1

19 1 0
                                    


"Nie zamierzałem zabijać.

W podstawówce nie opowiadałem, że chcę zostać mordercą. Marzyłem o posadzie lekarza, w pierwszej klasie liceum farmaceuty, w drugiej zaciągnąłem się do wojska. Wstąpiłem do żandarmerii wojskowej, zapisałem się na pierwszą misję, zrobiłem kurs lotnika. Od tamtej pory uczyłem się od najlepszych pilotować samoloty.

Po dziesięciu latach byłem najlepszy.

Czy już wtedy wiedziałem, że zostanę seryjnym mordercą? Czy tego chciałem? Chyba nie. Nawet nie pamiętam, kiedy puściły mi nerwy i z wzoru do naśladowania stałem się kryminalistą. Gdyby nie wojsko, to pewnie dawno by mnie złapano.

Ale nikt nie oskarży zasłużonego żołnierza lotnictwa bez mocnych dowodów.

Nazywam się Karol Felsen, a to moje wspomnienia spisane kilka dni przed śmiercią."


Szady pozwolił przypiąć się pasami, trzymając za gumowe liny. W tłumie odnalazł Darię i posłał jej uśmiech. Ta dziewczyna budziła w nim instynkty, które przez całe życie trzymał na smyczy.

- Ile waży? – usłyszał pytanie obsługi wyrzutni. Odpowiedź zagłuszył mu przyspieszony oddech i bicie serca. Co mu odwaliło? – Dajemy wszystkie liny?

- Dajcie wszystkie – odezwała się Daria.

Skinął głową, niezbyt wiedząc na co się zgadza. Dwanaście lin. Podniósł głowę i przypomniał sobie, że wyrzutnia mierzyła trzydzieści metrów. Przełknął ciężko ślinę, po plecach spływał mu zimny pot. Dlaczego się na to zgodził?

Podszedł do niego mężczyzna z czerwoną czapką, sprawdził zaczepy i liny. Kilkukrotnie szarpnął pasy.

- Jest pan gotowy? – Uśmiechnął się. – Zwrotów nie przyjmujemy.

- To niech ta kasa się nie zmarnuje.

- Proszę zamknąć usta, żeby nie przygryźć sobie języka. I trzymać się lin, dobra?

Mężczyzna w czerwonej czapce odskoczył, w tym samym momencie rozniósł się głośny klik. Przecież nie był gotowy! Lina przytrzymująca go przy ziemi puściła i odpowiedź Szadego ugrzęzła mu w gardle. Czuł, jak przyciąganie ziemskie wygina nim w tył, jak gniecie mu wnętrzności, jak powietrze zamiera w płucach. Nie wiedział, czy krzyczał. Prędkość z jaką wbił się na wysokość ponad trzydziestu metrów była oszałamiająca, albo z szoku stracił poczucie czasu.

Najlepsze uczucie pojawiło się, gdy wzbił się ponad liny. Miał wrażenie, że nic go nie trzyma. Że lewituje i grawitacja go nie dotyczy. Wszyscy na ziemi byli tacy mali. Widział zatokę, morze sięgające za Półwysep Helski. Po jego lewej stronie zabudowania w Pucku. Dostrzegł zarys Żelistrzewa, Mrzezina, Redy. Uśmiechnął się i zrobił przewrót w przód. Kilkukrotnie obrócił się wokół własnej osi, zanim zaczął spadać. Już się nie bał.

Gumy się naciągnęły i ponownie podbiły Szadego. Tym razem na ziemi rozległy się krzyki, długie i przeraźliwe krzyki spanikowanego tłumu. Szady zdołał odwrócić głowę i zobaczył lecący helikopter z obracającymi się śmigłami skierowanymi wprost na niego.

Nie mógł nic zrobić, bo ciało unosiło się w nieważkości nad ziemią. Machał nogami i starał się sobie jakoś pomóc. Byleby spaść niżej.

Helikopter zbliżył się do Szadego na tyle, że poczuł na twarzy silny podmuch wiatru z wirniku. Dźwięk ryczącego silnika, szumu śmigieł i piszczących kontrolek sprawił, że przez jego ciało przebiegł paraliżujący dreszcz.

Bezwładnie przechylił się i wykonał przewrót w przód.

Miał wrażenie, że śmigło obcięło mu nogi.

Zaraz zginie.

Mimo tego spadał, nie czując bólu. Obrócił się na tyle na ile zdołał. Wtedy ujrzał helikopter. Przeleciał między metalowymi rurami wyrzutni, skosił korony drzew w parku, nieco podbił w górę i zniknął z pola widzenia.

Tylko na moment. Kiedy liny wyrzuciły Szadego po raz trzeci w powietrze zauważył, jak wojskowa maszyna rozbija się na tafli wody i bardzo powoli zatapia się w zielonej od glonów zatoce.

Helikopter w zatoceOnde histórias criam vida. Descubra agora