13. BLAISE

131 18 71
                                    

Na dźwięk płaczu Sigismunda, niemalże wbiegam po cztery schody. Federica poszła się przebrać, bo za pięć minut mamy jechać do szpitala, a ja wpadam do pokoju syna i sprawdzam, co się dzieje.

Jestem kłębkiem nerwów...

— Co mu jest ? — pytam z panicznym strachem w głosie panią Aileen, która tuli go do siebie i kołysze, żeby przestał płakać.

— Skakał po łóżku i się uderzył. Wcale mnie nie słucha — mówi z pretensją w głosie, a ja tylko spoglądam na Sigusia, który zalewa się łzami.

Na te słowa mimo wszystko oddycham z ulgą, bo już kompletnie spanikowałem. Codziennie budzę się ze ściśniętym żołądkiem, oblany potem. Ten stres mnie wykończy.

On dobrze wie, co myślę o takim zachowaniu. Często wykorzystuje swoje maślane oczy, żeby to i tamto ugrać. Z Grace rzadko kiedy mu cokolwiek uchodzi na sucho, ale za to z panią Aileen, hulaj dusza, taty nie ma. Owinął ją sobie wokół palca. Ona dla Sigi przebrała się nawet za Batmana i ganiała z nim po korytarzu. Mimowolnie uśmiecham się, gdy przed oczami staje mi ubrana w narzutę i jak grubym udawanym głosem woła za moim synkiem. Obłęd jakiś.

— Chodź do tatusia. — Biorę go na ręce i mocno tulę do siebie, głaszcząc jego plecki. Ten łka cichutko, aż krztusi się katarem. — Gdzie to się uderzyłeś, mistrzu?

— Tu. — Pokazuje lewe przedramię, a łzy wielkie jak grochy spływają mu po policzkach. Całuję go w miejsce uderzenia i obiecuję, że już nie będzie bolało.

— A pani Aileen prosiła, żebyś nie skakał? — Jestem ciekawy czy powie prawdę, ponieważ ostatnio trochę koloryzuje. Wszyscy są winni, tylko nie on. To chyba taki etap albo przynajmniej mam taką nadzieję.

— Chyba. — Patrzy na mnie spod zmarszczonych brwi. Teraz wygląda jak jakiś mały chochlik.

— Chyba? No ludzie złoci, ja cię Sigi tyle razy ostrzegałam, żebyś nie skakał po łóżku, bo się uderzysz. I uderzył się. Blaise, on w ogóle mnie nie słucha. Gdy tylko Grace poszła, ten szaleje. — Do rozmowy wtrąca się moja sąsiadka.

— Tak, prosiła. — No i masz, znowu robi te wielkie maślane oczy. Cała mamusia. I jak ja mam się na niego gniewać? Widzę, że pani Aileen też mięknie, bo tym wielkim, niebieskim oczom nie można nie ulec.

On tak bardzo przypomina mi Lydię, moją żonę...

— To dlaczego skakałeś, co? — Staram się doprowadzić tę rozmowę do końca.

Sigi opuszcza wzrok i bawi się moim futrzanym kołnierzem z kurtki, po czym daje mi pstryczek w nos i chichocząc, dodaje:

— Trenowałem. — Specjalnie zmienił głos na gruby, aż parskam śmiechem.

No i taki ze mnie srogi ojciec...

On nawet nie widział swojej mamy, a robi dokładnie to, co ona i jeszcze ten pstryczek. No cała mama. Ona robiła podobnie, na przykład podczas wymiany zdań, kiedy już nie mogła znaleźć argumentu, podchodziła i dawała mi pstryczek w nos, po czym się tuliła, żeby zażegnać konflikt. Kompletnie brakuje mi słów na tego małego łobuziaka. Przed momentem darł się wniebogłosy, a teraz rechocze ze śmiechu.

— Siguś, a wiesz, że mogłeś wybić sobie ząbki? I co wtedy? — Staram się brzmieć poważnie, ale mały skutecznie mi to utrudnia, swoim piekielnym "huehuehue". — Jeżeli ktoś cię o coś prosi, to słuchaj, rozumiesz? — Mały kiwa głową, aczkolwiek nie potrafię powiedzieć czy rozumie to, co do niego mówię. — Bardzo mi się to nie podoba, że pani Aileen musiała się denerwować. Innym razem już tutaj do nas nie przyjdzie i co wtedy? Kto ci naleśniczków usmaży? Poczyta bajki? Pomasuje plecki?

W daleką podróżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz