35. BLAISE

93 16 23
                                    

Kto zaopiekuje się Sigusiem?
Zostawiłem tyle niedokończonych spraw....
Czy to już?
Czy to teraz?
Czyli tak ma wyglądać mój kres?
Nawet się nie pożegnałem...

Czuję, jakbym spadał w bezdenną otchłań. Uczucie braku tchu, przerażenia, miesza się z nieodgadnioną ciekawością.

Pod powiekami migają mi przeróżne obrazy z życia.

Z dzieciństwa.

Z wczesnej młodości.

Z wczoraj.

Z dzisiaj.

Niestety są tak chaotyczne, że gubię wątek, aczkolwiek wszystko doskonale pamiętam...

O niektórych, z całych sił, pragnąłem zapomnieć...

Strach.
Panika.
A po chwili...
Ulga.

I tak w kółko.

Gdzie jestem?

***

Słysząc grzebanie w zamku, szybko wylogowuję się z jej poczty. Czuję się jak w jakimś jebanym filmie akcji, a raczej w taniej podróbie.

W nerwach tylko sklapuję laptopa i robię zdjęcie dokumentów, po czym chowam je w popłochu do szuflady biurka.

Kurwa mać, jaki niefart...

Gdy już prawie jedną nogą jestem na parapecie okna, ktoś z impetem wchodzi do pokoju.

Niech to szlag! Zawróciła...

- Blaise? - Obrzuca mnie pytającym spojrzeniem i lodowaty wzrok kieruje na biurko, z którego szuflady wystają wciśnięte dokumenty. - Grzebałeś w moich rzeczach? - Jest wkurzona. Ba, gdyby mogła, to wydrapie mi oczy i to bez mrugnięcia.

- Nie dałaś mi wyboru! - rzucam wściekle, napędzany adrenaliną, ale po chwili karcę się w myślach, wiedząc w jakim ona jest stanie.

Ochłoń, stary. Tylko nie rób głupstw.

- Włamałeś się do mojego domu!? Grzebałeś w moich osobistych rzeczach!? - Bierze głęboki oddech i przymyka oczy. Chyba pojęła, że już wiem, bo przecież wiem. Potrzebowałem tylko potwierdzenia moich przypuszczeń. - Jak mogłeś Blaise? - Jej piękne niebieskie oczy zachodzą mgłą, a ja nawet przez moment naprawdę czuję wyrzuty sumienia, gdy tak na mnie patrzy. Szybko jednak pozbywam się chociażby cienia wątpliwości - mam prawo wiedzieć. - Wezwać policję? - Podchodzi do biurka i wyciąga dokumenty, które byle jak wrzuciłem do szuflady.

Mój błąd.

Wypuszczam przeciągle powietrze i mam niepohamowaną ochotę, żeby jej wszystko powiedzieć. Wszystko jak leci. Bez udawania, ukrywania. Po prostu się oczyścić. Wreszcie odetchnąć z ulgą, że już nikt wobec mnie nie będzie używał szantażu. Marzę o tym, żeby uwolnić się od tych cholernych tajemnic. Tajemnic, które z każdą minutą zatruwają mi życie. Tajemnic, które z każdym cholernym dniem, rozrastają się jak trujący bluszcz, jak chwast. Tajemnic, które ciasno, swoimi witkami zakłamania, oplatają mój umysł i zatruwają go złudzeniami, że jakoś to będzie...

To wszystko jest naprawdę bardzo popieprzone i z pewnością prawda pogrążyłaby mnie jeszcze bardziej niż kłamstwo. Kolejny raz strach bierze nade mną górę i nic nie mówię.

Nic, co mogłoby mnie uwolnić i pogrzebać zarazem.

- Starczy, że zawołasz brata! - rzucam wściekle, wyżywając się na niej, choć dobrze wiem, że nie powinienem.

Jestem tchórzem!
Cholernym egoistą.

Niestety nerwy nie są dobrym doradcą, a moim, to już na pewno. Mimo wszystko, wybucham, za co momentalnie jest mi wstyd.

- Wiesz co? Daj mi spokój i nie mieszaj w to Archibalda, okej?

- A co, boisz się, że sprzeda newsa twoim starym? No tak, jakby to wyglądało, prawda? - Nawet nie chcę, a ociekam furią, która parzy mnie w sumienie - przecież kocham tę dziewczynę, bez względu na wszystko.

- Możesz ciszej? - Gwałtownie zrywa się z miejsca i zamyka drzwi.

Opiera się o nie plecami i nerwowo oddycha, widzę, że walczy z myślami. Teraz mogę przyjrzeć się jej dokładniej. Jak zwykle jest piękna.

Wróciła tydzień temu, ale nawet się do mnie nie odezwała. Nic. Gdybym nie spotkał jej przypadkiem w hipermarkecie, pewnie dalej unikałaby mnie w nieskończoność.

Nie mam pojęcia czy powinna już wyglądać nieco inaczej, być może dobrze się kamufluje przed rodzicami, aczkolwiek...

Lydia? Jesteśmy jeszcze razem? To wszystko jest dla mnie cholernie dołujące. Wyjechałaś i nic mi nie powiedziałaś... Tak się nie robi!

- Jak widać, nie tylko ty masz swoje cholerne tajemnice! - Jej złość jest czymś nowym dla mnie. Nigdy nie przekraczaliśmy tej granicy, aż do teraz właśnie.

- Lydia, jesteś pełnoletnia, kochamy się...

- I co? Myślisz, że to przekona moich rodziców? Nie! Ja nie mam nic do gadania! - Rozkleja się i siada na krześle.

Po chwili dociera do mnie, że może zrobiła coś nieodwracalnego. Coś, co złamie mi serce. I coś, czego mimo wielkiej miłości, którą ją darzę, nie będę w stanie jej wybaczyć.

- To co w takim razie zamierzasz? - Długa cisza wprawia w ruch moje nadszarpnięte już nerwy. Podchodzę do niej i upadam przed nią na kolana. Lydia cicho łka, zakrywając twarz dłońmi. - Usuniesz ciążę? - pytam przerażony, snując w głowie chore domysły. - Albo już to zrobiłaś?

Na te słowa gwałtownie podnosi wzrok i odpycha mnie od siebie. Nigdy wcześniej nie widziałem w niej tyle złości i żalu jednocześnie.

To aż bolesne.

- Naprawdę tak pomyślałeś? Za kogo ty mnie masz, Blaise?!

- Przepraszam... Po prostu...

- Po prostu się wynoś!

___________
Migawki z przeszłości...
Dajcie znać czy rozbudziałam Waszą ciekawość. Liczę na aktywność.

Buziaki! 😘💞

W daleką podróżWhere stories live. Discover now