafała i rodziców próbowałam tego myśląc, że medytacja pozwoli mi się uspokoić i wyciszy mój ból.

Wtedy nie pomogło, aby zacząć na nowo żyć musiałam wyprowadzić się z miejsca, które przypominało mi na każdym kroku o stracie, za to dziś już po chwili czuję jak moje mięśnie rozluźniają się nieco. Widzę pod powiekami uśmiechy moich dzieci, słyszę ich radosne śmiechy, w głowie dźwięczą mi ich wesołe głosy. Głębokie wdechy i długie wydechy normują bicie serca i uspokajają puls, rozluźniam się coraz bardziej przez co pierwszy raz od kilku dni przez moją wewnętrzną zaporę przebija się wspomnienie Aleksieja. Czuję mrowienie na opuszkach palców w momencie kiedy przypominam sobie jak gładka była jego skóra, przyjemne ciepło zalewa moją skórą na szyi na myśl o jego dotyku w tym miejscu. Mogłabym przysiąc, że właśnie przejeżdża kciukiem po mojej linii żuchwy, do nozdrzy wdziera się zapach jego skóry, a na język wstępuje smak rozkosznych pocałunków.

Pomimo zamkniętych oczu po moich policzkach płyną łzy, nie płaczę, nawet nie mam ochoty płakać, to są łzy, które mają za zadanie mnie oczyścić. Moja dusza ma się o wiele lepiej, jestem spokojniejsza, czuję się wolna bez względu na to co powiedziała mi wczoraj Sara, czuję się po prostu błogo.

-Nadia...- czuję szturchanie w ramię aż ktoś coraz mocniej szarpie moim ciałem- Nadia!

Gwałtownie otwieram oczy i podnoszę się do pozycji siedzącej tak szybko, że zderzam się z Sarą czołami i obie teraz lądujemy na ziemi.

-Boże Święty- jęczy masując czoło- myślałam, że nie żyjesz, a ty powaliłaś mnie na glebę.

-Dlaczego pomyślałaś, że nie żyję, do diabła?- warczę.

-Wczoraj przez telefon dziwnie brzmiałaś, martwiłam się więc przyszłam wcześniej żeby sprawdzić jak się czujesz i pomyśl co sobie pomyślałam jak zobaczyłam cię tutaj leżącą i w dodatku nie reagowałaś- piszczy zdenerwowana.

-Medytowałam i musiałam zasnąć.

-Medytowałaś? Boże... biegasz, ćwiczysz i medytujesz, ty nie jesteś normalna- podnosi się i pomaga mi wstać- wszytko dobrze?

-Tak, na serio.

-Okej, to super. Co jemy na śniadanie?- wymija mnie i wchodzi do mojej kuchni jak do siebie i grzebie po lodówce jak u siebie.

-Smacznego, ja idę pod prysznic i muszę się zbierać.

***

Ubrana klasycznie jak zawsze na czarno w szorty z wysokim stanem, top na cienkich ramiączkach i długą marynarkę schodzę z walizką do recepcji by pożegnać się z Sarą i dać jej klucze do domu, bo kochana zgodziła się podlewać moje roślinki. Gdy tylko przekraczam próg uderza w mnie dziwnie znajomy zapach ale nie jestem w stanie przypomnieć sobie skąd go znam. Jednak wystarczy, ze podniosę wzrok na mężczyznę rozmawiającego z moją przyjaciółką, a natychmiast zamieram w pół kroku przez co najeżdżam sobie kółkami walizki na stopę.

Zbłąkane dusze [18+] ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz