4

5 1 0
                                    


Z drugą ofiarą było trudniej. Męczyła mnie każdej nocy, nie mogłem przez nią spać, a kiedy już zasypiałem miewałem koszmary. Budziłem się zlany potem, roztrzęsiony, spragniony. Wlewałem w siebie szklankę wody, leżałem, wstawałem po następną. Od tamtej pory nie zasypiam przy zgaszonym świetle. Nie mogę. Jestem przekonany, że przez mrok w sypialni to mnie pochłonie. Bo ona tam czekała.

Miała zaledwie siedem lat. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Dlaczego ją zabiłem? Może przypomniały mi się dzieciaki z Syrii biegające z kałachem w ręce? A może przypominała mi dziewczynkę, która wbiegła z płaczem do wojskowego obozu i go wysadziła? Chyba się przeraziłem. Podeszła do mnie za blisko. Patrzyła na mnie zapłakanymi niebieskimi oczyma. Patrzyła tak i płakała. Prosiła, abym pomógł jej znaleźć rodziców, bo się zgubiła. Jakim cudem można zgubić dziecko? Na plaży! W takim małym mieście, a raczej wiosce. Spędzałem wtedy weekend w Osłoninie. Turystów nie było jeszcze wielu.

Dziewczynka pociągnęła mnie za rękaw. Wtedy coś we mnie wstąpiło, może spragniony demon śmierci, a może wróciła do mnie wojna. Uderzyłem ją w twarz. Mocno. Obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i upadła na ziemię. Zaczęła wyć jeszcze głośniej, więc zacząłem ją kopać. Wpadłem w taki szał, że nie zwracałem uwagi gdzie bije. Po niedługiej chwili zamilkła, a ja słyszałem jak kości pękają wraz z kolejnymi uderzeniami. Trafiłem ją w głowę, dźwięk trzaskającej czaszki zakuł mnie w uszy. Dzieci o wiele łatwiej złamać. O wiele łatwiej zabić. O wiele łatwiej pozbyć się ich ciał.

Przekopałem ślady krwi, zarzuciłem ją sobie na ramię i zniknąłem w pobliskim lesie. Przeszedłem polami i nieuczęszczanymi drogami, aż do rezerwatu Beka. Uważałem, aby nikt mnie nie zobaczył. Ciało zakopałem na torfowisku blisko bagien. Kiedy wróciłem po mój samochód rodzice biegali po okolicy spanikowani. Najgłośniejsza i najbardziej zdesperowana z nich wszystkich była matka. Płakała. Wrzeszczała. Łapała się za głowę. Wyrywała sobie włosy. Zahaczała opalających się ludzi i tych, którzy kąpali się w zatoce.

Zahaczyła i mnie. Odpowiedziałem ze współczuciem: „Przepraszam, ale nie widziałem pani córki".

I spokojnie odjechałem po ciało jej córeczki, by przetransportować ją w bezpieczne miejsce. Na mój cmentarz. Musiałem być pewien, że nikt go nie znajdzie, a niestety podmokłe tereny miały to do siebie, że tajemnice szybko wypływały, więc nie mogłem długo czekać. Zbyt wiele śladów mojej winy spoczywało na ciele tej niewinnej istoty.

Nie wierzyłem, że to się udało.

Po wszystkim wypiłem kilka piw. Wtedy zobaczyłem ją pierwszy raz. Przeprosiłem ją, wytłumaczyłem, że nie wiem co we mnie wstąpiło. Mówiłem do niej przez dobrą godzinę, ale na niej nie robiło to wrażenia. Czekała by udusić mnie we śnie, więc jej tego nie ułatwiałem.

Spałem przy zapalonym świetle i skrzyżowanymi nogi. Tak uczyła mnie babcia. Znak krzyża odpędzał złe dusze. Zastanawiałem się tylko, dlaczego poświęcony krzyżyk na mojej szyi nie poskromił demona, który mieszkał w moim ciele?



Szady zapalił papierosa na balkonie. Po przeczytaniu fragmentu o dziewczynce musiał złamać swoje postanowienie o rzuceniu palenia. Pamiętał tę sprawę, wydarzyła się trzy lata temu. Był jednym z policjantów, którzy szukali tego dziecka. Czasami wierzył, że ją znajdzie, tak jak miał nadzieję odnaleźć swoich zaginionych rodziców. Teraz przestał się łudzić.

Upił łyk piwa i ciężko wypuścił powietrze z płuc. Obserwował światła nad zatoką i na plaży. Z domu miał dobry widok na miejsce katastrofy. Dziwiło go tylko, że jeszcze nie wyciągnęli wraku z dna.

Daria do niego przyszła, położyła rękę na jego plecach i przyłożyła policzek do jego ramienia. Szady nie zmienił pozycji. Palił papierosa w ciszy. Wyobrażał sobie, co zrobiłby ze skurwysynem, gdyby wpadł w jego ręce za życia. Może jeszcze będzie miał szansę?

- Dzwoniłam do znajomego ze szpitala, pilot nie przeżył. – Daria odpowiedziała na jego niewypowiedziane pytanie. – Przykro mi.

Wzięła od niego papierosa i zaciągnęła się kilka razy. Oddała mu go, zabijając smak tytoniu whisky z lodem. Daria była jedną z nielicznych dziewczyn jakie znał, które wolały pić ciężki alkohol zamiast piwa z sokiem.

- A mi jest przykro dlatego, że sam nie zdołałem udupić skurwysyna – powiedział, zatrzymując szyjkę butelki przed wargami. Nad zatoką latały dwa helikoptery, świeciły reflektorami w jedno miejsce. Obok tych świateł przepływały trzy pontony. Najwyraźniej szykowali się do wyjęcia wraku.

- Co tam przeczytałeś? – Wsunęła dłoń pod jego koszulkę, chwilę pogłaskała go po plecach, a później zaczepiła palce o szlufki spodni. Wciąż opierała się głową o jego ramię, popijając zimną whisky.

Opowiedział jej pokrótce, co zdołał przeczytać w pamiętniku nieboszczyka. Kiedy doszedł do fragmentu z dzieckiem Daria się odsunęła. Oparła się plecami o barierkę i wpatrywała w dno szklanki. Wiosenny wiatr unosił jej kolorowe pasemka włosów.

Pomyślał o dziewczynce z niebieskimi oczami. Tej małej istocie, która trafiła w ręce potwora bez serca i sumienia. Szady poświęcił dwa miesiące na poszukiwania, nie wiedząc, że dziewczynka sczezła skatowana na śmierć przez psychopatę ze stresem pourazowym. Nie wiedział czy wizja, jaką miał o porwaniu i przytrzymywaniu dziecka w piwnicy, była lepsza od prawdy.

Szady wyrzucił niedopałek w powietrze, pomarańczowy żar zniknął w trawniku.

- Co zamierzasz z tym zrobić? – spytała Daria, odwracając się w kierunku wyławianego wraku helikoptera.

- Przeczytać do końca.

- Wiesz, że nie to miałam na myśli.

- Znajdę ciała i przywrócę rodzinom spokój. Przynajmniej tym, którym się da. I żadne wojsko mnie przed tym nie powstrzyma.

Zobaczył liny zrzucane z helikopterów. Na horyzoncie wyłoniły się dwie wojskowe łodzie

Daria zabrała Szademu butelkę. Zerknął na wyrzutnie wyzierającą zza koron drzew. Poczuł ulgę. Wciąż nie mógł uwierzyć, że helikopter go ominął.

- Chodź do łóżka. – Daria pociągnęła go za ramię. – Przyda nam się odpoczynek. Albo przynajmniej jakaś rozrywka.

Odwrócił się w jej stronę, ale nie zrobił kroku. Daria w obcisłej koszulce na ramiączkach i majtkach wyglądała kusząco. Podniecał go ten widok, ale nie na tyle, aby zrezygnować z tego pamiętnika. Po prostu musiał wiedzieć, co stało się dalej. Ile jeszcze osób zabił psychopata w wojskowym mundurze.

Daria uchyliła drzwi balkonowe.

- Tylko nie siedź za długo, Szady. Pamiętaj, że jutro mamy pierwszą zmianę.

I wyszła, zostawiając go ze swoimi myślami. Może to i lepiej. W tej chwili wolał nie być w pobliżu bliskich. Mógłby niechcący wyładować na nich wściekłość. A wściekły był niemiłosiernie. Podniósł pustą butelkę po piwie i wyrzucił ją przed siebie. Trafił w drzewo. Trzask szkła był głośny, ale nie zdołał zagłuszyć szmeru śmigieł helikopterów.

Helikopter w zatoceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz