2

7 1 0
                                    


Na wojnie widziałem śmierć pobratymców, wynosiłem ich na wpół żywych z pola bitwy, brałem udział w wielu strzelaninach. Widziałem na wojnie tyle śmierci, że nie powinno mnie do niej ciągnąć po powrocie do domu. Ale pewnego dnia wojskowy terapeuta stwierdził, że cierpię na stres pourazowy i muszę zostać w ojczyźnie. Przyjęto mnie do helskiej jednostki i tam przestałem być gwiazdą lotnictwa, a stałem się zwykłym żołnierzykiem wykorzystywanym do akcji ratunkowych pijanych kretynów, przelotów prezydenckich, albo pokazów wojskowych. Sama nuda.

NUDA!!!

Myślę, że zabrakło mi tego dreszczyku emocji. Pobyt w spokojnej ojczyźnie nie był dla mnie. Mówiłem o tym swoim przełożonym, ale mnie nie słuchali. Odsyłali mnie z kwitkiem do terapeutów i tyle. A niby tak bardzo potrzebowali polskich żołnierzy na froncie. Gówno prawda.

Musiałem się rozerwać. Przecież byłem pułkownikiem Karolem Felsenem. Miałem na pagonie trzy gwiazdki i dwie belki. Byłem sławny. Odważny. Nie do zdarcia.



Szady odpiął się z pasów i pobiegł w kierunku zatoki. Przy okazji machnął do Darii.

- Wezwijcie pomoc! – krzyknął do sparaliżowanego tłumu.

Dobiegł do skarpy. Widział skrzydło helikoptera wystające z wody. Przeklął. Daria biegła w stronę schodów, ale on czuł, że nie ma na to czasu. Przykucnął i wstrzymał oddech. Skarpa była stroma i kamienna. A niech to diabli. Zeskoczył, wpadł w miękki piasek, jedna noga w nim ugrzęzła. Poleciał do przodu, na szczęście w odpowiednim momencie zrobił fikołka. Zdawało mu się, że zauważył w krzakach coś brązowego, ale to zignorował. Tuż przed kolejnym zboczem zdołał wstać. Z rozbiegu wyskoczył i wykonał kolejny fikołek. Na plaży zdjął kurtkę.

Woda, jak na wczesne lato była chłodna. Wbiegł do zatoki, nie zwalniając do chwili, aż zanurzył się powyżej pasa. Rzucił się na główkę i popłynął wpław. Cieszył się, że trenował do antyterrorystów, dzięki temu wzmocnił kondycję. Poza tym pogoda dopisywała i brakowało fal, które mogłyby go odpychać. Martwił się jednak o prądy, ale odpłynął tak daleko od brzegu, że nie zamierzał zawracać.

Odpoczął przy śmigle, wyrównując oddech. Zauważył na czarnej farbie logo wojskowe. Nie będzie wesoło, jak zlecą się szychy w moro. Obejrzał się za siebie. Daria płynęła w jego stronę.

Zanurkował i podpłynął do okna od strony pilota. Zobaczył człowieka w mundurze z sił powietrznych. Przybliżył nos do szyby, żeby się przyjrzeć. Głowa pilota leżała bezwładnie na kokpicie, ze zwisających wzdłuż ciała rąk ściekała krew. Szady pociągnął za klamkę. Zamknięte. Kilka razy uderzył łokciem w szybę. Bez skutku. Podpłynął do tylnych drzwi, zaparł się całym ciałem o metalową ściankę i pociągnął. Ani drgnęło.

Wypłynął na powierzchnię. Daria już przy nim była.

- Musisz mi pomóc. Trzeba otworzyć drzwi – sapał między słowami.

- Pod wodą? Zanim do ciebie popłynęłam pomyślałam, że zabiorę to z twojej kurtki. – Pokazała mu długopis ze zbijakiem do szyb.

- Jesteś genialna – zabrał go od niej i zanurkował.

Daria została na powierzchni, może to i lepiej. Podpłynął do helikoptera, który osiadał na dnie. Mieli szczęście, że rozbił się w zatoce, a nie w morzu. Przytknął ostrze do dolnego rogu szyby i trzasnął. Szyba popękała. Powtórzył jeszcze raz.

Poczekał, aż woda wypełniła wnętrze helikoptera i wpłynął do środka. Pilot dryfował przypięty pasami. Szady wyjął z kieszonki nóż, rozciął pas. Później spróbował przepchnąć pilota w kierunku rozbitej szyby.

Cholera. Kawałki szkła pływały obok nich. Udało mu się podpłynąć pod dach, wyprostować lotnika i w ten sposób wypchnąć go z maszyny. Później sam wypłynął, złapał pilota pod ramiona, odbił się nogami od dna i zaczął płynąć.

Poczuł znajomy ścisk w płucach. Zaczynało brakować mu powietrza.

Helikopter w zatoceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz