32. FEDERICA

112 19 56
                                    

Rano budzę się z potwornym bólem głowy i chociaż od lat dobrze wiem, jak kończą się zakrapiane wieczory, to kolejny raz jestem wielce zdziwiona tym faktem.

Pomroczność jasna...

Odruchowo przejeżdżam ręką po posłaniu, poszukując telefonu. Chcę sprawdzić, która jest godzina, bo słońce wrednie wdziera się do pokoju i świeci mi prosto w oczy, więc tylko przypuszczam, że dochodzi już południe.

Wzdycham żałośnie, gdy przypominam sobie, że zostawiłam go przecież w salonie. Za namową mojej szurniętej przyjaciółki, nagrywałyśmy jakieś głupie filmiki z filtrami i śmiałyśmy się jak nienormalne, oglądając efekt finalny.

Stare, a głupie.

- Możesz to robić ciszej? - pyta mnie ochrypniętym głosem Helen, a ja spoglądam na rozczochraną blond czuprynę i to z lekkim zdumieniem.

- Niby co?

- Oddychać? - odpowiada dość nieprzyjemnie.

Mimowolnie wywracam oczami i prycham, przypominając sobie ten mój głupi pomysł, żeby otworzyć whisky, które zalegało w moim barku chyba jeszcze od świąt Bożego Narodzenia. Helen oczywiście z entuzjazmem przyjęła propozycję degustacji trunku z piekła rodem i tak oto, nawalone jak kobyły, wylądowałyśmy razem w łóżku.

- Dochodzi już południe... - Ziewam i próbuję podciągnąć się na łokciach do siadu, ale uniesienie głowy, graniczy z cudem.

Człowiek jest jednak głupią istotą. Błędy, przynajmniej mnie i to w żadnym z przypadków, niczego nie uczą.

- I co w związku z tym? Jest przecież sobota...

- A no tak... Napiłabym się wody, ale nie chce mi się wstać.

- Też bym się napiła... - Przeciąga się i odwraca na drugi bok. Lena spogląda na mnie spod przymrużonych powiek. - To co, pójdziesz? Młodsza jesteś.

Manipulantką to ona jest świetną.

- O siedemnaście dni. - Przeciągam ciało i czuję jak mój język niemalże przykleił mi się już do podniebienia.

Sahara w porównaniu z suszą w mojej gębie to oaza. Serio.

- Ale to zawsze jakaś różnica, Ri. Idź, błagam, zrobię później gofry. - Trzepocze rzęsami i cmoka mnie w policzek.

Owinięta w kołdrę, wlokąc za sobą nogi, idę do tej cholernej kuchni. Co jak co, ale gofry spod ręki mojej przyjaciółki, to anielska chmurka dla podniebienia, więc tym mnie kupiła.

Przechodzę przez hol niczym mumia. Dzienne światło, wdziera się do kuchni i drażni moje oczy, a dźwięk który wydaje lodówka, zazwyczaj słyszalny tylko przez delfiny i nietoperze, dzisiaj wierci mi szkło w mózgu.

Sama już nie wiem co jest gorsze - złamane serce czy kac morderca.

Zabieram dwie butelki wody z lodówki i opakowanie aspiryny, bo coś mi się wydaje, że bez tego dzisiaj ani rusz.

Gdy wracam do sypialni, Helen siedzi owinięta w kokon z kołdry i patrzy na mnie z miną szczeniaczka ze schroniska i posyła mi całusa w powietrzu.

- Jesteś kochaną zołzą, wiesz?

- Wiem, wiem. Z bitą śmietaną i owocami poproszę. - Uśmiecham się i z powrotem ląduję w miękkiej kołderce.

Resztę soboty spędzamy w łóżku, oglądając na laptopie Netflixowe farmazony. Raczej nie jestem fanką seriali, ale chwila odmóżdżenia też się przyda - przynajmniej nie zastanawiam się, co by było gdyby...

W daleką podróżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz