#kth

778 23 2
                                    

Wszystko zaczęło się od Taehyunga. Był moim najlepszym przyjacielem, więc poświęcał mi już wtedy więcej uwagi niż hyungom czy maknae. Skłamałbym, gdybym powiedział, że to właśnie w nim nie zakochałem się w jako pierwszym z Bangtanów. Szczerze, kochałem go bardziej niż siebie samego. Był wszystkim, co miałem i kiedykolwiek chciałem mieć. Wtedy jeszcze nie wybiegałem tak daleko w przyszłość, bo nie miałem powodu. W końcu Taehyung w tamtym momencie był tuż obok mnie, pielęgnując swoje uczucia do swojego najbliższego przyjaciela, jakim oczywiście byłem ja.

Obawiam się, że teraz, kilka lat później, w głębi siebie, ale gdzieś naprawdę głęboko w duszy ukrywa poczucie, że towarzystwo najmłodszego z zespołu lub nawet Yoongiego bardziej przypada mu do gustu niż te moje.

Ale nie o tym. Dużo przebywaliśmy sami w moim lub Kima pokoju. Rozmawialiśmy o wszystkim. Naprawdę znaliśmy się na wylot. Śmię myśleć, że nawet moja własna matka nie zna mnie tak dobrze jak on.

Przed Tae w zasadzie nie byłem w żadnym, poważnym związku. Było to bardziej bezmyślne, licealne zauroczenie, z którego niewiadomo z jakich przyczyn powstał niestały związek, który w sumie rozpadł się tak szybko jak miał miejsce.

Z tego powodu te uczucia do Kima były trochę bardziej niepewne i nieśmiałe, co z drugiej strony dodało nam nieco uroku.

Linia dzieląca przyjaźń a miłość była bardzo cienka — zwłaszcza, gdy byliśmy dosłownie bratnimi duszami. Serio, robiliśmy prawie wszystko wspólnie. Tylko łazienkę zostawialiśmy sobie na sprawy samodzielne.

Taehyung skradał mi pocałunki — może i na moje i moich przyszłych związków szczęście — nieśmiało i w tajemnicy. Później jednak, pomimo tego, że zapragnąłem, aby nasza relacja została w niewiedzy, dzielił się nimi ze mną, kiedy i gdzie chce. No dobra, ograniczał się do czasu, gdy byliśmy dormie lub po prostu nie widział nas nikt oprócz reszty członków. I w zasadzie odpowiadało mi to.

Bardzo je sobie ceniłem. Każdy z nich — w policzek, czoło, głowę, nos, uszy. A gdy już byliśmy sami, to również te czułe w usta.

Na początku, gdy oprócz Taehyunga byli już Yoongi i Namjoon, myślałem, że zejdę ze stresu, gdy ten dał mi buziaka w czoło, kiedy wychodziłem w zimę na personalną sesję zdjęciową.

Na szczęście, nie tylko ja wiem, że Kim jest jeszcze bardziej troskliwy niż babcia o swoje wnuki, gdy nie zjedzą rosołu do końca. To zawsze załatwiało sprawę, a gdy (najczęściej) Hoseok lub Jungkook domagali się wyjaśnień, broniłem sie tym, że jest moim najlepszym przyjacielem, a takowi nie mają barier, aby cmoknąć tego drugiego w nos, czy czoło.

Tak czy inaczej, Taehyung na początku wstydził się okazać mocniejsze emocje — nie tak bardzo jak Jungkook, ale jednak. Właściwie, gdy tak opierał się jak dziecko od zjedzenia brokuła to wyglądał całkiem uroczo z tymi ogromnymi rumieńcami na pół twarzy.

Gdy wprawdzie jakieś emocje rozpoczęły się tlić — zaczęliśmy częściej się przytulać i spać razem, tłumacząc się ciemnością, panującą na korytarzu czy chłodem owiewającym, gdy tylko wyjdzie się z pod ciepłej kołdry.

Pewnego dnia, gdy właśnie leżeliśmy w łóżku Taehyunga w celu oddania się ramionom Morfeusza, Kim objął czulej moją talię i niemal nieodczuwalnie musnął moje usta tymi swoimi.

I szczerze, to było tak delikatne, że w pierwszym momencie uwierzyłem, że to tylko mój sen.

Gdy otworzyłem szerzej oczy, ujrzałem te taehyungowe, leniwo wpatrujące się raz we mnie, raz w moje usta.

I już wiedziałem, że mój mózg nie insynuował żadnych marzeń sennych, a ten nieziemski Kim Taehyung naprawdę przekraczał już dawno moją sferę komfortu. Jednak w jego przypadku właściwie nie przeszkadzało mi to ani odrobinę.

Byłem od niego trochę bardziej pewny i śmiały w uczuciach, którymi go darzyłem, więc przysunąłem się trochę i zainicjowałem senny pocałunek.

Usta Tae tak czule troszczyły się o te moje i zamykały je w swoich objęciach, gdy ja nieśpiesznie napawałem się ich malinowym smakiem.

Od tego momentu oboje polubiliśmy tę czułostkę i częściej oddawaliśmy się jej, gdy przyszło nam być samym w pokoju. Albo nawet gdziekolwiek — naprawdę wystarczała nam pełna prywatność nawet poza dormem, a już trzymaliśmy się w swoich objęciach. Wzajemna bliskość była dla nas czymś najczulszym, kochaliśmy trzymać się za ręce, przytulać, nieśmiało całować, co skutkowało tym, że każdą noc spędzaliśmy razem, a ja wspominam te czasy, jako te, w których mój nos spoczywał w zagłębieniu szyi Tae najwięcej razy.

Szczerze, nasza początkowa relacja nie była do końca określona. Całowaliśmy się bezwstydliwie i robiliśmy to, co każda zakochana para, ale żaden z nas nie wymówił słów „kocham cię".

I naprawdę swojego czasu zacząłem się denerwować tym, że Taehyung wcale nie chce być ze mną w związku, ale — dzięki Bogu — nastał ten dzień, jakim były jego urodziny.

Tego właśnie klimatycznego dnia, a bardziej pod jego koniec, zdecydowałem, że chce go na własność. I to tak na poważnie.

Mój ukochany zmierzał właśnie do swojego pokoju, w którym, rzecz jasna, na niego czekałem. Cały w pocie siedziałem na jego łóżku i wdychając perfumy Kima, unoszące się w powietrzu, głowiłem się jak najlepiej mu to powiedzieć.

Wiedziałem, że cokolwiek bym nie wypaplał, to Tae i tak będzie skłonny być ze mną w oficjalnym związku, ale chciałem to zrobić bardziej szałowo. No, z efektem wow. Na takie show właśnie zasługiwał brunet, więc musiałem coś wymyślić. I to szybko. A poza tym, gdybym ot tak powiedział mu te dwa słowa, kompletnie nie byłoby to w moim stylu.

I to był najgłupszy pomysł na jaki kiedykolwiek wpadłem.

Zadecydowałem, że mu to zaśpiewam. Najgorsze jest to, że w tamtym momencie byłem tego stuprocentowo pewny. Czysta komedia — szczerze, jakby ktoś mi odstawił taką szopkę, mówiłbym wszystkim, że spotykałem się z tą osobą tylko dlatego, że umiała dobrze gotować.

Tak czy inaczej, gdy Taehyung wszedł do swojego pokoju i zastał tam mnie, zaczynającego śpiewać swoje wyznanie, napisane na kolanie kilkanaście minut wcześniej, miał na buzi tylko i wyłącznie szok.

A jako jego wierny przyjaciel, byłem pewny, że nie była to ani radość ani obrzydzenie moją osobą, więc byłem bardziej niespokojny niż gdy Namjoon zbił ulubiony talerz Yoongiego. A szczerze wam powiem, że wtedy musiałem uspokajać Namjoona i Yoongiego w tym samym czasie, co do najprostszych czynności nie należało.

Finalnie, jednak wszystko wyszło na dobre i tak, jak sobie to wyobrażałem.

Gdy skończyłem wyśpiewywać ostatnie zwrotki moich wypocin, Taehyung uśmiechał się od ucha do ucha. Jego uroczy, kwadratowy grymas roztapia mi serce do dzisiaj.

Gdy na końcu dodałem ciche „kocham cię, Taehyungie", a był to finał mojego przedstawienia, Kim zamknął mnie w swoich ramionach. Chwilę później poczułem jego usta na tych swoich, co sprawiło, że wszystko ze mnie zeszło. Cały stres, zdenerwowanie i niewytłumaczony niepokój przed odrzuceniem.

Tego wieczora byłem naprawdę szczęśliwy, leżąc z Taehyungiem pod tą samą kołdrą. I pomimo tego, że wyznanie mu moich uczuć było dla mnie tak żenujacym aspektem naszego związku, to on uważał go za przeuroczy i jak on to nazywał: jiminowy.

Nie wiem, do końca co miał na myśli (swoją drogą, zrozumieć Taehyunga to trudna sztuka), ale jeśli chodziło mu o to, że było to w moim stylu, to osobiście współczuje reszcie członków i obiecuję poprawę.

just one day ✧ jimin x allWhere stories live. Discover now