7. Pijacka ferajna.

317 9 1
                                    

Ellie's pov:

Od ponad godziny siedzę z mamą Mike'a i piję herbatę. Zaproponowała mi to od razu po moim przyjściu. Byłam umówiona z chłopakiem, że po 10 będę już u niego, a książe dalej śpi i nawet nie myśli o pobudce.

Wczoraj wróciłam do domu, to było jakoś przed północą. Przebrałam się momentalnie w piżamę i zmyłam na szybko makijaż, żeby już leżeć w łóżku, o którym tak bardzo marzyłam. Rano udało mi się wstać bez budzika po 8, umyłam się i nawet nie zjadłam śniadania, a kiedy pani Harrison się o tym dowiedziała, zrobiła mi naleśniki z bitą śmietaną i malinami. Jej się nie da nie kochać.

Kobieta jak zwykle wyglądało olśniewająco. Idealnie dopasowany, popielaty garnitur i połyskujące, czarne szpilki. Włosy upięte w wysokiego koka i delikatny makijaż. Aż wstyd siedzieć obok niej w szarym komplecie dresów.

– Czy Michael zawsze cię tak traktuje? – zapytała, chwytając mnie za nadgarstek.

– Pani Harris..

– Jennifer, proszę zapamiętaj – przerwała mi, zwracając uwagę. – Możesz nawet mówić mamo – dodała delikatniej, patrząc na mnie uważnie, abym dobrze to odebrała.

– Dobrze, postaram się, ale mi tak głupio – machnęła na to ręką, pokazując, że nie chcę słuchać mojego wywodu po raz setny odkąd się znamy. – Mogłam do niego wcześniej zadzwonić, nie spodziewałam się, że będzie jeszcze spać, bo wiem, że wrócił z kina jakoś po 22.

– Tak, tak, bo tak było – zapewniła. – Ale Oscar go jeszcze wyciągnął do swojego gabinetu, aby mu pomógł. Siedzieli do późna nad papierami.

– Tym bardziej mogłam zadzwonić, albo napisać.

– Przynajmniej miałyśmy okazję dłużej porozmawiać – odwzajemniłam jej uśmiech. – Niestety będę musiała się zbierać, zobaczyć jak mój mąż sobie radzi, bo jeszcze się okaże, że nie zdążymy na samolot.

Rodzice chłopaka lecą na małe wakacje do Dubaju. Mają ani jednego dnia nie przepracować, ale szczerze wątpię. To są cholerni pracocholicy. Jak najbardziej im się należy trochę odpoczynku. Z tego względu, że Mike będzie miał dom tylko dla siebie, zaprosił wszystkich na dziś wieczór. Już to widzę. Alkohol, alkohol i jeszcze raz alkohol.

– Jasne, rozumiem, bardzo miło się rozmawiało – oznajmiłam życzliwie i wstałam, zabierając nasze kubki do zlewu.

– Idź go obudzić, bo ile możesz – zaśmiałam się. – To on za tobą powinien czekać.

– Już tyle razy musiał, że dzisiaj role się mogły pozmieniać.

– Miej oko na tą cholerę, bo różne głupoty, już mu przychodziły do głowy – wstała, biorąc do ręki laptop, który leżał cały czas obok niej.

– Oczywiście, będę informować na bieżąco, jak sobie radzi – zakomunikował, za co obdarzyła mnie pięknym uśmiechem.

Pierwsza głupota nadejdzie za parę godzin, kiedy zjadą się tu wszyscy. Ten wieczór nie może się dobrze skończyć, skoro wiadomo, że wszyscy się nakręcili na ostre picie do upadłego.

Co tu może pójść nie tak.

Zastanówmy się.

Podreptałam po schodach i weszłam do pokoju chłopaka. Pierwsze co, to odsłoniłam żaluzję i otworzyłam okno, bo większej duchoty dawno nie czułam. Położyłam się obok chłopaka i zaczęłam zasypywać go całusami, kończąc na ustach.

Poruszył się, wzdychając i pomału otwierając oczy. Zaspany spojrzał na mnie i leniwie się uśmiechnął. Przeczesałam jego włosy, które były w totalnym nieładzie i złączyłam nasze usta w długim, powolnym pocałunku. Chłopak chwycił mnie za biodra i posadził na swoich kolanach, podnosząc się do siadu.

Case Or DestinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz